Z rana słyszę jak jakiś nadgorliwy sąsiad odśnieża chodnik, albo miałam jeszcze majki senne i zawinęłam się w kołdrę z myślą - nigdzie nie jadę! Posiedzę sobie, podjem parę ciasteczek, wypiję sobie kawkę, może posprzątam a może nie, a może sobie wypiję wiśnióweczki i w ogóle nie wyłażę z łóżeczka. Córunie będą grzeczne tak jakby ich nie było, wszystko będzie takie piękne i..... wtedy Marcin zaczął latać, zakładać jedne, drugie gacie oznajmił mi, że zrobił mi herbatkę i tym samym obudził mnie oraz przywrócił mi pamięć: że muszę kupić Marcie buty, bo wykańcza wszystkie w tempie zastraszającym i tylko reklamacje trzeba składać i że teściowa może nadjechać jak jej dzieci sama nie zawiozę, że może śnieg trzeba odgarniać, albo pozamiatać ten syf co po sniegu został, więc otrzeźwiona natrętnymi myślami wylazłam i to była dobra decyzja.
Auteczkiem do Poznania po drodze mijając Macieja. Na ul. Starołeckiej pomachałyśmy Marcinowi jadącemu na swym rumaku pokonywać jakieś straszliwe smoki w postaci kilometrów, podjazdów i trąbiących stalowych rumaków a my poleciałyśmy kupić buty. Tym razem do Decathlonu. Oby na me oczy spływała zawsze taka ciemność i klapki jak dzisiaj. Kupiłyśmy Marcie zimowe buciory i Zośce wiosenne (aby wiosnę przywołać) i szybko zamykając oczy na wszelkie przeceny i promocje opuściłyśmy ten dom rozpusty. Potem wizyta u teściowej, która napasła mnie babką (dobra kobieta), wizyta u ojca, który marudził, że mu koty butami z SPD straszę (chrzęstem, bo odkurzacza nie można włączyć bo się sierściuchy przestraszą :-/) i wreszcie na rower. Z Rusa na Starołęcką i w stronę Rogalina. Ledwie ujechałam 8 km jak Marcin zadzwonił, że już jest u dziadka, gdzie zostawiłam auto i gdzie ma mnie odebrać?? No jeszcze nie!!! Urwałam się z kieratu to chcę nawet pod wiatr z jezorem do pasa pojechać aż mi giry odpadną. A giry nic nie bolą, tylko zadyszkę jak stara lokomotywa mam. Oj! brak mi kondycji a tu za mną jedzie taki jeden w zielonym passacie i przez okno wrzeszczy że mam szybciej girkami kręcić. Przyczepił się taki pod Rogalinem i poganiał mnie - pod górki na mnie trąbił, przez okno wrzeszczy i nawet bezwstydnie fotografuje
Wreszcie się zmiłował i w Kórniku mnie do bryki wsadził i na ciastko i kawę do nie, nie, nie do kawiarni tylko do sklepu rowerowego mnie zabrał. Nie mogę narzekać kawa i tort bardzo dobry był, tylko znowu kupa forsy zniknęła, bo odebraliśmy moje kółka do szosy po prostowaniu i wymianie łożysk oraz Marcinowi spodobała się pompka i za zlitowanie się nade mną nie miałam co gadać tylko użyczyć karty.
Pokrzepieni kawą załadowaliśmy się do auta a wtedy .......... wyszło piękne słońce, które nie pozwoliło się zignorować, więc.......cdn
Więcej na Do Kórnika
Auteczkiem do Poznania po drodze mijając Macieja. Na ul. Starołeckiej pomachałyśmy Marcinowi jadącemu na swym rumaku pokonywać jakieś straszliwe smoki w postaci kilometrów, podjazdów i trąbiących stalowych rumaków a my poleciałyśmy kupić buty. Tym razem do Decathlonu. Oby na me oczy spływała zawsze taka ciemność i klapki jak dzisiaj. Kupiłyśmy Marcie zimowe buciory i Zośce wiosenne (aby wiosnę przywołać) i szybko zamykając oczy na wszelkie przeceny i promocje opuściłyśmy ten dom rozpusty. Potem wizyta u teściowej, która napasła mnie babką (dobra kobieta), wizyta u ojca, który marudził, że mu koty butami z SPD straszę (chrzęstem, bo odkurzacza nie można włączyć bo się sierściuchy przestraszą :-/) i wreszcie na rower. Z Rusa na Starołęcką i w stronę Rogalina. Ledwie ujechałam 8 km jak Marcin zadzwonił, że już jest u dziadka, gdzie zostawiłam auto i gdzie ma mnie odebrać?? No jeszcze nie!!! Urwałam się z kieratu to chcę nawet pod wiatr z jezorem do pasa pojechać aż mi giry odpadną. A giry nic nie bolą, tylko zadyszkę jak stara lokomotywa mam. Oj! brak mi kondycji a tu za mną jedzie taki jeden w zielonym passacie i przez okno wrzeszczy że mam szybciej girkami kręcić. Przyczepił się taki pod Rogalinem i poganiał mnie - pod górki na mnie trąbił, przez okno wrzeszczy i nawet bezwstydnie fotografuje
Z okna trenera© JoannaZygmunta
Wreszcie się zmiłował i w Kórniku mnie do bryki wsadził i na ciastko i kawę do nie, nie, nie do kawiarni tylko do sklepu rowerowego mnie zabrał. Nie mogę narzekać kawa i tort bardzo dobry był, tylko znowu kupa forsy zniknęła, bo odebraliśmy moje kółka do szosy po prostowaniu i wymianie łożysk oraz Marcinowi spodobała się pompka i za zlitowanie się nade mną nie miałam co gadać tylko użyczyć karty.
Pokrzepieni kawą załadowaliśmy się do auta a wtedy .......... wyszło piękne słońce, które nie pozwoliło się zignorować, więc.......cdn
Więcej na Do Kórnika