↧
Camino Frances / Dzień jedenasty
↧
Głobikowa z Kawęczyńskiej i Berdech- Potoki
↧
↧
Marzenie Tyrmanda
Marszałkowska - pl. Konstytucji - Waryńskiego - Nowowiejska - al. Wyzwolenia - Sempołowskiej - al. Armii Ludowej - Al. Ujazdowskie - Agrykola - Szwoleżerów - 29 Listopada - Czerniakowska - Suligowskiego - Podchorążych - Sielecka - Jazgarzewska - Sobieskiego - Beethovena - Witosa - Becka - Most Siekierkowski - Wał Miedzeszyński - Ligustrowa - Bronowska - Masłowiecka - Jeziorowa - Panoramy - Wał Miedzeszyński - Cyklamenów - Heliotropów -- Heliotropów - Cyklamenów - Wał Miedzeszyński - Most Siekierkowski - Becka - Witosa - Bobrowiecka - Czerska - Podchorążych - Suligowskiego - Czerniakowska - 29 Listopada - Szwoleżerów - Myśliwiecka - Górnośląska - Wiejska -
Frascatii - Nulla - al. Na Skarpie - Prusa - Wiejska - Jazdów - al. Armii Ludowej - Sempołowskiej - al. Wyzwolenia - Nowowiejska - Waryńskiego - Pl. Konstytucji - Koszykowa - Lwowska - Poznańska - Wilcza - Emilii Plater - Koszykowa - Piękna
Skoro już o domach, to warto odnotować dziś pewne myśli, które trapią mnie od dawna i wiążą się w motyw jak gdyby literacki, a może gęstnieją w filozoficzną zadumę, choć nie bardzo wiem, co to znaczy. Kiedy zamieszkałem w YMCA w 1948 roku, okno mego ówczesnego pokoju wychodziło na skwerek przy zbiegu ulic Konopnickiej, Frascati i Pułkownika Nullo. Zaraz za rogiem, na sąsiedniej alei Na Skarpie, mieściły się przed wojną biura ambasady francuskiej, do których w roku 1938 chodziłem po mą studencką wizę. W owym czasie Warszawa piękniała z miesiąca na miesiąc, te zaś ulice owiane były samym czarem istnienia, dostatkiem, elegancją najlepszych dzielnic – niepokalana czystość trotuarów, zieleń trawników, modny, wielkomiejski dobrobyt. Na rogu Frascati i Pułkownika Nullo właśnie wykańczano dom o kubaturze wskazującej, że budują ludzie bogaci, jako rezydencję lub na ograniczony wynajm czynszowy. Stylistycznie wywodził się, jak tu wszystko, z Bauhausu i od Perreta, ale był już dalej o dwie dekady niepohamowanego rozwoju funkcjonalnych form, współczesnych tworzyw, metali, ceramik, mas plastycznych. Byłem młody, z niezamożnej kamienicy na Trębackiej, chciwy spełnień materialnych, które zdawały mi się rdzeniem powodzeń, i dom ten kojarzył mi się z urodą egzystencji z przedwojennych komedii filmowych, hollywoodzkich i rodzimych: fascynujący, motyli byt milionerów i gwiazd ekranu pośród błyskotliwych akcesoriów w geometryczną sztancę, opływowych mebli, Myrna Loy lub Maria Malicka na modernistycznie giętych sofach. Już miałem francuską wizę, lecz ciągle wracałem na Frascati, dom stał się stymulatorem wyobrażeń o sukcesach nowoczesności, za jakimi gonią młodzi i zgłodniali czegoś lepszego, darmową próbką świata Noél Cowarda, Żabczyńskiego, choćby Dymszy w filmie "Wacuś". Syciłem oczy jego konstruktywistycznym zwieńczeniem w zielonkawym okafelkowaniu, tarasem wkomponowanym w bryłę. Roiłem, że kiedyś będę miał pieniądze, wrócę tu i postaram się o ten dom.
Później uczyłem się architektury w Paryżu na Beaux-Arts i świetniejsze egzemplarze stylu zatarły we mnie dom z Frascati, co nietrudno, gdy ma się osiemnaście lat. Wrócił, znacząco i dziwnie, gdy w wojnę mieszkaniem moim stały się baraki i więzienia, obskurne hotele i okrętowe kubryki, na europejskich rozłogach pomiędzy Prypecią a Stavanger. Czyli wrócił jako przedmiot marzeń o godności życia, o jakimś pięknie. Przewracałem się na barłogach ze zgniłej słomy, na podłogach więziennych cel, na dechach koj, na pryczach obozów, i pod powiekami biegły obrazy o tym, jak ja tam mieszkam, opalam się na tarasie, wchodzę po schodach otoczonych boazerią, ja na wykwintnej ulicy, w ramach wielkomiejskich doskonałości. „Mieszkać tam, mieszkać tam…” takie słowa, jak modlitwa, stapiały zamiar, pragnienie i nieziszczalność wśród nocnych wyziewów niewoli. Przez lata dom był symbolem, jak każdy ideał wymazany z rachub przez trzeźwość.
Gdy dostałem klucz do mego pokoju w YMCA, po raz pierwszy przekroczyłem jego próg i miałem przed sobą czyste, jasne mieszkanie, szczupłe, lecz podówczas równe w Warszawie pałacom, podszedłem do okna i wzrok mój spoczął na domu, odległym ode mnie o niewielki skwerek. Był w rozkładzie: okna zabite dyktą, tynk odrapany, wspomnienie po trawniku, upstrzone nieczystościami, obudowa tarasu rozłupana przez pocisk czy zaniedbanie, drzwi oblazłe z politury, zielone farfury na zwieńczeniu potrzaskane, brudne, co drugiej nie ma. Sformułowałem w sobie, a może nawet powiedziałem głośno do siebie: „Moje marzenie…”
Później uczyłem się architektury w Paryżu na Beaux-Arts i świetniejsze egzemplarze stylu zatarły we mnie dom z Frascati, co nietrudno, gdy ma się osiemnaście lat. Wrócił, znacząco i dziwnie, gdy w wojnę mieszkaniem moim stały się baraki i więzienia, obskurne hotele i okrętowe kubryki, na europejskich rozłogach pomiędzy Prypecią a Stavanger. Czyli wrócił jako przedmiot marzeń o godności życia, o jakimś pięknie. Przewracałem się na barłogach ze zgniłej słomy, na podłogach więziennych cel, na dechach koj, na pryczach obozów, i pod powiekami biegły obrazy o tym, jak ja tam mieszkam, opalam się na tarasie, wchodzę po schodach otoczonych boazerią, ja na wykwintnej ulicy, w ramach wielkomiejskich doskonałości. „Mieszkać tam, mieszkać tam…” takie słowa, jak modlitwa, stapiały zamiar, pragnienie i nieziszczalność wśród nocnych wyziewów niewoli. Przez lata dom był symbolem, jak każdy ideał wymazany z rachub przez trzeźwość.
Gdy dostałem klucz do mego pokoju w YMCA, po raz pierwszy przekroczyłem jego próg i miałem przed sobą czyste, jasne mieszkanie, szczupłe, lecz podówczas równe w Warszawie pałacom, podszedłem do okna i wzrok mój spoczął na domu, odległym ode mnie o niewielki skwerek. Był w rozkładzie: okna zabite dyktą, tynk odrapany, wspomnienie po trawniku, upstrzone nieczystościami, obudowa tarasu rozłupana przez pocisk czy zaniedbanie, drzwi oblazłe z politury, zielone farfury na zwieńczeniu potrzaskane, brudne, co drugiej nie ma. Sformułowałem w sobie, a może nawet powiedziałem głośno do siebie: „Moje marzenie…”
Marzenie Tyrmanda © oelka
Powyższy cytat pochodzi z zapisków jakie
Leopold Tyrmand prowadził w "Dzienniku 1954". Tak się bowiem złożyło, że zajechałem tym razem na ulicę Frascati, która pojawia się w jednym z wpisów do "Dziennika", jaki w roku 1954 prowadził przyszły autor "Złego". Swoje rozważania o domu Tyrmand zapisał pod datą 8 marca. Tyrmand pisał o budynku "na rogu Frascati i Pułkownika Nullo". Gdyby przyjąć to dosłownie musiała by to być willa profesora Antoniego Kostaneckiego
przy Frascati 8/10 róg płk.Nullo, zaprojektowana przez Lecha Niemojewskiego i zbudowana w roku 1935. Tak więc Tyrmand w 1938 mijał już wykończony budynek, którego na dokładkę nie mógł by oglądać po wojnie z okna siedziby YMCA, gdyż willa ta została dokumentnie zniszczona w 1944 roku.
Jak wyglądała przed wojną można zobaczyć na stronie
Warszawa1939.pl. Nie był to raczej przykład skrajnego funkcjonalizmu, jeśli dobrze zrozumieć słowa autora "Dziennika 1954"
Może więc sąsiedni narożnik obu ulic z pod numerem 12?
Może więc sąsiedni narożnik obu ulic z pod numerem 12?
Też raczej nie. Willa architekta Wacława Kijewskiego powstała przed 1929 rokiem. Umiarkowanie modernistyczny dom z wysokim dachem krytym dachówką też raczej nie mógł spełniać wymogów opisu literackiego. Po przebudowie w latach 2004-5 jest to budowla niemal klasycystyczna. Co ciekawe już w 1936 roku Feliks Michalski sporządził dla Józefa Handzelewicza projekt nadbudowy tego domu, którego realizacji nie zdążono rozpocząć przed wybuchem wojny. Dom spłonął w 1944 roku. Tak więc Tyrmand oglądał zapewne wypalone mury tej willi. Po wojnie został dość tymczasowo odbudowany. Kolejny budynek pod numerem 18 to willa księżnej Jadwigi Lubomirskiej.
Jednak czas budowy koło 1925 roku i niebyt modernistyczny styl raczej dyskwalifikuje tą willę. W takim razie cofamy się za wylot ulicy pułkownika Nullo. O willi pod numerem 8/10 już pisałem. Dzisiaj w jej miejscu stoi niewielki budynek z lat 60. XX wieku. Dalej znajduje się willa pod numerem 6.
Powstała jednak w momencie gdy Tyrmand miał 5 lat życie za sobą, czyli w roku 1925. Dom posiadał przed wojną wysoki dach z facjatami, po wojennych zniszczeniach zamiast facjat otrzymał dodatkowe piętro i niski płaski dach. W takim razie ostatnia z willi przy ulicy Frascati, pod numerem 4. Już sam nawet obecny wygląd sugeruje, że może być to obiekt marzeń Tyrmanda.
Jest to willa Chmielewskich pod numerem Frascati 4. Powstała w latach 1937-38 według projektu katowickiego architekta Karola Schayera. Budową kierowała architekt Maria Wroczyńska z Warszawy.
Obecny wygląd różni się od tego z okresu międzywojennego. Wówczas willa była dwupiętrowa z dużym tarasem na ostatniej kondygnacji. Nad tarasem górowała ażurowa konstrukcja z dużym kolistym otworem w bocznej ścianie obok wielkiego okna z klatki schodowej. Jak wyglądał ten budynek w czasie gdy Tyrmand podążał do ambasady Francji przy alei Na Skarpie obrazuje zdjęcie z miesięcznika "Arkady" nr. 9 z 1938 roku:
Obecny wygląd różni się od tego z okresu międzywojennego. Wówczas willa była dwupiętrowa z dużym tarasem na ostatniej kondygnacji. Nad tarasem górowała ażurowa konstrukcja z dużym kolistym otworem w bocznej ścianie obok wielkiego okna z klatki schodowej. Jak wyglądał ten budynek w czasie gdy Tyrmand podążał do ambasady Francji przy alei Na Skarpie obrazuje zdjęcie z miesięcznika "Arkady" nr. 9 z 1938 roku:
Osobą, która powiązała opis w "Dzienniku" Tyrmanda z willą Chmielewskich był
profesor Tadeusz Stefan Jaroszewski, uznany nieżyjący niestety już historyk sztuki. Dom przy Frascati 4 był niewątpliwie przykładem awangardowej architektury, ukończony w 1938 roku, a więc w czasie gdy Tyrmand podążał tędy do ambasady. Po zniszczeniach wojennych niezbyt poważnych został odbudowany, jednak zabudowano przed 1958 rokiem taras na górnej kondygnacji oraz kolisty prześwit. Podczas ostatnich remontów zniknęły imitujące płyty elewacyjne liniowe podziały tynku. Marzenie Tyrmanda zostało dopasowane do nowej epoki i potrzeb. Z luksusowej willi stało się kamienicą z kwaterunkowymi mieszkaniami i biurami. Tu przez wiele lat urzędował na przykład Polski Komitet Olimpijski w latach 1958-68 oraz 1974-2004. W 1958 roku sprowadził się tu z budynku przy Wilczej 51, gdzie miał swoją siedzibę w latach 1955-58. Ciekawie wiąże się to z życiorysem Tyrmanda, który interesował się sportem. Był bowiem przez jakiś czas recenzentem imprez sportowych tygodnika "Przekrój". W 1950 roku został usunięty z redakcji, gdy skrytykował stronniczość sędziów radzieckich w turnieju bokserskim.
Dom Chmielewskich jest przykładem nurtu architektury, którą można za profesorem Jaroszewskim nazwać luksusową. Inwestorzy bardzo często zostawiali wolną rękę projektantom w doborze formy i materiałów. W efekcie powstawały bardzo solidne od strony technicznej budynki z bardzo drogim wyposażeniem.
13 października 2013 roku prezentowałem położoną w alei Na Skarpie willę Bohdana Pniewskiego. Ten uznany architekt przebudował na dom dla siebie zlokalizowany na brzegu skarpy letni pałac księcia Kazimierza Poniatowskiego, który podobno służył również jako miejsce spotkań masonów. Budynek ten należący obecnie do Muzeum Ziemi PAN, posiada na klatce schodowej ślady krwi będące pamiątką z czasów Powstania Warszawskiego. W tym samym wpisie zaprezentowałem również kamienice przy ulicy Konopnickiej 5 i 3. Znajdujące niemal przy ulicy Frascati.
Z czasem na pewno opiszę siedzibę YMCA przy ulicy Konopnickiej i Prusa, gdzie w jednym z pokoi zamieszkiwał Leopold Tyrmand. Zresztą z tym budynkiem wiążą się również moje wspomnienia tyle, że z czasów gdy pisarz już od ponad dziesięciu lat przebywał na emigracji.
Na razie z najbliższego sąsiedztwa tego budynku opisałem 4 maja 2014 willę Merliniego przebudowaną przez Franciszka Marię Lanciego w latach 50. XIX wieku.
13 października 2013 roku prezentowałem położoną w alei Na Skarpie willę Bohdana Pniewskiego. Ten uznany architekt przebudował na dom dla siebie zlokalizowany na brzegu skarpy letni pałac księcia Kazimierza Poniatowskiego, który podobno służył również jako miejsce spotkań masonów. Budynek ten należący obecnie do Muzeum Ziemi PAN, posiada na klatce schodowej ślady krwi będące pamiątką z czasów Powstania Warszawskiego. W tym samym wpisie zaprezentowałem również kamienice przy ulicy Konopnickiej 5 i 3. Znajdujące niemal przy ulicy Frascati.
Z czasem na pewno opiszę siedzibę YMCA przy ulicy Konopnickiej i Prusa, gdzie w jednym z pokoi zamieszkiwał Leopold Tyrmand. Zresztą z tym budynkiem wiążą się również moje wspomnienia tyle, że z czasów gdy pisarz już od ponad dziesięciu lat przebywał na emigracji.
Na razie z najbliższego sąsiedztwa tego budynku opisałem 4 maja 2014 willę Merliniego przebudowaną przez Franciszka Marię Lanciego w latach 50. XIX wieku.
Więcej na Marzenie Tyrmanda
↧
Kaukaz 2014 dzień 18
↧
Kaukaz 2014 dzień 19
Ghvedi- Tskhunkuri- jaskinia Prometeusza- Tskaltubo
Jaskinia Prometeusza
Tskaltubo- targ
Więcej na Kaukaz 2014 dzień 19
Jaskinia Prometeusza
Tskaltubo- targ
Więcej na Kaukaz 2014 dzień 19
↧
↧
Skomlin
(Wpis zaległy). Pierwszy wjazd rowerem na teren Województwa Łódzkiego. Zaliczone nowe gminy: Gorzów Śląski, Praszka, Byczyna (opolskie) i Skomlin, Łubnice oraz Bolesławiec (łódzkie).
Ostatnia wycieczka przed BBT. Rano mgła, później mżawka przechodząca w deszcz.
Mapka:
Więcej na Skomlin
Ostatnia wycieczka przed BBT. Rano mgła, później mżawka przechodząca w deszcz.
Mapka:
Więcej na Skomlin
↧
Bolków
Na koniec pobytu w Sudetach wypadało powiększyć bilans gminny. Dziś trzy nowe: Marciszów, Janowice Wielkie i Bolków.
Poranki w górach już zimne.
Więcej na Bolków
Poranki w górach już zimne.
Więcej na Bolków
↧
Podwójna pętla przez Rozdroże Kowarskie
Kto to widział, aby na urlopie wstawać o świcie, siadać na rower i jeździć po górach?
Więcej na Podwójna pętla przez Rozdroże Kowarskie
Więcej na Podwójna pętla przez Rozdroże Kowarskie
↧
Wołczyn
W drodze z Sudetów do domu zatrzymujemy się na dwa dni w Kluczborku u teściów. Jest okazja do małej wycieczki rowerowej po okolicy pod pretekstem szlifowania farmy na BBTour. Przy okazji nowe gminy: Lasowice Wielkie, Murów i Wołczyn. Wracam już po ciemku. Jakie te dni krótkie!
Więcej na Wołczyn
Więcej na Wołczyn
↧
↧
Miszkowice - Rozdroże Kowarskie - Miszkowice
↧
Kamienna Góra i Lubawka
↧
Bukówka-Szczepanów
Po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana i jego rehabilitacją wsiadam "na poważnie" na rower, aby odzyskać choć trochę sprawności i kondycji przed BBT. W cudownych okolicach Lubawki pierwsza przejażdżka.
Więcej na Bukówka-Szczepanów
Więcej na Bukówka-Szczepanów
↧
Kaukaz 2014 dzień 20
Gruzja: Tskaltubo-Kutaisi-lotnisko Kutaisi
Polska -lotnisko Okęcie-Brwinów
Kutaisi - złote runo
lotnisko -powrót do domu
Więcej na Kaukaz 2014 dzień 20
Polska -lotnisko Okęcie-Brwinów
Kutaisi - złote runo
lotnisko -powrót do domu
Więcej na Kaukaz 2014 dzień 20
↧
↧
MTBCH etap V
No to jeszcze szybki wpierdol i wakacje, jak mawiał klasyk. Przed nami ostatni, najdłuższy i najbardziej męczący etap, gdzie oprócz nakładającego się zmęczenia i dystansu dostaliśmy w gratisie fatalną pogodę, która podrasowała profil wysokościowy. Na trasie na zmianę błoto, kamienie z błotem, błotniste łąki, błotniste błoto, przeloty asfaltami i różne kombinacje wcześniej wymienionych.
Początek idzie dosyć szybko, jednak ilość rowerów na grząskich ścieżkach robi swoje i ogon musi się zdecydowanie bardziej namęczyć, więc peleton z każdym kilometrem się rozjeźdża. Przed 2 bufetem techniczny zjazd zamienia się w błotnistą rynnę przerywaną błotnistymi kałużami, po 4 otb postanawiam zrobić sobie przerwę na spacer. Za bufetem znowu asfalty, wioski, przeloty szutrami i asfaltami tak dziurawymi, że strach się rozpędzać.
Dalej fajny, techniczny podjazd na Suchy Wierch, straszna pizgawa na łakach, bufet, przelot asfaltem pod na ostatni podjazd i dojazd do mety singlem z zeszłorocznego prologu. Na deser finisher, pierwszy ciepły prysznic od kilku dni i strzała do domu, bo impreza finałowa znowu jakaś niemrawa.
Więcej na MTBCH etap V
Początek idzie dosyć szybko, jednak ilość rowerów na grząskich ścieżkach robi swoje i ogon musi się zdecydowanie bardziej namęczyć, więc peleton z każdym kilometrem się rozjeźdża. Przed 2 bufetem techniczny zjazd zamienia się w błotnistą rynnę przerywaną błotnistymi kałużami, po 4 otb postanawiam zrobić sobie przerwę na spacer. Za bufetem znowu asfalty, wioski, przeloty szutrami i asfaltami tak dziurawymi, że strach się rozpędzać.
Dalej fajny, techniczny podjazd na Suchy Wierch, straszna pizgawa na łakach, bufet, przelot asfaltem pod na ostatni podjazd i dojazd do mety singlem z zeszłorocznego prologu. Na deser finisher, pierwszy ciepły prysznic od kilku dni i strzała do domu, bo impreza finałowa znowu jakaś niemrawa.
Więcej na MTBCH etap V
↧
z serwisu
Pech chciał, że chłopaki nie mieli zapasu na rozwalony łańcuch, więc zabrałem rower i poleciałem do Wrzeszcza, gdzie przy drugiej próbie, z wielkim fochem, udało mi się nabyc łańcuch półcalowy do miejskiego. A skoro rower działa, to grzechem było nie skorzystać.
Więcej na z serwisu
Więcej na z serwisu
↧
Mysłakowice
Na dziś plan "krajoznawczy" jadę do Mysłakowic zobaczyć słynne tyrolskie domy i przy okazji zaliczyć Mysłakowice jako gminę.
Trasa już rozpoznana. Podjazd pod Rozdroże Kowarskie. Zjazd do Kowar. Kostrzyca (byłem tam na koloniach w 1984 r.; nic nie pamiętam z topografii tej wioski) i same Mysłakowice.
Mapka:
Więcej na Mysłakowice
Trasa już rozpoznana. Podjazd pod Rozdroże Kowarskie. Zjazd do Kowar. Kostrzyca (byłem tam na koloniach w 1984 r.; nic nie pamiętam z topografii tej wioski) i same Mysłakowice.
Mapka:
Więcej na Mysłakowice
↧
Przełęcz Okraj
↧
↧
Trening
↧
Z kuzynem
↧
Do roboty
↧