Przyszedłem z pracy wcześniej, bo tak się złożyło, że musiałem załatwić coś w godzinach pracy i, koniecznie, samochodem. Wbiłem do domu, przebrałem się w cywila, spojrzałem w lustro, przestraszyłem się, że bezdomny mi wszedł do domu, przyjrzałem się ponownie, poznałem siebie. Wsiadłem w auto. Mimo że korków w stronę "tam" większych nie było, i tak po kilku minutach miałem dosyć. Powrót - już w pięknym korku wjazdowym do Stolicy. Nawet lepiej mi się nie jechało, gdy po drugiej części pracy przed 21:00 wracałem do domu.
Nieustający szacun dla ludzi, którzy codziennie jeżdżą do pracy po mieście i mówią, że to lubią.
Do pracy z kolei sam. Aż do Wolskiej, przez całą Górczewską nie spotkałem nikogo na rowerze. Potem, na Prymasa, spotkałem tylko czwórkę. Chyba jest Europejski Dzień bez Roweru, tylko, oczywiście, nie zorientowałem się.
Jesień wraca. Rano było już 3,5*C.
Więcej na Trochę samochodem. A trochę nie.
Nieustający szacun dla ludzi, którzy codziennie jeżdżą do pracy po mieście i mówią, że to lubią.
Do pracy z kolei sam. Aż do Wolskiej, przez całą Górczewską nie spotkałem nikogo na rowerze. Potem, na Prymasa, spotkałem tylko czwórkę. Chyba jest Europejski Dzień bez Roweru, tylko, oczywiście, nie zorientowałem się.
Jesień wraca. Rano było już 3,5*C.
Więcej na Trochę samochodem. A trochę nie.