Tuż przed świętami nadeszła odwilż, co wcale mnie nie zmartwiło, bo już poprzednio wspominałem, że zaraz po świętach czeka mnie spalanie kalorii, a przecież lepiej spalać je w dodatniej, niż ujemnej temperaturze. Dzisiejszego poranka obudziło mnie słońce, co zapowiadało piękny dzień. Nie traciłem więc czasu i niedługo po dziesiątej wskoczyłem na rower.
Pomimo ciepła drogi były mokre, co spowodowało, że cały wysiłek włożony w niedawne umycie roweru, poszedł na marne. Jechałem na zachód i zamierzałem dotrzeć do toru kajakowego przy Kolnej. Przez większą część drogi nic nie zakłócało przejażdżki, ale w okolicach Salwatora zerwał się silny, południowo-zachodni wiatr. Początkowo udawało mi się utrzymać sensowną prędkość, ale wiatr stawał się coraz mocniejszy i na cztery kilometry przed celem poruszałem się w żółwim tempie kilkunastu kilometrów na godzinę. Do toru kajakowego dotarłem solidnie zmęczony, ale przecież zmieniałem właśnie kierunek i liczyłem, że od teraz wiatr stanie się moim sprzymierzeńcem. Po przejechaniu na drugi brzeg Wisły, tak właśnie się stało, a kurtka cudownie przemieniła się ze „spadochronu hamującego” na „żagiel” ;).
Poruszałem się wzdłuż brzegu Wisły po ścieżce rowerowej, która jeszcze niedawno kończyła się na wysokości Przegorzał. Dzisiaj jednak okazało się, że można nią jechać jeszcze dalej. Skwapliwie skorzystałem więc z możliwości eksploracji nowego szlaku. Pchany wiatrem poruszałem się raczej szybko po nowej, gładkiej nawierzchni. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nasze Polskie poczucie humoru. Cała ścieżka rowerowa jest gotowa z wyjątkiem ostatnich trzydziestu, może czterdziestu metrów, które dzielą ją od ulicy. Ten fragment jest nieutwardzony, co w warunkach odwilży oznacza brnięcie przez błotne bajoro. Dobrze, że ziemia była jeszcze na tyle zmrożona, że błoto było w miarę płytkie i dało się jako tako pokonać.
Na Rybitwach ponownie zmieniłem kierunek, co oznaczało, że ostatnie kilka kilometrów jechałem pod wiatr. Do domu dotarłem więc nieco zmęczony, ale z przekonaniem, że przynajmniej część świątecznych szaleństw kulinarnych została uwolniona z organizmu w postaci czystej energii.
Nadwiślańskie klimaty
Nadwiślańskie klimaty
Więcej na Poświątecznie
Pomimo ciepła drogi były mokre, co spowodowało, że cały wysiłek włożony w niedawne umycie roweru, poszedł na marne. Jechałem na zachód i zamierzałem dotrzeć do toru kajakowego przy Kolnej. Przez większą część drogi nic nie zakłócało przejażdżki, ale w okolicach Salwatora zerwał się silny, południowo-zachodni wiatr. Początkowo udawało mi się utrzymać sensowną prędkość, ale wiatr stawał się coraz mocniejszy i na cztery kilometry przed celem poruszałem się w żółwim tempie kilkunastu kilometrów na godzinę. Do toru kajakowego dotarłem solidnie zmęczony, ale przecież zmieniałem właśnie kierunek i liczyłem, że od teraz wiatr stanie się moim sprzymierzeńcem. Po przejechaniu na drugi brzeg Wisły, tak właśnie się stało, a kurtka cudownie przemieniła się ze „spadochronu hamującego” na „żagiel” ;).
Poruszałem się wzdłuż brzegu Wisły po ścieżce rowerowej, która jeszcze niedawno kończyła się na wysokości Przegorzał. Dzisiaj jednak okazało się, że można nią jechać jeszcze dalej. Skwapliwie skorzystałem więc z możliwości eksploracji nowego szlaku. Pchany wiatrem poruszałem się raczej szybko po nowej, gładkiej nawierzchni. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nasze Polskie poczucie humoru. Cała ścieżka rowerowa jest gotowa z wyjątkiem ostatnich trzydziestu, może czterdziestu metrów, które dzielą ją od ulicy. Ten fragment jest nieutwardzony, co w warunkach odwilży oznacza brnięcie przez błotne bajoro. Dobrze, że ziemia była jeszcze na tyle zmrożona, że błoto było w miarę płytkie i dało się jako tako pokonać.
Na Rybitwach ponownie zmieniłem kierunek, co oznaczało, że ostatnie kilka kilometrów jechałem pod wiatr. Do domu dotarłem więc nieco zmęczony, ale z przekonaniem, że przynajmniej część świątecznych szaleństw kulinarnych została uwolniona z organizmu w postaci czystej energii.
Nadwiślańskie klimaty
Nadwiślańskie klimaty
Więcej na Poświątecznie