O szatańskim planie 3 tygodniowego tripu, a raczej wyprawy, po Bałkanach jaworznickich bikerów dowiedziałem się podczas wspólnego kręcenia do "stolicy górnictwa" , hehe to jest Jaworzna. Strasznie mnie to zaintrygowało, ba nawet chodził mi plan po głowie, żeby do nich dołączyć lecz niestety nie dostałbym tyle urlopu...Skoro nie udało się im towarzyszyć w całej wyprawie, postanowiłem chłopaków odprowadzić..choć kawałek :). HEhe jakoś sobie później o tym zapomniałem lecz z pomocą przyszedł K4r3l :). Dostał cynka od bikerów, kiedy wyjeżdżają i już byliśmy umówienie na wspólną eskortę do granicy Polski i Słowacji. Pierwotne prognozy pogody nie były najgorsze...pierwotne... Z chłopakami umówiliśmy się na 9-tą w Porąbce -hehe mieli lekki poślizg ale można im to wybaczyć :D.
Są i oni ;)
Wyglądali jak przystało na prawdziwych wyprawowców - powiewające białe-czerwone flagi i na maxa zapakowane rowery, które ważyły sobie konkretnie :). Tak więc zaczęliśmy eskortę po ostatnich, górskich kilometrach ojczyzny :). Jak wcześnie pisałem pierwotne prognozy były dobre, jednak troszkę się, mówiąc kolokwialnie, posrało - co chwile kropiło a jak nie to ...lało stąd też często trzeba było się chować przez deszczem. Mimo to atmosfera była genialna :). Hehe nawet miałem przyjemność przejechać się na Janusza wyprawowym bike'u ( od Żywca do Jeleśni ). Powiem tak: kurcze...lekko nie było :D. Czuło się każdy kilogram, a początkowo kierownicą miotało jak diabli ;). Dopiero po paru kilometrach człek się do tego przyzwyczaił :). Po wyjechaniu z Jeleśni peleton się troszkę rozdzielił - wiadomo, pojawiły się górki a z takim bagażem lajtowo nie ma. W międzyczasie dołączył do Nas kolejny jaworznicki biker - Lama.
On jednak już na szosie, hehe bez pakunków :). Na granicy przywitała Nas...ulewa. Tak więc w oczekiwaniu na bezdeszczową aurę, zrobiliśmy sobie ostatnią, wspólną sesję zdjęciową :D. Jak zawsze kupa śmiechu, bo z tymi chłopami nie da się inaczej :).
Jak tylko wyszło słońce pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę - chłopaki jechali w tą lepszą - cieplejszą i bardziej słoneczną :). My za to z Kubą pokręciliśmy z powrotem w stronę Korbielowa, Jeleśni.
I se pojechali na "wczasy" ;) K4rel pali gumę ;)
No ale żeby nie było za nudno ( powrót tą samą trasa ) postanowiliśmy sobie troszkę urozmaicić trasę - odbiliśmy na Sopotnię Małą i Juszczynę zaliczając po drodze 2 fajne podjazdy szosowe :). Kuba jednak na zjazdach nie mógł się niestety nacieszyć prędkością - awaria tylnej piasty. Już w Porąbce ją zauważył ale stwierdził, że nie ma ..uja we wsi i trza chłopaków odprowadzić ;). Z racji, że aura nie była za pewna już więcej nie kombinowaliśmy - wybraliśmy wariant przez Żywiec, Rychwałd, Łękawicę i wiadomo...Kocierz :)
Hehe jeszcze w Żywcu, w okolicach szkoły rolniczej, zauważyliśmy pewne zgromadzenie na pobliskim torze jeździeckim. Okazało się, że akurat odbywają się jakieś zawody. Wiadomo - trza było zostać i poobserwować jak to dżokejki ( i konie wiadomo ) radzą sobie na torze ;).
Kocierz zdobyliśmy w deszczu... Na szczycie zrobiliśmy sobie krótką przerwę obserwując zdrowo nadziabane kobity, bawiące się zapewne na imprezie pracowniczej :D. Polew był niezły :D. Zjazd z racji ma mokry i zimny warun do za szybkich nie należał :/.
I tak oto niby z niczego wyszła piękna seteczka w jakże doborowym towarzystwie :)
P.S. Wiem, wiem trochę od tego czasu minęło...Miał być ten wpis po 3 tygodniach a jest po...5 miesiącach ;). Trza się w końcu ogarnąć i zakończyć te masakryczne opóźnienie :)
Więcej na
Szosowa eskorta Jaworznickich Bikerów ;)