Kolejny z serii epickich tripów, a dlaczego?? Heheh przeczytasz to się dowiesz :).
K4r3lowi od dłuższego czasu siedziała w głowie Polica, co chwile o niej wspominał i widać, że był na nią ostro napalony ;). Podczas naszego ostatniego, wspólnego tripu na Mędralową, przy obiedzie w schronisku Opaczne, zaczęły się już pierwsze "mapowe" przymiarki do owej zacnej górki. Jak można łatwo zauważyć, długo z tym nie czekaliśmy bo zaledwie tydzień :). Przyjemność wyznaczenia trasy zostawiłem Kubie, oczywiście parę wskazówek przekazałem, gdyż ja już miałem Police odhaczoną ( zeszłoroczne Beskid Żywiecki Expedition 2013 ). Tak więc zgadaliśmy stosunkowo wcześnie bo o 6 u Kuby. Powód tak "nietycznej, niedzielnej pory" był prosty - kawał drogi do zrobienia. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na pierwszy ogień nie zrobili Leskowca, ma się rozumieć serduszkowym szlakiem :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótka przerwę na "ogarnięcie wzrokiem" naszego celu czyli Policy. W porannym słońcu prezentowała się wybornie :). OK, trza było w końcu ruszyć na podbój piknej górki więc pokręciliśmy wpierw żółtym szlakiem do Targoszowa. Powiem Wam, jest tam genialna polana, na której jest prze pieruńsko piękny widok na Babiczkę i Pasmo Policy. Jeszcze do tego te sianokosy....oj chciało się zostać na dłużej :). Po dojechaniu do Krzeszowa wbiliśmy się na bardzo urokliwą rowerówkę,
czarną. Jest to bardzo fajna i widokowa opcja dotarcia do Stryszawy. O ile jest to możliwe to zawsze wybieramy tę opcję :). W Stryszawie już nie kombinowaliśmy - wybraliśmy asfalty na Przełęcz Przysłop, robiąc po drodze ostatnie zakupy przed atakiem szczytowym. Hhehe wiem , wiem do samej Policy jeszcze długa droga ale nasza trasa już nie obejmowała wjeżdżania do jakiejś większej cywilizacji. Przełęcz poszła sprawnie choć upał dawał się we znaki. Podjeżdżając na Przysłop wspominaliśmy chłopaków, którzy prawie, że w ostatniej chwili zrezygnowali z towarzyszenia nam w tym tripie. Chłopy się po prostu przestraszyli pogody ( zapowiadali burze ) a po za tym chyba mocno zapili w sobotę :D. Na szczycie przełęczy spotkaliśmy prze sympatycznych emerytowanych górników na bike'ach. Krótka pogawędka w cieniu bo słońce ostro prażyło i wióra w dół. Mnie oczywiście włączyło się ściganie z samochodami na tamtejszych serpentynach. Hehe ten typ tak ma :D.
Czyż nie jest pięknie?? :)
Urokliwa czarna rowerówka .
Tak, tak atm skręciliśmy :).
P.S. Dołożyć "C" i zabrać "D" I wychodzi coś ciekawego ;)
Następnie, ciągle asfaltami, pokręciliśmy w stronę przysiółka Pod Police. Początkowo jechało się po stosunkowo płaskim asfalcie jednak po skręceniu w prawo za dość intrygującym znakiem ( patrz foto powyżej ) ;) zaczęła się już niezłą wspinaczką. Młynkowania było sporo ale dzięki bogu w większości w cieniu w słońcu była by to niezłą mordęga :). Wyrypa konkretna. Po wjechaniu na szutrową drogę trza już było nieźle leżeć na przednim kole bo każde lekkie odchylenie do tyłu groziło w najlepszym wypadku jazdą na tylnym kole ;). Po konkretnej szajfie w końcu wjechaliśmy na zielony szlak , który miał to nas doprowadzić na Kucałową Halę. Jednak długo jazdą na bike'u się nie ucieszyliśmy - zielony przywitał nas koleją kiepą. Ile się dało jechać tyle jechałem lecz miałem świadomość, że zbytnie forsowanie się może spowodować odcięcie w najmniej oczekiwanej chwili. Jednak butowanie rekompensowały genialne widoczki. Po prostu cud, miód i orzeszki :). Później było już lepiej, oj duuuuużooo lepiej, rzekłbym nawet zajebi...cie ;).
Warun istnie idealny ;)
No to zaczęła się teraz jazda!!! Przeszło 4 kilometry mega urozmaiconego singla. Po prostu bajka!!! Nie dość, że genialna ścieżka to jeszcze te widoczki po lewej stronie. Słowa zachwytu, nie koniecznie cenzuralne, płynęły nam z ust co chwila. Fan z jazdy gigantyczny, eheh co prawda przerywany co chwila fotkami ale w tak magiczne miejsce trzeba było uwiecznić. A singiel?? Po prostu kwintesencja przyjemności, techniki i wszystkiego tego co powinien mieć prawdziwy singiel. Były fajne ściółkowe podłoża, potoki, korzonki, kamerdolnie, mega wąskie odcinki, gdzie człek ledwo się mieścił, jazda nad przepaścią, prze klimatyczne paprocie,
no po prostu wszystko!!! Szkoda tylko, że miejscami było dość mokro ( szczególnie kamienie ), co utrudniało trochę jazdę. Może gdyby człek miał lepszą technikę to by to przejechał ;). Kurcze, co będę opowiadał...to po prostu trzeba przejechać!! Dam taką małą namiastkę w formie fotonów :)
Niecały kilometr przed Halą Kucałową dobiegły do naszych uszu grzmoty... Trza było troszkę przyspieszyć tempa bo burza w takim terenie za bezpieczna nie jest. Na Hali jednak przywitało nas piękne słońce i ....czarna chmura ciągnąca od Słowacji. Niestety Taterki nie były za dobrze widoczne, szkoda :/. Po szybkiej sesyjce zjechaliśmy do schroniska na Hali Krupowej, gdzie oddaliśmy się spożywczym rozpustom ;). Hehe oczywiście kolejny testing beskidzkich żurków. Ten był jednak bez szału... Do jak na razie najlepszych ( Leskowiec i Rysianka ) troszkę mu brakowało. W między czasie przeszła burza i konkretna ulewa. Fajnie się siedziało ale trzeba było wracać. Pokręciliśmy czerwonym na Police. Jednak droga usłana różami nie była - co chwilę jakiś wiatrołom i chmary much. O ile człek jechał owady nie były uciążliwe, jednak jak musiał zejść z bike'a i ominąć powalone drzewo muchy dosłownie go atakowały. Nie szło się od tego dziadostwa odpędzić - wchodziły dosłownie wszędzie! Maskara!! Dopiero na szczycie Policy się troszkę uspokoiły. Hehe jadąc jeszcze na nasz główny cel, nie wierzyłem sobie do czego jestem zdolny - objeżdżałem prawie wszystko ( oczywiście nie drzewa ). Power w nogach był. Kamerdolnia , nie kamerdolnia, nie sprawiała mi żadnego problemu :). Zjazd z Policy czerwonym to również bajka - fajne techniczne odcinki, może już nie single ale i tak dawały sporo przyjemności. Na Cylu Hali Śmietanowej skręciliśmy na żółty szlak, jednak troszkę się nam pokiełbasiło i na niebieski zjechaliśmy trochę za szybko co zaowocowało....dojechaniem z powrotem na zielony szlak. Oczywiście nie chcieliśmy wracać tą sama trasą więc zaczęliśmy improwizować. Wjechaliśmy się na leśną drogę, początkowo szeroką co sugerowało pewny zjazd do zabudowań. Jednak owa droga szybko przerodziła się w "niedrogę" czyli lej wodny, po którym jazda była dość, jakby to delikatnie ująć, ciężka? :). W międzyczasie mieliśmy jeszcze spotkanie 3 stopnia ze dość pokaźnym stadkiem loch z młodymi. Oj serducho mocniej zabiło! W końcu jakimiś dziwnymi lejami, ścieżkami dotarliśmy do zabudowań. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy gdzieś w Zawoi ale gdzie?? :D.
Kucałowa Hala.
Schronisko na Hali Krupowej.
W oczekiwaniu na koniec burzy ;)
Polica.
No to zjeżdżamy :)
Kaśmy są??
W końcu dotarliśmy do drogi głównej w Zawoi. Zrobiliśmy sobie, uwaleni jak świnie, przerwę w przydrożnym sklepie, objadając się owocami i przy okazji zakupując jakieś picie bo przed nami jeszcze troszkę uphillów a w bidonach posucha. Żeby nie wracać tą samą trasą wybraliśmy czerwony szlak biegnący z centrum Zawoi na Przełęcz Przysłop. Powiem tak: bardzo fajna alternatywa dla asfaltu. W zasadzie cały czas jedzie się szerokimi szutrami. Na Przysłopie wbiliśmy sie na czarny szlak. Zawsze jechaliśmy go w drugą stronę więc haha czasami człek głupiał i myślał czy aby na pewno dobrze jedzie :D. Mnie się udało nawet zjeść troszkę poziomek - moje pierwsze i jak się okazało ostatnie w tym roku :). W Stryszawie wbiliśmy się na łagodną , czerwoną rowerówkę do Krzeszowa bo nogi już się trochę czuło. Heheh podjazd pod Beskidzki Raj do najdelikatniejszych nie należy nie wspominając już o całym dystansie i przewyższeniach :). Jako, że nie chcieliśmy wraca już stricte asfaltami, uderzyliśmy na...Leskowiec niebieskim szlakiem :). Hahaha niezłe wariaty z nas :D. Kubie na podjeździe dokuczało kolano więc troszkę odciążał je, prowadząc. Na szczycie zmęczenie dopadło nas. Trza było zrobić przerwę i zatankować złociste, gazowane z pianką paliwo o jakże wyszukanej nazwie - Okocim :D. Zjazd z Lesko już najkrótszą drogą - czarnym. A później już asfalty :).
Toż to była wyrypa!! Ubiegłotygodniowy Beskid Makowski to przy tym pikuś :). Piękna trasa, mnóstwo frajdy z jazdy, genialne widoki i co najważniejsze wiecznie ciesząca się pucha :). Dzięki Kuba za opracowanie trasy, towarzystwo. Oby takich tripów było jak najwięcej!!!!
Sił już pomału brakuje...ale tam z tyłu byliśmy :)
Padłeś?? Powstań - Okocim ;)
Więcej na Epicka Polica.
K4r3lowi od dłuższego czasu siedziała w głowie Polica, co chwile o niej wspominał i widać, że był na nią ostro napalony ;). Podczas naszego ostatniego, wspólnego tripu na Mędralową, przy obiedzie w schronisku Opaczne, zaczęły się już pierwsze "mapowe" przymiarki do owej zacnej górki. Jak można łatwo zauważyć, długo z tym nie czekaliśmy bo zaledwie tydzień :). Przyjemność wyznaczenia trasy zostawiłem Kubie, oczywiście parę wskazówek przekazałem, gdyż ja już miałem Police odhaczoną ( zeszłoroczne Beskid Żywiecki Expedition 2013 ). Tak więc zgadaliśmy stosunkowo wcześnie bo o 6 u Kuby. Powód tak "nietycznej, niedzielnej pory" był prosty - kawał drogi do zrobienia. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na pierwszy ogień nie zrobili Leskowca, ma się rozumieć serduszkowym szlakiem :). Na szczycie zrobiliśmy sobie krótka przerwę na "ogarnięcie wzrokiem" naszego celu czyli Policy. W porannym słońcu prezentowała się wybornie :). OK, trza było w końcu ruszyć na podbój piknej górki więc pokręciliśmy wpierw żółtym szlakiem do Targoszowa. Powiem Wam, jest tam genialna polana, na której jest prze pieruńsko piękny widok na Babiczkę i Pasmo Policy. Jeszcze do tego te sianokosy....oj chciało się zostać na dłużej :). Po dojechaniu do Krzeszowa wbiliśmy się na bardzo urokliwą rowerówkę,
czarną. Jest to bardzo fajna i widokowa opcja dotarcia do Stryszawy. O ile jest to możliwe to zawsze wybieramy tę opcję :). W Stryszawie już nie kombinowaliśmy - wybraliśmy asfalty na Przełęcz Przysłop, robiąc po drodze ostatnie zakupy przed atakiem szczytowym. Hhehe wiem , wiem do samej Policy jeszcze długa droga ale nasza trasa już nie obejmowała wjeżdżania do jakiejś większej cywilizacji. Przełęcz poszła sprawnie choć upał dawał się we znaki. Podjeżdżając na Przysłop wspominaliśmy chłopaków, którzy prawie, że w ostatniej chwili zrezygnowali z towarzyszenia nam w tym tripie. Chłopy się po prostu przestraszyli pogody ( zapowiadali burze ) a po za tym chyba mocno zapili w sobotę :D. Na szczycie przełęczy spotkaliśmy prze sympatycznych emerytowanych górników na bike'ach. Krótka pogawędka w cieniu bo słońce ostro prażyło i wióra w dół. Mnie oczywiście włączyło się ściganie z samochodami na tamtejszych serpentynach. Hehe ten typ tak ma :D.
Czyż nie jest pięknie?? :)
Urokliwa czarna rowerówka .
Tak, tak atm skręciliśmy :).
P.S. Dołożyć "C" i zabrać "D" I wychodzi coś ciekawego ;)
Następnie, ciągle asfaltami, pokręciliśmy w stronę przysiółka Pod Police. Początkowo jechało się po stosunkowo płaskim asfalcie jednak po skręceniu w prawo za dość intrygującym znakiem ( patrz foto powyżej ) ;) zaczęła się już niezłą wspinaczką. Młynkowania było sporo ale dzięki bogu w większości w cieniu w słońcu była by to niezłą mordęga :). Wyrypa konkretna. Po wjechaniu na szutrową drogę trza już było nieźle leżeć na przednim kole bo każde lekkie odchylenie do tyłu groziło w najlepszym wypadku jazdą na tylnym kole ;). Po konkretnej szajfie w końcu wjechaliśmy na zielony szlak , który miał to nas doprowadzić na Kucałową Halę. Jednak długo jazdą na bike'u się nie ucieszyliśmy - zielony przywitał nas koleją kiepą. Ile się dało jechać tyle jechałem lecz miałem świadomość, że zbytnie forsowanie się może spowodować odcięcie w najmniej oczekiwanej chwili. Jednak butowanie rekompensowały genialne widoczki. Po prostu cud, miód i orzeszki :). Później było już lepiej, oj duuuuużooo lepiej, rzekłbym nawet zajebi...cie ;).
Warun istnie idealny ;)
No to zaczęła się teraz jazda!!! Przeszło 4 kilometry mega urozmaiconego singla. Po prostu bajka!!! Nie dość, że genialna ścieżka to jeszcze te widoczki po lewej stronie. Słowa zachwytu, nie koniecznie cenzuralne, płynęły nam z ust co chwila. Fan z jazdy gigantyczny, eheh co prawda przerywany co chwila fotkami ale w tak magiczne miejsce trzeba było uwiecznić. A singiel?? Po prostu kwintesencja przyjemności, techniki i wszystkiego tego co powinien mieć prawdziwy singiel. Były fajne ściółkowe podłoża, potoki, korzonki, kamerdolnie, mega wąskie odcinki, gdzie człek ledwo się mieścił, jazda nad przepaścią, prze klimatyczne paprocie,
no po prostu wszystko!!! Szkoda tylko, że miejscami było dość mokro ( szczególnie kamienie ), co utrudniało trochę jazdę. Może gdyby człek miał lepszą technikę to by to przejechał ;). Kurcze, co będę opowiadał...to po prostu trzeba przejechać!! Dam taką małą namiastkę w formie fotonów :)
Niecały kilometr przed Halą Kucałową dobiegły do naszych uszu grzmoty... Trza było troszkę przyspieszyć tempa bo burza w takim terenie za bezpieczna nie jest. Na Hali jednak przywitało nas piękne słońce i ....czarna chmura ciągnąca od Słowacji. Niestety Taterki nie były za dobrze widoczne, szkoda :/. Po szybkiej sesyjce zjechaliśmy do schroniska na Hali Krupowej, gdzie oddaliśmy się spożywczym rozpustom ;). Hehe oczywiście kolejny testing beskidzkich żurków. Ten był jednak bez szału... Do jak na razie najlepszych ( Leskowiec i Rysianka ) troszkę mu brakowało. W między czasie przeszła burza i konkretna ulewa. Fajnie się siedziało ale trzeba było wracać. Pokręciliśmy czerwonym na Police. Jednak droga usłana różami nie była - co chwilę jakiś wiatrołom i chmary much. O ile człek jechał owady nie były uciążliwe, jednak jak musiał zejść z bike'a i ominąć powalone drzewo muchy dosłownie go atakowały. Nie szło się od tego dziadostwa odpędzić - wchodziły dosłownie wszędzie! Maskara!! Dopiero na szczycie Policy się troszkę uspokoiły. Hehe jadąc jeszcze na nasz główny cel, nie wierzyłem sobie do czego jestem zdolny - objeżdżałem prawie wszystko ( oczywiście nie drzewa ). Power w nogach był. Kamerdolnia , nie kamerdolnia, nie sprawiała mi żadnego problemu :). Zjazd z Policy czerwonym to również bajka - fajne techniczne odcinki, może już nie single ale i tak dawały sporo przyjemności. Na Cylu Hali Śmietanowej skręciliśmy na żółty szlak, jednak troszkę się nam pokiełbasiło i na niebieski zjechaliśmy trochę za szybko co zaowocowało....dojechaniem z powrotem na zielony szlak. Oczywiście nie chcieliśmy wracać tą sama trasą więc zaczęliśmy improwizować. Wjechaliśmy się na leśną drogę, początkowo szeroką co sugerowało pewny zjazd do zabudowań. Jednak owa droga szybko przerodziła się w "niedrogę" czyli lej wodny, po którym jazda była dość, jakby to delikatnie ująć, ciężka? :). W międzyczasie mieliśmy jeszcze spotkanie 3 stopnia ze dość pokaźnym stadkiem loch z młodymi. Oj serducho mocniej zabiło! W końcu jakimiś dziwnymi lejami, ścieżkami dotarliśmy do zabudowań. Wiedzieliśmy tylko, że jesteśmy gdzieś w Zawoi ale gdzie?? :D.
Kucałowa Hala.
Schronisko na Hali Krupowej.
W oczekiwaniu na koniec burzy ;)
Polica.
No to zjeżdżamy :)
Kaśmy są??
W końcu dotarliśmy do drogi głównej w Zawoi. Zrobiliśmy sobie, uwaleni jak świnie, przerwę w przydrożnym sklepie, objadając się owocami i przy okazji zakupując jakieś picie bo przed nami jeszcze troszkę uphillów a w bidonach posucha. Żeby nie wracać tą samą trasą wybraliśmy czerwony szlak biegnący z centrum Zawoi na Przełęcz Przysłop. Powiem tak: bardzo fajna alternatywa dla asfaltu. W zasadzie cały czas jedzie się szerokimi szutrami. Na Przysłopie wbiliśmy sie na czarny szlak. Zawsze jechaliśmy go w drugą stronę więc haha czasami człek głupiał i myślał czy aby na pewno dobrze jedzie :D. Mnie się udało nawet zjeść troszkę poziomek - moje pierwsze i jak się okazało ostatnie w tym roku :). W Stryszawie wbiliśmy się na łagodną , czerwoną rowerówkę do Krzeszowa bo nogi już się trochę czuło. Heheh podjazd pod Beskidzki Raj do najdelikatniejszych nie należy nie wspominając już o całym dystansie i przewyższeniach :). Jako, że nie chcieliśmy wraca już stricte asfaltami, uderzyliśmy na...Leskowiec niebieskim szlakiem :). Hahaha niezłe wariaty z nas :D. Kubie na podjeździe dokuczało kolano więc troszkę odciążał je, prowadząc. Na szczycie zmęczenie dopadło nas. Trza było zrobić przerwę i zatankować złociste, gazowane z pianką paliwo o jakże wyszukanej nazwie - Okocim :D. Zjazd z Lesko już najkrótszą drogą - czarnym. A później już asfalty :).
Toż to była wyrypa!! Ubiegłotygodniowy Beskid Makowski to przy tym pikuś :). Piękna trasa, mnóstwo frajdy z jazdy, genialne widoki i co najważniejsze wiecznie ciesząca się pucha :). Dzięki Kuba za opracowanie trasy, towarzystwo. Oby takich tripów było jak najwięcej!!!!
Sił już pomału brakuje...ale tam z tyłu byliśmy :)
Padłeś?? Powstań - Okocim ;)
Więcej na Epicka Polica.