Quantcast
Channel: bikestats.pl | Wycieczki
Viewing all 9327 articles
Browse latest View live

Epicka Polica.

$
0
0
Kolejny z serii epickich tripów, a dlaczego?? Heheh przeczytasz to się dowiesz :).


K4r3lowi od dłuższego czasu siedziała w głowie Polica, co chwile o niej wspominał i widać, że był na nią ostro napalony ;). Podczas naszego ostatniego, wspólnego tripu na Mędralową, przy obiedzie w schronisku Opaczne, zaczęły się już pierwsze "mapowe" przymiarki do owej zacnej górki. Jak można łatwo zauważyć, długo z tym nie czekaliśmy bo zaledwie tydzień :). Przyjemność wyznaczenia trasy zostawiłem Kubie, oczywiście parę wskazówek przekazałem, gdyż ja już miałem Police odhaczoną ( zeszłoroczne Beskid Żywiecki Expedition 2013 ). Tak więc zgadaliśmy stosunkowo wcześnie bo o 6 u Kuby. Powód tak "nietycznej, niedzielnej pory" był prosty - kawał drogi do zrobienia. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na pierwszy ogień nie zrobili Leskowca, ma się rozumieć serduszkowym szlakiem :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótka przerwę na "ogarnięcie wzrokiem" naszego celu czyli Policy. W porannym słońcu prezentowała się wybornie :). OK, trza było w końcu ruszyć na podbój piknej górki więc pokręciliśmy wpierw żółtym szlakiem do Targoszowa. Powiem Wam, jest tam genialna polana, na której jest prze pieruńsko piękny widok na Babiczkę i Pasmo Policy. Jeszcze do tego te sianokosy....oj chciało się zostać na dłużej :). Po dojechaniu do Krzeszowa wbiliśmy się na bardzo urokliwą rowerówkę,
czarną. Jest to bardzo fajna i widokowa opcja dotarcia do Stryszawy. O ile jest to możliwe to zawsze wybieramy tę opcję :). W Stryszawie już nie kombinowaliśmy - wybraliśmy asfalty na Przełęcz Przysłop, robiąc po drodze ostatnie zakupy przed atakiem szczytowym. Hhehe wiem , wiem do samej Policy jeszcze długa droga ale nasza trasa już nie obejmowała wjeżdżania do jakiejś większej cywilizacji. Przełęcz poszła sprawnie choć upał dawał się we znaki. Podjeżdżając na Przysłop wspominaliśmy chłopaków, którzy prawie, że w ostatniej chwili zrezygnowali z towarzyszenia nam w tym tripie. Chłopy się po prostu przestraszyli pogody ( zapowiadali burze ) a po za tym chyba mocno zapili w sobotę :D. Na szczycie przełęczy spotkaliśmy prze sympatycznych emerytowanych górników na bike'ach. Krótka pogawędka w cieniu bo słońce ostro prażyło i wióra w dół. Mnie oczywiście włączyło się ściganie z samochodami na tamtejszych serpentynach. Hehe ten typ tak ma :D.



Czyż nie jest pięknie?? :)


Urokliwa czarna rowerówka
.




Tak, tak atm skręciliśmy :).
P.S. Dołożyć "C" i zabrać "D" I wychodzi coś ciekawego ;)


Następnie, ciągle asfaltami, pokręciliśmy w stronę przysiółka Pod Police. Początkowo jechało się po stosunkowo płaskim asfalcie jednak po skręceniu w prawo za dość intrygującym znakiem ( patrz foto powyżej ) ;) zaczęła się już niezłą wspinaczką. Młynkowania było sporo ale dzięki bogu w większości w cieniu w słońcu była by to niezłą mordęga :). Wyrypa konkretna. Po wjechaniu na szutrową drogę trza już było nieźle leżeć na przednim kole bo każde lekkie odchylenie do tyłu groziło w najlepszym wypadku jazdą na tylnym kole ;). Po konkretnej szajfie w końcu wjechaliśmy na zielony szlak , który miał to nas doprowadzić na Kucałową Halę. Jednak długo jazdą na bike'u się nie ucieszyliśmy - zielony przywitał nas koleją kiepą. Ile się dało jechać tyle jechałem lecz miałem świadomość, że zbytnie forsowanie się może spowodować odcięcie w najmniej oczekiwanej chwili. Jednak butowanie rekompensowały genialne widoczki. Po prostu cud, miód i orzeszki :). Później było już lepiej, oj duuuuużooo lepiej, rzekłbym nawet zajebi...cie ;).







Warun istnie idealny ;)





No to zaczęła się teraz jazda!!! Przeszło 4 kilometry mega urozmaiconego singla. Po prostu bajka!!! Nie dość, że genialna ścieżka to jeszcze te widoczki po lewej stronie. Słowa zachwytu, nie koniecznie cenzuralne, płynęły nam z ust co chwila. Fan z jazdy gigantyczny, eheh co prawda przerywany co chwila fotkami  ale w tak magiczne miejsce trzeba było uwiecznić. A singiel?? Po prostu kwintesencja przyjemności, techniki i wszystkiego tego co powinien mieć prawdziwy singiel. Były fajne ściółkowe podłoża, potoki, korzonki, kamerdolnie, mega wąskie odcinki, gdzie człek ledwo się mieścił, jazda nad przepaścią, prze klimatyczne paprocie,
no po prostu wszystko!!! Szkoda tylko, że miejscami było dość mokro ( szczególnie kamienie ), co utrudniało trochę jazdę. Może gdyby człek miał lepszą technikę to by to przejechał ;). Kurcze, co będę opowiadał...to po prostu trzeba przejechać!! Dam taką małą namiastkę w formie fotonów :)


















Niecały kilometr przed Halą Kucałową dobiegły do naszych uszu grzmoty... Trza było troszkę przyspieszyć tempa bo burza w takim terenie za bezpieczna nie jest. Na Hali jednak przywitało nas piękne słońce i ....czarna chmura ciągnąca od Słowacji. Niestety Taterki nie były za dobrze widoczne, szkoda :/. Po szybkiej sesyjce zjechaliśmy do schroniska na Hali Krupowej, gdzie oddaliśmy się spożywczym rozpustom ;). Hehe oczywiście kolejny testing beskidzkich żurków. Ten był jednak bez szału... Do jak na razie najlepszych ( Leskowiec i Rysianka ) troszkę mu brakowało. W między czasie przeszła burza i konkretna ulewa. Fajnie się siedziało ale trzeba było wracać. Pokręciliśmy czerwonym na Police. Jednak droga usłana różami nie była - co chwilę jakiś wiatrołom i chmary much. O ile człek jechał owady nie były uciążliwe, jednak jak musiał zejść z bike'a i ominąć powalone drzewo muchy dosłownie go atakowały. Nie szło się od tego dziadostwa odpędzić - wchodziły dosłownie wszędzie! Maskara!! Dopiero na szczycie Policy się troszkę uspokoiły. Hehe jadąc jeszcze na nasz główny cel, nie wierzyłem sobie do czego  jestem zdolny - objeżdżałem prawie wszystko ( oczywiście nie drzewa ). Power w nogach był. Kamerdolnia , nie kamerdolnia, nie sprawiała mi żadnego problemu :). Zjazd z Policy czerwonym to również bajka - fajne techniczne odcinki, może już nie single ale i tak dawały sporo przyjemności. Na Cylu Hali Śmietanowej skręciliśmy na żółty szlak, jednak troszkę się nam pokiełbasiło i na niebieski zjechaliśmy trochę za szybko co zaowocowało....dojechaniem z powrotem na zielony szlak. Oczywiście nie chcieliśmy wracać tą sama trasą więc zaczęliśmy improwizować. Wjechaliśmy się na leśną drogę, początkowo szeroką co sugerowało pewny zjazd do zabudowań. Jednak owa droga szybko przerodziła się w "niedrogę" czyli lej wodny, po którym jazda była dość, jakby to delikatnie ująć, ciężka? :). W międzyczasie mieliśmy jeszcze spotkanie 3 stopnia ze dość pokaźnym stadkiem loch z młodymi. Oj serducho mocniej zabiło! W końcu jakimiś dziwnymi lejami, ścieżkami dotarliśmy do zabudowań. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy gdzieś w Zawoi ale gdzie?? :D.





Kucałowa Hala.



Schronisko na Hali Krupowej.


W oczekiwaniu na koniec burzy ;)


Polica.


No to zjeżdżamy :)


Kaśmy są??



W końcu dotarliśmy do drogi głównej w Zawoi. Zrobiliśmy sobie, uwaleni jak świnie, przerwę w przydrożnym sklepie, objadając się owocami i przy okazji zakupując jakieś picie bo przed nami jeszcze troszkę uphillów a w bidonach posucha. Żeby nie wracać tą samą trasą wybraliśmy czerwony szlak biegnący z centrum Zawoi na Przełęcz Przysłop. Powiem tak: bardzo fajna  alternatywa dla asfaltu. W zasadzie cały czas jedzie się szerokimi szutrami. Na Przysłopie wbiliśmy sie na czarny szlak. Zawsze jechaliśmy go w drugą stronę więc haha czasami człek głupiał i myślał czy aby na pewno dobrze jedzie :D. Mnie się udało nawet zjeść troszkę poziomek - moje pierwsze i jak się okazało ostatnie w tym roku :). W Stryszawie wbiliśmy się na łagodną , czerwoną rowerówkę do Krzeszowa bo nogi już się trochę czuło. Heheh podjazd pod Beskidzki Raj do najdelikatniejszych nie należy nie wspominając już o całym dystansie i przewyższeniach :). Jako, że nie chcieliśmy wraca już stricte asfaltami, uderzyliśmy na...Leskowiec niebieskim szlakiem :). Hahaha niezłe wariaty z nas :D. Kubie na podjeździe dokuczało kolano więc troszkę odciążał je, prowadząc. Na szczycie zmęczenie dopadło nas. Trza było zrobić przerwę i zatankować złociste, gazowane z pianką paliwo o jakże wyszukanej nazwie - Okocim :D. Zjazd z Lesko już najkrótszą drogą - czarnym. A później już asfalty :).

Toż to była wyrypa!! Ubiegłotygodniowy Beskid Makowski to przy tym pikuś :). Piękna trasa, mnóstwo frajdy z jazdy, genialne widoki i co najważniejsze wiecznie ciesząca się pucha :). Dzięki Kuba za opracowanie trasy, towarzystwo. Oby takich tripów było jak najwięcej!!!!





Sił już pomału brakuje...ale tam z tyłu byliśmy :)


Padłeś?? Powstań - Okocim ;)







Więcej na Epicka Polica.

Lipiec 2014

Szybka Magurka Wilkowicka.

$
0
0
Człekowi to już nieźle wali na dekiel. Nie dość, że po 13 godzinach w pracy to jeszcze bez obiadu siadł na bike'a i pokręcił na Magurkę...Tak, tak to o mnie mowa :D. Cóż tak cykloza robi z człekiem... Jakoś zbytnio z trasa nie kombinowałem bo pora już była późna ( 20:40 ). Tak więc na Magurkę wjechałem czerwonym szlakiem ze Straconki. Poszło gładko, bo po 13 h pracy :D. Po drodze spotkałem jeszcze lochę z 2 młodymi... Kurcze coś ostatnio mam pioruńskie szczęście do tych osobników ;). Do schroniska nie wchodziłem bo muszę się przyznać - nie lubię go. Nie ma kompletnie klimatu i zawsze jest w nim zimno... Z racji że było już ciemno, na zjazd wybrałem asfalt do Wilkowic. Następnie Żywiecką a później już na ZWM by...napić się piwka :). Tak miło się siedziało w ogródku piwnym, że człek zapomniał, że trza jakiś obiad ugotować ;). 











Więcej na Szybka Magurka Wilkowicka.

Kaukaz 2014 dzień 1

brzoza

$
0
0
w oczekiwaniu na nowy napęd w trekkingu speedrowerowe wokół brzozy zawody

Więcej na brzoza

Sobotnia Karvina.

$
0
0
No to coś dla urozmaicenia - szosa :). Jednak jakoś weny na trasę nie miałem :/. Jak nie wiadomo gdzie jechać to trzeba wypić kawę u szwagra i wtedy się coś narodzi mimowolnie :). Tak więc zrobiłem :). Szybka kawka, pogawędka i już pomysł się znalazł - Karvina :). Co prawda już w tym roku tam byłem ale zawsze to zagranica :D a poza tym chciałem coś delikatnie pokręcić po czeskich szosach. Grzało dość mocno więc trza się było odpowiednio zaopatrzyć bo...Koron nie zabrałem ze sobą. Zatem ruszyłem w stronę Karviny - inaczej niż ostatnio, jadąc przez Roztropice, Zaborze, Drogomyśl, Kończyce Małe. Trasę tę znam ale od drugiej strony - zawsze to inna perspektywa :D. Kręciło się dość dobrze, czasami tylko przeszkadzał wiatr ale w tych okolicach to norma. Po przekroczeniu  granicy udałem się na karviński rynek - ostatnio aura nie była sprzyjająca ;).





Siostrzenica :Boże ale ten wujek jest walnięty. Nic tylko kręci i kręci te kilometry...


Gdzieś w Bielowicku.




Rynek w Karvinie - impreza na całego :)



Głupi to ma zawsze szczęście :D. Wjeżdżam na karviński rynek a tu pełno taśm, jakaś scena i tłum ludzi. Podjechałem bliżej, ziuram a tu Pepiki sobie urządziły zawody w biegach. Pooglądałem chwilę - akurat biegły dzieciątka chyba z 2 klasy podstawówki - uzupełniłem
płyny i ruszyłem na...zachód ;). Aż mi się zdzikło bo na drogach kompletna pustka. Dziwne - w Polsce o tej porze to ścisk, korki itp. Ale co będę narzekał - hehe tak to można jeździć :). Następnie udałem się jakąś drogą wzdłuż kopalni by ostatecznie wyjechać w miejscowości Horni Sucha. Miałem wpaść na chwilę nad Jezioro Terlicko ale ostatecznie zryzygnowałem u dałem się nad zniornik wodny w Żermanicach. Haha dopiero na miejscu się kapłem, że już tam kiedyś byłem, jak się nie mylę w zeszłym roku :). Z racji że nie chaciało mi się jechać głównymi drogami do Cieszyna wybrałem dobrze mi znaną rowerówkę o numerze 6090.





W oddali majaczy Lysa Hora.


A tam już polskie górki ;)


Skoda musi być :D




Oczywiście musiałem się zagapić i zgubiłem gdzieś ową mi dobrze znaną rowerówkę :D. Nie ma tego złego co by na dobre ne wyszło - poznałem nowe miejscówki i co najważniejsze fajny, widokowy zjazd do Cieszyna :). Nie omieszkałem zatrzymać się na polskim rynku - wiadomo trza wszamać jakiś obiad. I znowu wybrałem kebaba. Oj człek ma nasrane pod deklem - zamiast wszamać coś konkretnego to ten ładuje do siebie takie cosik...Echhh. A na rynku?? Zaczynała się jakaś impreza - kapela się stroiła. Żal było wracać ale byłem umówiony z kuzynem na piwko . Heheh wiadomo - priorytety ;). Powrót najszybszą możliwą drogą czyli tak zwaną starą drogą na Bielsko.





Fajna panorama Cieszyna.







Więcej na Sobotnia Karvina.

Noc z młodymi latynoskami ;)) czyli Tatry i mono, sezon IV - epilog

$
0
0
Wpisy z monocyklem w Tatrach nie obchodzą prawie nikogo, a i mi się nie chce wrzucać po 30 zdjęć na odcinek, toteż przejdę do podsumowania i nieco frywolnego zakończenia, pewnie wzbudzi większe zainteresowanie niż tatrzańsko-rowerowe widoki. ;p
Powrót pociągiem z Zakopca nie zapowiadał niczego ciekawego, ale chwilę po północy, w Krakowie, dosiadła się ekipa egzotycznych podróżniczek no i wszystkie miały numery siedzeń w moim przedziale. ;p Pewnie wracały od Wax-a. ;))
Nie wiem, jakim językiem nadawały, ale którymś latynoskim, co z resztą widać po zdjęciach.
Miały bagaż transkontynentalny ;) więc mój nieforemny monocykl na górnej półce okrutnie im przeszkadzał... ;]
Bardzo szybko wszystkie zapadły w sen głęboki, wierzgając się i przewracając na wszystkie strony.... ;p;p
Nie przespałem ani minuty, ale bynajmniej nie narzekam. ;p
Rano się trochę rozczarowałem, bo w półmroku wyglądały na znacznie starsze i ładniejsze. ;p
Ta pod oknem to Polka - zwraca uwagę porównanie grubości przyodziewku tejże i latynosek... O_O
Ta pod oknem to Polka - zwraca uwagę porównanie grubości przyodziewku tejże i latynosek... O_O © mors
Młode cudzoziemki, całą noc wierzgały się przez sen po przedziale ;p
Młode cudzoziemki, całą noc wierzgały się przez sen po przedziale ;p © mors
Lipiec a one dogrzewają się. xD

Później przesiadka w Poznaniu (i monocyklowe zaliczenie tegoż) no i ostatecznie przejazd z PKS do Morsownii na kołach kole.

Podsumowanie:
- Pierwszy raz w Tatrach na konwencjonalnym rowerze :)
- pierwszy raz w Tatrach (i w ogóle) na rowerze elektrycznym (do czasu... ;) )
- maks. wysokość na mono: 1160 (Butorowy, włącznie ze szczytem bez drogi) - trzeci wynik, jak dotąd...
- podjechana kolejna legenda polskich podjazdów (Gliczarów, 24%), drugi wynik, jak dotąd...
- przejechane: 92,5 km (oczywiście nie liczę dystansu na prąd), z czego na mono 64,5 (59 w Tatrach plus 5,5 na nizinne dojazdy)
- no i oczywiście mnóstwo doznań i osiągnięć cennych, a niemierzalnych.

Oczywiście, pozostał spory niedosyt. Co do statystyk, to najbardziej doskwiera mi brak wiedzy o łącznych przewyższeniach, a trochę ich było. ;)


Więcej na Noc z młodymi latynoskami ;)) czyli Tatry i mono, sezon IV - epilog

ZALEGŁOŚCI -Rowerowe podróże małe i duże - ta raczej była mała dystansem ale duża ...

$
0
0
Czas wreszcie uzupełnić zaległości ,  bo zaraz Nowy Rok a ja mam pół roku bez wpisów.
Więc do rzeczy.
28 grudnia a ja robię wpis z lipca.
Wycieczka z atrakcjami .
Wyruszyliśmy z Głębokiego tandemem Aleksandra a już za Pilchowem zaczęły się kłopoty z przednim kołem. Opona zaczęła złazić z obręczy. Nie dało się dalej jechać i nie pozostało nam nic innego jak zawrócić do Pilchowa do domu  i wymienić tandem na "muła" który też nie był w pełni sprawny . Po wymianie tandemu  dogoniliśmy resztę ekipy i wzięliśmy udział w świetnej imprezie  o której można poczytać u Trendixa .
Było  super.


Więcej na ZALEGŁOŚCI -Rowerowe podróże małe i duże - ta raczej była mała dystansem ale duża rozmachem.

ZALEGŁOŚCI - Serwis tandemu - Spacerkiem do MadBike

$
0
0
Dalszy ciąg uzupełniania zaległych wpisów.
Taka zagadka : co to za pojazd : dwie kierownice , dwa siodełka i ... trzy koła?

Tak , tak to mój tandem z kołem od tandemu Aleksandra na bagażniku.
najwyższa pora na serwis i naprawy . Serwis tradycyjnie w zaprzyjaźnionym sklepie rowerowym  MadBike .
Powrót rowerem zastepczym.



Więcej na ZALEGŁOŚCI - Serwis tandemu - Spacerkiem do MadBike

MTBCH etap III

$
0
0
Najciekawszy etap tegorocznej edycji. Start ze Stronia Śląskiego peletonem, zaliczając rundą honorową wkoło centrum.



 Po starcie dłuższy podjazd wzdłuż Młynówki, potem trawers asfaltem i zaczynamy przygodę z granicznym, w tym roku lekko okrojonym, aby  zdążyć do Barda zajechać przed północą.  Na początek trochę jagód i trawy w okolicach Czernicy, pierwszy solidny łomot w dół 



szuterek, nawrót i powrót na graniczny. Potem Borówkowa Góra i dalej duzo granicznego. Nieustanny interwał robi swoje i powoli zaczynam zostawać z tyłu. Na drugim bufecie spotykam chłopaka z Warszawy, którego dopadł kryzys (jak się okazuje, i tak dzień później niż kolegów z zespołu, którzy nawet nie raczyli wystartować). Łączymy więc nasze kryzysy i razem pomykamy w kierunku mety, podciągając się na przemian. Zjazd do Barda tym razem w siodle, aczkolwiek z kilkoma podpórkami i jednym szpagatem nad kierownicą. Spóźniony refleks robi swoje. Po małym zamieszaniu z dojazdem do bazy odnajduję kompana czekającego na mnie przed metą, na która wjeżdżamy razem. Ot ciekawy etap się z niczego zrobił.

Nie tracąc czasu z mety idziemy na poszukiwanie knajpy. Instalujemy się w Pizzeri Verona, przy ulicy Głównej 14, gdzie jemy najlepszą pizzę od dawna. A potem jeszcze jedną. A potem jeszcze pierogi. Miejsce ze wszech miar godne polecenia. Tak jak i samo Bardo, zdecydowanie niedoceniane w stosunku do swego potencjału.



Więcej na MTBCH etap III

MTBCH etap IV

$
0
0
Najkrótszy i chyba najbardziej soczysty etap. 45 kilometrów prawie nieustannie w górę, w deszczu od samego początku, momentami z takimi ściankami, że trzeba było się po drzewach wciągać. Na przemian kamienie, szutry, single i błoto z trzema ciekawymi przerywnikami:

- akwedukt i ścianka za nim, którą podobno ktoś zjechał do końca



- objazd twierdzy Srebrna Góra ścieżką na jedno koło pod murami, czasem z przepaściami po obu stronach, które skutecznie podnosiły ciśnienie i przywracały temperaturę ciała



- podjazd rzeką za drugim bufetem, która kilka godzin wcześniej miała szansę być szlakiem pieszym

 

Etap nie byłby etapem, gdyby nie bardzo solidny łomot w dół przed metą, którą w tym roku udało się zaliczyć na kołach.

Co tu dużo mówić, etap kwintesencja mtb. Właśnie dla takich tras człowiek z drugiego końca Polski przyjeżdża.

Więcej na MTBCH etap IV

Głobikowa

Stasiówka- Głobikowa

Kaukaz 2014 dzień 17

Camino Frances / Dzień szósty


Camino Frances / Dzień siódmy

Camino Frances / Dzień ósmy

Camino Frances / Dzień dziewiąty

Camino Frances / Dzień dziesiąty

Las Lubzina-Niedźwiada-Głobikowa z MrGordam

Viewing all 9327 articles
Browse latest View live