Quantcast
Channel: bikestats.pl | Wycieczki
Viewing all 9517 articles
Browse latest View live

Ratunkowa kamienica

$
0
0
Marszałkowska - pl. Konstytucji - Waryńskiego - Nowowiejska - Polna - Waryńskiego - Pole Mokotowskie - Banacha - WUM - Pawińskiego - Siemieńskiego - Skorochód-Majewskiego - Korotyńskiego - Sierpińskiego - Racławicka - Sąchocka - Okińskiego - Mołdawska - Sulmierzycka - al. Dwudziestolatków - Sulmierzycka - Mołdawska - Korotyńskiego - Skorochód-Majewskiego - Dickensa - Białobrzeska - Barska - Filtrowa - Nowowiejska - Waryńskiego - pl. Konstytucji - Koszykowa - Lwowska - Poznańska - Wilcza - Chałubińskiego - Hoża - Marszałkowska

Wracając wieczorem do domu wpadłem na pomysł zrobić zdjęcie pewnej kamienicy, która spełnia ważną rolę w sytuacji gdy szybko i bez zwłoki ktoś potrzebuje pomocy medycznej. Od wielu lat taką pomoc można uzyskać na narożniku Hożej i Poznańskiej.

Ratunkowa kamienica
Ratunkowa kamienica © oelka

Niemal do końca XIX wieku w Warszawie nie było instytucji, która w zorganizowany sposób byłaby w stanie pomóc chorym i ofiarom różnych wypadków, których wraz z rozwojem przemysłu i transportu przybywało.
Początek zorganizowanej pomocy chorym i rannym to rok 1863, gdy z inicjatywy Jeana Henriego Dunanta powołany został komitet będący zaczątkiem Czerwonego Krzyża. Dunant miał okazję widzieć miejsce bitwy pomiędzy wojskami austriackimi i francusko-włoskimi koło Solferino w 1859 roku. Bitwa ta pochłonęła koło 40 tysięcy ofiar. Część z nich umierała, gdyż brakowało zorganizowanej pomocy medycznej. W ten sposób w roku 1863 powstał Komitet Pięciu gdzie oprócz Dunanta zasiedli mieszkający w Genewie: Gustave Moynier, gen. Guillaume Henri Dufour, dr Louis Appia i dr Théodore Maunoir), który zaczął funkcjonować pod nazwą Międzynarodowy Komitet Pomocy Rannym. Jako symbol przyjęto odwrotność flagi szwajcarskiej, czyli czerwony krzyż na białym polu. Wkrótce komitet zmienił nazwę na Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Komitety zaczęły powstawać w kolejnych państwach, gdzie znaleźli się krzewiciele idei pomocy rannym i ofiarom wojen. W 1864 roku udało się doprowadzić do powstania Konwencji Genewskiej - traktatu międzynarodowego o „polepszeniu losu rannych w armiach czynnych”.
Pojawiła się też idea pomocy rannym i chorym nie tylko na polu bitwy, ale również w codziennym życiu. Tu takim zdarzeniem, które zapoczątkowało szerszą akcję, był pożar Ringtheater w Wiedniu, w dniu 8 grudnia 1881 roku, gdzie wiele ofiar podobnie jak na wojnie wynikało z braku zorganizowanej pomocy medycznej. Podczas tego pożaru zginęły 384 osoby.  W efekcie tego zdarzenia Jaromír Mundy doprowadził do powstania w Wiedniu „Wiener Freiwillige Rettungsgesellschaft“, czyli pogotowia ratunkowego. Ten pomysł szybko wzbudził zainteresowanie wśród lekarzy w Warszawie. Inicjatorem powstania pogotowia w Warszawie był dr. Józef Zawadzki, który zebrał grupę lekarzy zainteresowanych lekarzy. Sam Zawadzki odbywał praktykę w Wiedniu, znał więc świetnie organizację tamtejszego pogotowia. Osobą, która miała duży udział w powołaniu takiej placówki był Konstanty hrabia Przeździecki. Doprowadził on do zatwierdzenia przez cara statutu stowarzyszenia zajmującego się doraźną pomocą medyczną. Po jego śmierci w 1896 roku ideę kontynuował jego brat Gustaw. 23 lutego 1897 roku powołano Towarzystwo Doraźnej Pomocy Lekarskiej, które miało prowadzić i organizować działalność pogotowia. Dzięki majątkowi rodziny Przeździeckich udało się skompletować wyposażenie pochodzące z wystawy medycznej, oraz zorganizować pierwszy lokal przy ulicy Ordynackiej. Dwa tygodnie po rozpoczęciu działalności w sierpniu 1897 roku Pogotowie musiało zapewnić zabezpieczenie medyczne podczas przyjazdu cara do Warszawy. Dwa dni później karetki konne pogotowia zdołały w bardzo szybkim tempie obsłużyć umyślne fałszywe wezwania oraz stawić się w Szpitalu Ujazdowskim przed obliczem cara i jego małżonki. Ta sprawność zaimponowała carskiej administracji oraz ułatwiła działalność Towarzystwa. Pogotowie w Warszawie było po Krakowie i Lwowie trzecim na ziemiach polskich, ale za to pierwszym na terenach należących do Rosji.
Wkrótce najważniejszym problemem było zorganizowanie stałej siedziby pogotowia, którą postanowiono zorganizować w północno-zachodniej części Warszawy. Tu bowiem spodziewano się największej ilości różnych zdarzeń, co związane jest z dużą liczbą mieszkańców w tej części miasta. Jeszcze w 1897 roku udało się wydzierżawić lokal przy ulicy Leszno 25. Obecnie jest to aleja Solidarności 105. Pod tym adresem kryje się jeden z ciekawszych zabytków zachowanych w alei Solidarności czyli kamienica Jacobsona zbudowana koło roku 1780. , widoczny na poniższym zdjęciu. Jednak układ tego budynku i jego oficyn w żaden sposób nie pasuje do schematu lokalu opublikowanego w opracowaniu z okazji 35. lat istnienia Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej na stronie 50. Schemat dość nieźle pasuje bowiem do oficyny budynku przy ulicy Leszno 23. Dodatkowo w Kalendarzu Informacyjno-Encyklopedycznym na rok 1937 na stronie 98 opublikowano zdjęcie budynku przy Lesznie 23:


Możliwe, że autor historii pogotowia, doktor Józef Zawadzki pomylił adres wpisując numer 25 zamiast 23. Jednak ustalenie tego wymagałoby dostępu do dokumentów, o ile się takowe zachowały.
Wątpliwości nie budzi kolejna siedziba towarzystwa i pogotowia. Wzrastające zapotrzebowanie na usługi pogotowia, wymagały zwiększenia ilości karetek i personelu a więc i większego lokalu, stajni, wozowni. Dlatego też 1903 roku wydzierżawiono całą kamienicę przy ulicy Leszno 58, która w 1904 roku stałą się własnością Towarzystwa. Dzisiaj po zmianie nazwy, numeracji oraz poszerzeniu ulicy trudno jest odleźć miejsce gdzie stał. Pamiętając, że ulica była poszerzona po stronie parzystej, jest to obecnie jezdnia przy torach tramwajowych naprzeciwko zachodniej części gmachu sądów w alei Solidarności. Po stronie parzystej stoi tam obecnie jeden z bloków Muranowa pod adresem aleja Solidarności 84.


W podwórzu kamienicy przy Leszno 58 zorganizowano zaplecze techniczne. Początkowo używano karetek konnych. W 1909 roku pojawił się pierwszy samochód. Po nim dość szybko następne. Samochody okazały się bardzo wydajnym środkiem do transportu chorych. Od 1910 roku karetki konne wykorzystywano tylko do przewozu chorych. Samochody zaś obsługiwały zgłoszenia. Szerzej karetki konne powróciły jeszcze podczas okupacji niemieckiej w czasie I wojny światowej, gdy Niemcy zarekwirowali samochody i części do nich. Po zakończeniu wojny samochody powróciły do pracy w pogotowiu. Z karetek konnych zrezygnowano ostatecznie do 1926 roku. Poniżej zdjęcie zaplecza i samochodów stacjonujących przy ulicy Leszno 58.


W tym czasie karetki jak widać nie wyróżniały się kolorystyką czy wyraźnie widoczną sygnalizacją spośród innych pojazdów.
W 1927 roku Towarzystwo Doraźnej Pomocy Lekarskiej zorganizowało drugą stację we własnym budynku przy narożniku Poznańskiej i Hożej. Nową stację uruchomiono 24 czerwca 1928 roku. Od 1 sierpnia 1936 druga stacja działała całodobowo. Wejście do stacji znajdowało się od ulicy Poznańskiej.



Kamienica Karola Romanusa przy Hożej 56 powstała po roku 1880. Zajmowała działkę narożną z ulicą Poznańską. Kształt działki spowodował, że budynek został zbudowany wzdłuż Hożej. W późniejszym czasie, po 1891 roku zbudowano oficynę wzdłuż wschodniej i północnej granicy posesji.  W rekach Towarzystwa znalazła się po 1917 roku, gdy została zapisana Towarzystwu przez panią Helbingową.
Za sprawą okolicznościowych wydawnictw dość nieźle znamy historię pogotowia do roku 1937. Stosunkowo trudniej napisać coś o okresie II wojny światowej. Wiadomo, że pogotowie działało pod przymusowym zarządem niemieckim. Szczególnie ciekawa może być w tym okresie historia stacji przy Lesznie, która znajdowała się przy styku z terenem Getta. Kresem działalności Pogotowia było Powstanie Warszawskie. Budynek przy Leszno 58 został zburzony do fundamentów, natomiast przy Hożej 56 spalony. Tabor pogotowia Niemcy ewakuowali z Warszawy.
6 listopada 1945 roku z inicjatywy doktora Aleksandra Mula uruchomiono stację pogotowia przy Ząbkowskiej 42. Na lewym brzegu Wisły tymczasową siedzibą była Hoża 41. Wobec zniszczeń budynku przy ulicy Leszno i budowy Trasy W-Z w miejscu siedziby pogotowia zrezygnowano z odbudowy gmachu. W  1948 roku odbudowano natomiast budynek przy Hożej 56 przeznaczając cały gmach na potrzeby pogotowia, które po wojnie stało się instytucją państwową. Z czasem uruchomiono również dodatkowe stacje pogotowia w poszczególnych dzielnicach, aby skrócić czas dojazdu do zdarzeń.


Podczas odbudowy gmachu przy Hożej 56 zrezygnowano z odbudowy oficyn. Przebudowano też bramę od Hożej na hol wejściowy.


W ramach budowy osiedla M-15 w 1958 roku powstał również blok 15 M b zaprojektowany przez Jerzego Jezierskiego, który jest rozbudową stacji pogotowia. Osiedle M-15 zaprojektowane zostało przez zespół pod kierunkiem Zygmunta Stępińskiego. Szerszy opis tego osiedla zamieścił w "Stolicy"  nr 32 z 10 sierpnia 1958 roku Stanisław Jankowski. O tym osiedlu napiszę w przyszłości. Zbudowanie nowego budynku wzdłuż Poznańskiej, tuż obok dotychczasowego budynku pozwoliło stworzyć oddział szpitalny przy Poznańskiej, w którym w 1970 roku uruchomiono salę reanimacyjną a w 1984 roku Specjalistyczny Oddział Kardiologiczny. Pogotowie od wielu lat powiązane jest administracyjnie ze Stołeczną Kolumna Transportu Sanitarnego. Tu przypomnę, że o SKTS pisałem przy okazji opisu ich garażu przy Woronicza zamieszczonego 27 lipca 2014. Warto dodać, że garaż przy Woronicza przypomina swoją architekturą projekty Waltera Gropiusa.
Pogotowie w Warszawie działa już od stu siedemnastu lat, ratując zdrowie i życie mieszkańców Warszawy. Mury budynku na rogu Hożej i Poznańskiej są jeszcze starsze. Liczą już blisko 134 lata. Od 86 lat służą pogotowiu. Pozostaje mieć nadzieję, że będą sobie z tym radziły jeszcze długo. W latach 90. XX wieku pojawiały się pomysły przeniesienie pogotowia poza ścisłe centrum Warszawy. Miało to skrócić czas dojazdu do potrzebujących. Tego typu pomysłu nie zostały zrealizowane. Może i lepiej.


Wpis związany jest z sierpniem. W momencie publikacji mamy zaś 31 grudnia. Dla pogotowia będzie to trudna noc związana z wyjazdami większości przypadków do tych, którzy chcą się zmierzyć z trudną sztuką korzystania z pirotechniki. Pracownikom pogotowia można życzyć aby wyjazdów takich i wszystkich pozostałych mieli jak najmniej. Nam zaś wszystkim abyśmy, czy to podczas jazdy na rowerze czy w innych sytuacjach, z usług pogotowia nie musieli korzystać.
Na koniec wszystkim czytelnikom życzę jak najlepszego roku 2015.


Więcej na Ratunkowa kamienica

Dolny Ślask(dzień 2)-Sudety

$
0
0
Trasa:
Wrocław(Wyspa Słodowa-Główny PKP)-pociąg-Kudowa Zdrój(i po)-Nachod-Kudowa Zdrój-Międzylesie-pociąg-Wrocław(Główny PKP-Wyspa Słodowa)

Drugi dzień wypadu na Dolny Śląsk.

Wstaję o 4:10.Po cichu się ogarniam coby nie obudzić sąsiada obcokrajowca i przed 5 po wcześniejszym uzgodnieniu opuszczam Hotel Tumski kierując się na Dworzec Główny we Wrocławiu.o 5:15 siedzę sobie już w SA134-XXX relacji Wrocław Główny-Trutnov.Wysiadam kilka minut po 7 w Wałbrzychu.Sobotni poranek,pusto na stacji.Spokój zakłóca jedynie krzątająca się manewrówka z Cargo.Przed 8 rano wsiadam do SA135-003 jadącego do Kudowy Zdrój mając w zamyśle chęć przejechania się dwiema najładniejszymi liniami kolejowymi w Polsce,286 i 309.Spokój podczas jazdy zakłóca od Ludwikowic Kłodzkich dość mocno grupa około 50 nastolatków przebywająca zapewne na jakiś koloniach mówiąca dość biegle zarówno w polskim jak i niemieckim języku.Na szczęście wysiadają na Kłodzko Miasto i jest święty spokój.W Dusznikach na stacji przymusowa przerwa.Zagotował się SA135,przez co trzeba było czekać 30 minut aż "maszyna przestygnie" i kolejne 25 minut z racji iż od strony Kudowy zmierzał inny SA135 w stronę Kłodzka.Kilka minut przed południem jestem w Kudowie.Pamiątkowa fotka na stacji i z racji opóźnienia szybko na granicę po czekolady Studenckie,które bardzo lubię.Po 3 kwadransach jestem już na wylocie z Kudowy i zmierzam w stronę Autostrady Sudeckiej,bodaj najpiękniejszej drogi pod względem widokowym w Polsce.Na Unibake jedzie się ciężej niż na szosie,w dodatku cały czas pod górkę.Ale zbytnio mi to nie przeszkadza.W końcu po to przyjechałem w Sudety by się ciut trochę przeciągnąć po górkach.Pogoda taka sobie,ale ważne,ze nie pada.Na leśnych odcinkach jest mi chłodno.Jedyne co pozostawia do życzenia to jakość asfaltu w drodze na Spaloną.Pod obeliskiem przy Przełęczy nad Porębą zagaduję z dwoma młodymi kolarzami z Kłodzka.Mają karbonowe rowery,wiec grzech nie obejrzeć.W okolicach Różanki zauważam dość mocno zachmurzone niebo,wiec cisnę co sił do Międzylesia.Jest 16:50.Praktycznie z braku czasu cały dzień jadę na głodnego.Zajeżdżam więc w drodze na dworzec do Biedronki i dzięki życzliwości młodych harcerzy,którzy pilnują mi Unibake ja kupuję sobie 1,5 kg bananów i coś do picia.O 17:20 jestem na dworcu w Międzylesiu.Przez 5 lat praktycznie nic się tam nie zmieniło,może tylko to,że nie ma już w budynku dworcowym kasy.Do Wrocławia dojeżdżam planowo,gdzie z dworca odbiera mnie Kuba i wspólnie jedziemy pod Tumski.Gadamy jeszcze około 30 minut i o 21:30 jestem na noclegu.

Wypad podobny jak 5 lat temu.Była 309,była Autostrada Sudecka,tylko w przeciwną stronę,był pociąg do Wrocławia...

Sudety są miejscem do którego zapewne jeszcze nie raz będę wracał...
Bowiem mam ogromny sentyment do tego miejsca... ST43-356 i ST43-247 oczekują na
ST43-356 i ST43-247 oczekują na "lepsze czasy" na wałbrzyskiej stacji © VSV83SA135-003 na stacji Wałbrzych Główny
SA135-003 na stacji Wałbrzych Główny © VSV83Przymusowy postój SA135-003 na stacji Duszniki Zdrój
Przymusowy postój SA135-003 na stacji Duszniki Zdrój © VSV83SA135-003 na stacji Kudowa Zdrój
SA135-003 na stacji Kudowa Zdrój © VSV83Pies wita w Kudowie Zdrój
Pies wita w Kudowie Zdrój © VSV83Przystanek kolejowy Nachod
Przystanek kolejowy Nachod © VSV83Wiadukt kolejowy w Lewinie Kłodzkim
Wiadukt kolejowy w Lewinie Kłodzkim © VSV83To lubię
To lubię © VSV83Duszniki Zdrój
Duszniki Zdrój © VSV83Unibake na Autostradzie Sudeckiej
Unibake na Autostradzie Sudeckiej © VSV83Widok na Sudety z Mostowic
Widok na Sudety z Mostowic © VSV83W drodze na Spaloną
W drodze na Spaloną © VSV83Widok z Przełęczy nad Porębą
Widok z Przełęczy nad Porębą © VSV83Międzylesie
Międzylesie © VSV83

Więcej na Dolny Ślask(dzień 2)-Sudety

Dolny Ślask(dzień 3)-Powrót do domu z pasmem nieszcześć

$
0
0
Trasa:
Wrocław(Wyspa Słodowa-Główny PKP)-<pociąg>Włoszczowa-Przedbórz-Przygłów-Tomaszów Maz

Trzeci dzień.Czas powrotu do domu.

Wstaję o 4:00.Z Tumskiego wyjeżdżam 10 minut przed 5 i jadę w stronę dworca i zaczyna się pasmo moich nieszczęść dnia dzisiejszego.Jest ciemno.Naprzeciwko Hali Targowej nie zauważam dość wysokiego krawężnika przy wjeździe na ścieżkę rowerową i zaliczam wywrotkę dobrze się przy tym obijając.Noż ku$#@ mać !!!Zdarte kolano i kostki na dłoniach.W dodatku dziura na kolanie w jednoczęściówce nie daje mi powodu do radości,podobnie w bluzie na prawej ręce.No nic powoli obolały toczę się w stronę Głównego.Ale aby było miło to na Kołłątaja zaczyna padać mocno deszcz.Dobrze,że już blisko.Z racji trwających remontów na liniach kolejowych nie można dojechać bez przesiadki do Piotrkowa Trybunalskiego czy Koluszek wiec decyduję się dojechać do Włoszczowy a dalej rowerem do Tomaszowa Mazowieckiego.Podróż mija spokojnie.Od Katowic gadam sobie o różnych tematach z grupką młodzieży jadącą z jakiegoś koncertu,podobnie jak ja do Włoszczowy.Wysiadam 0 11.Mokro ale nie pada,jest nadzieją że będzie dobrze.Niestety po 10 km sielanka się kończy.Zaczyna padać i to bardzo mocno.90 km do domu jazdy w deszczu nie za bardzo mi się widzi ale trudno.Nie mam żadnych szans,by ktoś mnie ściągnął z trasy.W miarę szybko docieram do Przedborza przemoczony do suchej nitki.Kupuję 3 bułki i kilka plasterków wędliny robiąc przy tym małą kałużę pod kasą w Polo.Jest to mój jedyny posiłek przez cały dzień,który spożywam na przystanku PKS-u w Bąkowej Górze w nadziei iż przestanie tak mocno lać i będzie można jechać dalej.Niestety kolejny postój to tylko strata czasu więc decyduje się jechać dalej.Do pełni szczęścia w Chorzęcinie orientuję się,ze mam kapcia z przodu.Nie mam już za bardzo ochoty zmieniać dętki więc jadę dalej robiąc przy tym 3 postoje na dobicie powietrza.I w ten oto sposób przejechałem ostatnie 8 km do domu.Jest 16:30,czas całkiem niezły jak na jazdę góralem...

PODSUMOWANIE

Trzydniowy wypad na Dolny Śląsk zaliczam do udanych,szczególnie z uwagi na załatwienie ważnej sprawy na wrocławskich Krzykach.Zaś Autostrada Sudecka i Kudowa Zdrój to dodatkowy bonus na wyjeździe a jednocześnie wspomnienie z wypadu w Kotlinę w 2009 roku.Cały trzydniowy wyjazd przejechałem praktycznie na głodzie z braku czasu na jedzenie.Zjadłem jedynie 1,5 kg bananów,3 bułki z wędliną i tabliczkę czekolady Studenckiej i czymś tam popiłem...

Kubie zaś dziękuję za pomoc na "Krzykach"...


Zdjęć brak z uwagi na trudne warunki pogodowe


Więcej na Dolny Ślask(dzień 3)-Powrót do domu z pasmem nieszcześć

Codzienność<336>25 08 14

Codzienność<337>26 08 14

Codzienność<338>28 08 14

Codzienność<339>29 08 14

Po mieście


Z Piotrem T.

II Półmaraton Stolema - Wdzydze Kiszewskie

$
0
0
W Dniu dzisiejszym zorganizowany został „II Półmaraton Stolema” była to już siódma odsłona cyklu „Kaszuby Biegają” , tym razem organizatorzy zaplanowali start i mete w Zajeździe u Sołtysa we Wdzydzach Kiszewskich.
Na wszystkich biegaczy w ramach wpisowego czekała dobrej jakości koszulka techniczna przeznaczona do biegania z logo „Kaszuby Biegają”
Na start stawiło się ponad 250 biegaczy
To był mój pierwszy Półmaraton w terenie zawsze brałem udział na połówkach asfaltowych.
Nie znałem terenu, chciałem przebiec w czasie 1:40, taki warunek ustanowiłem sobie.
Gdy zbliżała się godzina startu słońce nie dawało za wygrana miejscami dochodziło nawet do ponad 30 stopni.
Zimny pryśnic został zamontowany przez organizatorów gdzie można było się ochłodzić był dużym atutem.
Dobrze że biegi były w terenie, byliśmy troche zasłonięci od słońca i panującej suszy.
Trasa prowadziła przez szutry, drogi leśne ale dość dużym utrudnieniem była spora ilość piasków w terenie co sprawiało trochę kłopotów.
Teren i profil trasy mnie zaskoczył, był pofalowany, małe podbiegi w krótkim odstępie czasu dawały we znaki, no nic próbowałem zacisnąć zęby i biec za grupą, jak w wyścigu kolarskim próbowałem siedzieć na plecach co jakiś czas się zmieniając, gdzieś po przebiegnięciu ponad 10 km w bufecie dawali cukier w kostkach, ufff myślałem że nigdy to nie nastąpi, wziąłem jedną kostkę (pierwszy raz wziąłem cukier) i musze powiedzieć ze dał mi takiego kopa, biegłem teraz swoje.
Gdy zbliżaliśmy się do mety czekał na nas podbieg, na podbiegach dość dobrze mi idzie, tam dogoniłem paru biegaczy, gdy wiedziałem że już nie wiele zostało do mety przyspieszyłem ile tylko mi zostało sił a kibice oklaskami jeszcze bardziej motywowali do sprintu, udało wygrać się finisz.
Przybiegłem z czasem 1h40:59 z czego jestem bardzo zadowolony.

Trasa Półmaratonu bardzo mi się podobała, jedynym utrudnieniem była dość spora ilość piasków na trasie co dało we znaki, oraz teren pofałdowany mnie zaskoczył, oczywiście na plus, za rok na pewno będę chciał poprawić swój rezultat i również brać udział w tym pięknym wydarzeniu sportowym.

Pełne wyniki: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2014/wdzydzest4op.pdf

Wynik:
Mój czas:
1h40:59
Wynik:
Open: 44/255
Kat.M3: 21/131









Więcej na II Półmaraton Stolema - Wdzydze Kiszewskie

XX Maraton Solidarności - Gdynia-Gdańsk

$
0
0
Dziś rozegrany został jak co roku o tej samej porze „XX Maraton Solidarności”
Pogoda jak na Maraton była wręcz idealna ok. 15 stopni pochmurnie.
Trasa została nieco zmodyfikowana, wyrzucony został z grafiku trasy końcowa a mianowicie odcinek Westerplatte i zamiast tego trasa została poprowadzona przez Nowy Port do PGE Arene co mnie bardzo ucieszyło gdyż rok temu miałem kryzys na odcinku Westerplatte i nie wspominam tego dobrze, minusem tamtej trasy było również brak kibiców na tym odcinku, miało się wrażenie że końca nie widać, płasko jak na blacie.
Moja strategia była taka by się trzymać zająca 3:30 i na taki wynik po cichu liczyłem, był to tez mój sprawdzian przed bardzo trudnym Maratonie który mnie czekał za 2 tyg. a mianowicie „Maraton Brzegiem Morza” na który gorąco zachęcam i polecam.
Biegłem z kolegą z drużyny biegamyrazem który jest bardzo szybki na odcinkach 5-10 km, chcieliśmy trzymać się razem, i też tak było do 5 km gdy dobiegaliśmy do Sopotu zostawiliśmy Zająca daleko za plecami że prawie nie było go widać, Łukasz musiał zwolnić i został za mną, ja starałem trzymać stałego tempa.
Gdy dobiegaliśmy do 25 km czułem ze powoli opadam sił, słońce zaczęło tak dawać ze zrobiło się 25 stopni co dało we znaki nie jednemu biegaczowi.
W pewnych miejscach straż pożarna miała zrobione fontanny wody przez które można było przebiec i się trochę schłodzić, aż ulga jak przez coś takiego można było przebiec, coś fantastycznego. Przy PGE Arena też nie znałem terenu, podbieg pod wiadukt dal nam ostro w kość, jeszcze miałem daleko za sobą zająca z czasem 3:30 więc nie było źle.
Tu oprócz słońca zmagaliśmy się z ostrym wiatrem wiejący prosto w twarz, trąciliśmy dużo sił przy wysiłku. Podbieg, następnie zbieg, długi odcinek płaskiego i nawrotka i następny podbieg pod wiadukt którego zbiegaliśmy jakiś czas temu, takie kółko musieliśmy zrobić.
Gdy wracaliśmy już przez Nowy Port ok. 7 km do końca złapał mnie kryzysik, biegłem coraz wolniej stajac na punktach by się czegoś napić ale to nic nie dawało, 5 KM przed metą dogonili mnie packermani z czasem 3:30 próbowałem chwile trzymac ich tempa ale nie starczyło mi sił, tez nie chciałem się przemęczać za wszelką cenę bo za 2 tyg biegnę następny Maraton i to dużo cięższy niż obecny.
Gdy dobiegaliśmy niedaleko Mety tuz przy ul Długiej dogonił mnie biegacz spojrzał na mnie ja na niego i mówi że nie ściga się ze mną, ja do niego ze też ledwo żyje, ktoś z tłumu krzyknął: „panowie jak ścigać się to do końca” no i się zaczęło:
Zrównałem się z nim, gdy ja przyspieszałem to on tez i na odwrót, w końcu objąłem prowadzenie, po przebiegnięciu kilku metrów złapałem zadyszkę, puściłem go przodem i usiadłem na plecach ok. 300 metrów do końca zacisnąłem mocno zęby i ile tylko sił pozostało szybko wyrwałem do przodu nie patrząc gdzie kolega został, biegłem jak tylko potrafiłem co poskutkowało wygraną na końcowych metrach, o sekundę szybciej zameldowałem się na mecie nisz finiszujący za mną kolega.
Ukończyłem z rezultatem 3:37 o 10 min lepiej niż rok temu co nie jest najgorszym rezultatem.

Pełne Wyniki: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2014/gdams4op.pdf
Czas: 3h:36:59
Miejsce:
Open 153/877
Kat.M3: 55/278







Więcej na XX Maraton Solidarności - Gdynia-Gdańsk

V Maraton Brzegiem Morza - Jastarnia

$
0
0
W dniu dzisiejszym odbyły się bardzo prestiżowe zawody pt „V Bałtycki Maraton Brzegiem Morza”. Prestiżowe z tego względu ponieważ zawodnicy przyjeżdżają by uczestniczyć w Maratonie z całej Polski oraz z zagranicy. Maraton Brzegiem Morza został również uznany za jeden z najtrudniejszych w Europie, dokładnie drugi w skali trudności , tym bardziej cieszy biegaczy za jego ukończenie.
W tym roku po raz pierwszy Organizatorzy wprowadzili również dystans Półmaratonu co skutkowało jeszcze większa frekwencja.
Jako pierwsi wystartowali Maratończycy po kilku minutach Półmaratończycy.
Pogoda dopisywała, była wręcz idealna na bieganie.
Jak sama nazwa wskazuje trasa biegu została wydzielona wzdłuż linii brzegowej przy samym morzu .
Start i meta nastąpiły na plaży w Jastarni. Organizatorzy zadbali by start odbył się na głębokim piasku co utrudniło niektórym biegaczom szybkie wyjście na dobrą pozycję.
W pierwszej kolejności mięliśmy do pokonania odcinek do Juraty gdzie wbiegając w głęboki piasek czekała nas nawrotka, następnie musieliśmy biec bezpośrednio do Władysławowa gdzie również wbiegając w głęboki piach musieliśmy zawrócić przebiegając przez matę mającą na celu odbicie chipa. W tym momencie biegliśmy już bezpośrednio na linie Mety do Jastarni.
W tym roku nie zastanawiałem się jak biec czy z butami czy bez, z doświadczenia z przed roku nie zastanawiając się ani chwili ściągnąłem i biegłem bez butów co okazało się dość dużym błędem.
Organizator przez megafon wspomniał coś o profilu trasy ze jest cięższy niż rok temu, fale wyprofilowały teren tak ze piasek zrobił się bardzo twardy, nie zdawałem sobie sprawy w co się pakuje.
Po krótkim przemówieniu nastąpił start Maratończyków.
Zacząłem bardzo spokojnie by nie przeszarżować, starałem wypracować dobrą pozycje, skakałem z pleców na plecy wyprzedzając to coraz innych zawodników na tyle skutecznie że udało się dogonić dwie osoby o podobnej kondycji co moja.
Już po przebiegnięciu ok. 10 km odczułem o co organizatorowi chodziło mówiąc że trasa jest cięższa niż rok temu, miejscami biegło się pod skosem, następnie piasek stawał się tak twardy jak bym biegł po asfalcie a po chwili jak po tarce, po przebiegnięciu 10 km czułem już taki ból pod stopami a głównie na pięcie ale nie zdawałem sobie sprawy co mnie czekać będzie dalej.
Omijanie falochronów a dziwo było w tym roku bardzo proste, można było po prostu przeskoczyć lub przecisnąć się, nie stanowiło problemu.
Po 15 km odpuściłem bieg z grupą i zostałem w tyle czułem się coraz gorzej, ostry ból od spodu uniemożliwiał mi szybsze bieganie.
Gdy nastąpił nawrót we Władysławowie na mijankach zawodników pozdrawialiśmy się a z niektórymi przybijaliśmy sobie piątki, to było bardzo miłe.
Po przebiegnięciu następnych kilometrów ból się nasilał, oglądałem się co chwile za siebie czy ktoś się do mnie zbliża, to już była walka z samym sobą, w myślach kontrolowałem swój czas by dobiec.
Moim marzeniem przed startem było zmieścić się w czasie 3:30 ale przez ból wiedziałem że tego nie osiągnę, że to już niemożliwe, najważniejsze było po prostu dobiec do mety.
Do 30 km jeszcze kontrolowałem czas by zmieścić się w upragnionych 3:30 ale ból był na tyle silny że nie dałem rady już biec równym tempem. W pewnym momencie zobaczyłem za siebie i zobaczyłem ku swojemu przerażeniu mokre czerwone plamy za sobą które pozostawiałem.
Chciałem w tym roku obronić III miejsce, rok temu dał mi czas 3:57 co okazało się później w tym roku dało by mi dopiero 7 pozycję. Starałem się biec mimo ogromnego bólu, to tylko 10 km tylko, (mówiłem to sobie) wolałem nie myśleć że to jeszcze ok. godziny czasu. Starałem przyzwyczaić organizm do bólu, lecz gdy się przyzwyczaiłem i zaczynałem przyspieszać za chwile zmieniało się podłoże z bardzo twardego piasku na tarkę co uniemożliwiało mi psychiczne nastawienie do równego tempa, co jakiś czas zawodnicy mnie wyprzedzali.
Gdzieś na mijance z Pawłem Mej (Bosy Biegacz) który biegł z flagą Polski krzyknął do mnie że jestem gdzieś na 15 pozycji, to dodało mi sił. Zacząłem biec jak potrafiłem, najważniejsze stało się w tym momencie dla mnie po prostu ukończenie morderczego biegu.
Ten bieg stał się moim najtrudniejszym jak do tej pory.
Dwa kilometry przed metą udało się dogonić zawodnika w czerwonej koszulce, jakiś czas temu to on mnie wyprzedzał, jak się później okazało w tym momencie obroniłem III miejsce.
Do mety zostało nie wiele, mocno przyspieszyłem gdy meta była tuż tuż odwróciłem się za siebie ale zawodnika nie było widać, przybiegł minutę za mną.
Nikt za mną nie biegł a mimo to starałem się bardzo szybko minąć linie mety z wielkim bólem lecz starałem się by nie było po mnie widać że cokolwiek dolega.
Na mecie dostałem wodę, gratulacje od organizatorów oraz piękny medal pamiątkowy.
Stał się moim najbardziej wartościowym medalem który do tej pory dostałem, szczególnie za trud biegu w który włożyłem tak dużo zdrowia i siły psychicznej.
Ukończyłem z czasem 3:40, lecz nie czułem się zmęczony, pozostał niedosyt.
Dekoracja oraz ciepły posiłek jak co roku zaplanowany był w Porcie Jastarnia.
Na dekoracji okazało się że obroniłem po raz drugi III miejsce w kategorii co mnie mile zaskoczyło.
Za rok by stanąć na pudle będę potrzebował jeszcze lepszego czasu ale nad tym popracuje.

Organizatorzy coś wspominali że za rok chcą wprowadzić nowe dystanse:
10 km, półmaratonu, maratonu oraz ultra maratonu na dystansie 75 km, może być ciekawym rozwiązaniem.
Do zobaczenia za rok

Pełne Wyniki: http://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2014/morza442.pdf

Mój Czas:
3h39:11
Miejsce:
Open: 14/76
Kat.M3: 3/20









Więcej na V Maraton Brzegiem Morza - Jastarnia

Po Poznaniu, część 13

$
0
0
Po pracy wróciłem do domu, zjadłem wczesną kolację i wyszedłem się przejechać na 2 godzinki. Planowałem wolniejsze tempo z racji tego, że byłem pełny. Ponieważ wczoraj padało, to preferowałem drogę asfaltową.
Pojechałem najpierw na Morasko. Widoki ze wzgórza przy Górze Moraskiej są niczego sobie, ale nadal to nie to. Przez Suchy Las wróciłem do Poznania, aby potem skierować się na Kiekrz. Postanowiłem przejechać się leśnymi ścieżkami po wschodnim poznańskim klinie zieleni. Najciężej jedzie się przy Jeziorze Strzeszyńskim, bo dużo tam pieszych. Reszta trasy jest znośna. Na koniec przejechałem się do ronda Kaponiera i zacząłem wracać do domu moją nową drogą, którą od kilku dni wracam z pracy. Znowu próbuję znaleźć jakąś porządną trasę powrotną, która nie będzie mnie irytować. Ta do takich niestety nie należy. W kilku miejscach trzeba czekać na światłach o wiele za długo, a zjazd z ulicy Wolnica na ul. Święty Wojciech jest sporo ryzykowny jak dla mnie. Na swoje osiedle wróciłem drogą dla pieszych i rowerów, która jest dobra wyłącznie podczas spokojnej jazdy, chociaż nawet to nie gwarantuje bezpieczeństwa podczas poruszania się nią.
Nadal szukam kasku. Ceny sklepach rowerowych są astronomiczne, jak na moją kieszeń. W sklepach sportowych już jest lepiej, ale dostępne modele nie są najlepszej jakości przy swoich cenach. W poniedziałek zamówiłem w końcu bidon Isostara z klapką, bo w końcu znalazłem sklep, w którym go sprzedają. Dzisiaj odebrałem telefon z informacją, że przyszła zamówiona przeze mnie sakwa. Jaka sakwa? Ktoś pomylił zamówienie. Nadal muszę czekać.

Więcej na Po Poznaniu, część 13

Po Poznaniu, część 14

$
0
0
Temperatura dzisiaj była wyższa niż wczoraj. Specjalnie pojechałem wcześniej do pracy, aby równie wcześnie wyjść. Chciałem przejechać część dystansu maratonu, w którym wezmę udział za nieco ponad miesiąc. Niestety nic z tego nie wyszło.
W drodze do pracy zatrzymał mnie kapeć, ale napompowałem koło i mogłem spokojnie dojechać do biura. Po wyjściu zabrałem się za wymianę dętki, która miała dużą dziurę, ale w oponie nie znalazłem niczego. Zapasowa dętka pamiętała jednak czasy poprzednich opon, które przesuwały się, nadrywając wentyle. Załatana dziura rozszczelniła się i tym samym miałem 2 dętki nienadające się do eksploatacji. Trzeba było znaleźć sklep. W pobliskiej galerii handlowej, w jednym sklepie były tylko z zaworem Presta. W drugim znalazłem z zaworem Schradera, choć jestem zły, bo wymyślili sobie 2 razy dłuższy wentyl niż normalnie. Ciężko się pompuje koło z taką cudaczną dętką.
Zmarnowałem wystarczająco dużo czasu, aby zamienić mój plan wyłącznie na wizytę w Decathlonie. Dzisiaj dostanie się na miejsce nie poszło łatwo, tak samo wydostanie się. Bez znajomości miasta nie da się tutaj jeździć. Jednak wolę małe miasteczka, w których można spokojnie żyć. Żeby wydłużyć trochę wycieczkę, pojechałem wokół Jeziora Maltańskiego, przez Park Tysiąclecia, a na koniec jeszcze do kampusu Morasko Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Dzisiaj rowerzyści irytowali mnie mniej w porównaniu do wczoraj, bo zapomniałem dodać, że wczoraj jeden dzieciak (ok. 13 lat), jadący przede mną, postanowił wjechać na chodnik, skręcając w lewo bez spoglądania w tył. Tym samym przeciął mój tor jazdy, gdy go wyprzedzałem. Miał szczęście, że moje hamulce nie zawiodły.

Więcej na Po Poznaniu, część 14

Wzdłuż jeziora Łebsko.

$
0
0
Jezioro Łebsko, Słowiński Park Narodowy, Rezerwat "Bagna Izbickie".  W wielkim skrócie o mojej kolejnej wycieczce na pomorzu ;)





Spacer:



Więcej na Wzdłuż jeziora Łebsko.

Dookoła jeziora Sarbsko.

$
0
0
Udało zrobić się jedną z zaplanowanych wycieczek urlopowych nad morzem. Na pierwszy rzut poszło jezioro Sarbsko dookoła którego wybrałem się z ogromną ciekawością ponieważ tutejsze tereny są równie piękne jak i tereny na południu Polski. Fajne, ciasne leśne singletracki przeplatane z szerokimi jak miejskie ulice drogami szutrowymi w środku lasu, oraz, jak wisienka na torcie, cudowne ścieżki prowadzące wzdłuż morza... Szkoda wracać do szarej rzecywistości :/


Oczywiście tego dnia nie zabrakło długiego spaceru.





Więcej na Dookoła jeziora Sarbsko.

Łeba dzień V.

$
0
0
To był dzień kiedy chciałem zobaczyć co czeka mnie dnia następnego czyli krótka jazda wzdłuż jeziora Łebsko oraz dojechanie do skraju Słowińskiego Parku Narodowego.
Na koniec przejazd plaża w Łebie od portu aż do miejsca gdzie piasek zrobił się na tyle "kopny", że jedynym wyjściem było zawrócenie i udanie się do kwatery ;)


Klasycznie już spacer na plaże i obiad ;)




Więcej na Łeba dzień V.

Trochę dalej niż po Poznaniu

$
0
0
Znudziła mi się jazda tylko po Poznaniu. Musiałem wyrwać się gdzieś dalej. Pomyślałem o Biedrusku. Było dzisiaj cieplej niż wczoraj, ale że wyszła wycieczka wieczorna, to i temperatura zdążyła spaść. Doczekałem się w końcu bidonu Isostara.
Ruszyłem, jak zwykle, przez las komunalny. Tuż przed nim była wielka kałuża. Teraz wiem, dlaczego krany były zapowietrzone. Przejechałem oczywiście bokiem. Do Biedruska nie było niczego ciekawego, za tą miejscowością w sumie też. Za Bolechowem skręciłem w polną drogę, po której prowadzi szlak Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba. Potem przez Annowo, do którego biegnie wyłożona okrągłym kamieniem droga, ruszyłem w kierunku Czerwonaka. Jako że byłem nieopodal Dziewiczej Góry, to stwierdziłem, że chcę na nią wjechać. Znów trafiłem na Drogę św. Jakuba i, po kłopotach orientacyjnych na leśnym parkingu, wjechałem w pierwszą ścieżkę, po której udało mi się dojechać na sam szczyt. Niestety, wieża widokowa była od dwóch godzin zamknięta, więc niczego nie zobaczyłem. Zjechałem za to po kamienistej drodze. Gdy nawierzchnia się polepszyła, posunąłem ponad 50 km/h w dół bez pedałowania. Wydawałoby się, że taka marna górka, a jednak ma charakter. Do domu wróciłem standardową drogą.

Więcej na Trochę dalej niż po Poznaniu

Do Pracy

$
0
0
os. Zielone - Ludźmierska - al. JP II - Al. Pokoju - Nowohucka - Saska - Kuklińskiego - Nowohucka - al. Pokoju - al. JP II - PC - al. Róż - os . Zielone

Więcej na Do Pracy

Do Pracy

$
0
0
os. Zielone - Ludźmierska - al. JP II - Al. Pokoju - Nowohucka - Saska - Kuklińskiego - Nowohucka - al. Pokoju- al. JP II - PC - al. JP II - Bulwarowa - Orkana - Struga - os . Zielone

Więcej na Do Pracy
Viewing all 9517 articles
Browse latest View live