Na spotkanie przyjechało 12 osób w tym jedna z koleżanek. Ruszyliśmy w kierunku Olszynki a mgła co raz gęstsza i co z tym związane co raz zimniej. Przyśpieszyliśmy trochę, aby zwiększyć krążenie krwi. Już na ul Łąkowej odłączyła się trzy osobowa grupka dla której najwidoczniej nasze tempo 20 km/h było za wolne. Szybko ich zgubiliśmy z pola widzenia.
Dojechaliśmy do Sobieszewa gdzie nasi uciekinierzy czekali na nas:)
Do Przegaliny pozostało tylko 7 km, więc nie robiliśmy odpoczynku. Mgła osiadała na kurtkach, koszulach, okularach. Jest nareszcie Śluza w Przegalinie i tu robimy krótki odpoczynek. Jedni spożywają posiłek zaś inni wyciągają aparaty foto i pstrykają ile tylko się da, bo tego kolorytu drzew już w tym roku nie ujrzymy. Trochę nam pokrzyżowała plany ta aura, więc zdjęcia nie są może takie jakie powinny być, ale wydaje mi się, że mają też swój urok.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy do Świbna, gdzie mieliśmy się przeprawić promem do Mikoszewa a stamtąd parę kilometrów wzdłuż Wisły do Mewiej Łachy. Ten teren jest mi znany, droga pełna niespodzianek w postaci głębokich dziur i śliskich kamieni podmytych przez wodę nie było sensu iść (tak, tak iść jechać się nie da) zwłaszcza przy złej widoczności. Krótka narada i jest decyzja wracamy do Gdańska, może innym razem zdecydujemy się na tę wędrówkę.
Powstało pytanie jak wracamy, szosą czy lasem. Głosy były podzielone, więc zaproponowałem podzielenie się na dwie grupy i tak się stało. “Bono” poprowadził “leśników” a ja szosowców.
Nie było najcieplej, więc tempem ok 20-23 km/h dojechaliśmy do Sobieszewa. Grupy “leśnej” nie spotkaliśmy, zresztą nie mieliśmy na nich czekać. Żeby trochę wydłużyć trasę a mgła już zeszła, więc objechaliśmy Olszynkę drogą okrężną i dojechaliśmy do Gdańska. Na liczniku było 70 km.
Przyznam szczerze, że w takiej mgle nigdy nie jechałem, gdzie nie było deszczu a buty i kurtkę miałem mokrą, ale było miłe towarzystwo i spokojnie spędziliśmy te parę godzin na świeżym powietrzu.
Więcej na Polska złota jesień w Przegalinie
Dojechaliśmy do Sobieszewa gdzie nasi uciekinierzy czekali na nas:)
Do Przegaliny pozostało tylko 7 km, więc nie robiliśmy odpoczynku. Mgła osiadała na kurtkach, koszulach, okularach. Jest nareszcie Śluza w Przegalinie i tu robimy krótki odpoczynek. Jedni spożywają posiłek zaś inni wyciągają aparaty foto i pstrykają ile tylko się da, bo tego kolorytu drzew już w tym roku nie ujrzymy. Trochę nam pokrzyżowała plany ta aura, więc zdjęcia nie są może takie jakie powinny być, ale wydaje mi się, że mają też swój urok.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy do Świbna, gdzie mieliśmy się przeprawić promem do Mikoszewa a stamtąd parę kilometrów wzdłuż Wisły do Mewiej Łachy. Ten teren jest mi znany, droga pełna niespodzianek w postaci głębokich dziur i śliskich kamieni podmytych przez wodę nie było sensu iść (tak, tak iść jechać się nie da) zwłaszcza przy złej widoczności. Krótka narada i jest decyzja wracamy do Gdańska, może innym razem zdecydujemy się na tę wędrówkę.
Powstało pytanie jak wracamy, szosą czy lasem. Głosy były podzielone, więc zaproponowałem podzielenie się na dwie grupy i tak się stało. “Bono” poprowadził “leśników” a ja szosowców.
Nie było najcieplej, więc tempem ok 20-23 km/h dojechaliśmy do Sobieszewa. Grupy “leśnej” nie spotkaliśmy, zresztą nie mieliśmy na nich czekać. Żeby trochę wydłużyć trasę a mgła już zeszła, więc objechaliśmy Olszynkę drogą okrężną i dojechaliśmy do Gdańska. Na liczniku było 70 km.
Przyznam szczerze, że w takiej mgle nigdy nie jechałem, gdzie nie było deszczu a buty i kurtkę miałem mokrą, ale było miłe towarzystwo i spokojnie spędziliśmy te parę godzin na świeżym powietrzu.
Więcej na Polska złota jesień w Przegalinie