Zjechał ostatni z ekipy, z którą maiłem jechać wzdłuż Wisły, ale fanicjanie, czas i studia - determinanty, które wpłynęły na to, że skończyło się na tym, że jako dobry gospodarz byłem duchem z nimi i skrupulatnie relacjonowałem przebieg eskapady. No cóż było minęło jeszcze nadarzy się okazja.
Z uwagi, że Limitowi jednak udało się rzutem na taśmę znaleść wczoraj kwaterunek na rogatkach Częstochowy to dziś postanowiłem wyjechać mu na przeciw i powitać na naszej małej ojczyźnie. Rano zakupy (piekarnia, targowisko i powrót) potem telefon od Limita, którędy rusza na ostatni etap tej dwutygodniowej tułaczki po Polsce. Za miejsce spotkania ustaliliśmy park w Świerklańcu. Nim wybiło południe wskakuję na rumaka i przybieram wiadomy kierunek. Jeszcze rzut okiem na mapę jaki wariant będzie najsensowniejszy i w drogę. Od razu jakoś się dobrze kręciło. Z Zagórza na Józefów i dalej obok Decathlona na Będzin. Slalom przez Nerkę i pod bramę targu pod Zamkiem. Na lewy pas i podjazd na Dorotkę. Zaraz za zakrętem podpinam się za dwoma na szosach ale jakoś dziwnie jechali to redukcja i zaczęło się wyprzedzanie. Na wiadukcie nad 86 już byłem dobry kawałek przed nimi. Nawet sam podjazd jakoś tak łatwo pokonałem z prędkością nie spadającą poniżej 20 km/h wreszcie chłopaki próbują ataku, a mi w to graj na zjeździe w kierunku Wojkowic jeszcze bardziej zwiększam dystans mijając po drodze Jadzię, którą rozpędzony nie poznałem. Na podjazdach wojkowickich trochę się chłopaki poprawili i zmniejszyli dystans ale nadal za mną. I tak do samego zjazdu na Rogoźnik dojechałem jako pierwszy. Może presja szosówek albo inne wiatry spowodowały, że na 15 km średnia 26. Chwila zwolnienia tempa na klinkierze i już samemu na Dobieszowice i przecinam A1 lądując w Wymysłowie przy sklepie. Jeszcze tylko przelecieć tamę trochę wału i już w Parku. Limit jest już i sączy ciepły napój. Godzinka przerwy pod parasolami, relacja nt. wyprawy oraz co u nas się działo i się zbieramy. Żeby się droga nie pokrywała i uniknąć elementów błotka przez które ja się przebijałem jedziemy przez Wymysłów, Dobieszowice i Strzyżowice do Psar. Na dwieście metrów przed kwaterom Limita znów wpadamy na Jadzię (Jagęrybę), krótka pogawędka i każdy w swoim kierunku. Podkręcam jeszcze z Limitem wymienić sakwy w domu i lecimy na Lewiatana by uzupełnić lodówkowy przeciąg. Pod sklepem się żegnamy i odbijam Szkolną w kierunku Sarnowa i Preczowa na P4. Ledwo ruszyłem i z bramy słyszę hej. Spoglądam znów Jadzia też jedzie w moim kierunku więc kręcimy razem. Na Mariankach Jadzia odbija na Ratanice, a ja w kierunku P3 mijam tamę i przebitka przez tory. Ale dziś zakorkowane to wąskie gardło. Tylu luda przeskakującego to dawno tu nie widziałem. Na P3 pod molo i dalej na Zagórze do domu. Wrzucam cosik na ruszta i na zakończenie rowerowego dnia jeszcze zakładam sakwy i z tatą do reala również po większy zakup. A jutro z Maćkiem i Dominikiem pętla po Jurze.
Więcej na Na przeciw Limitowi.
Z uwagi, że Limitowi jednak udało się rzutem na taśmę znaleść wczoraj kwaterunek na rogatkach Częstochowy to dziś postanowiłem wyjechać mu na przeciw i powitać na naszej małej ojczyźnie. Rano zakupy (piekarnia, targowisko i powrót) potem telefon od Limita, którędy rusza na ostatni etap tej dwutygodniowej tułaczki po Polsce. Za miejsce spotkania ustaliliśmy park w Świerklańcu. Nim wybiło południe wskakuję na rumaka i przybieram wiadomy kierunek. Jeszcze rzut okiem na mapę jaki wariant będzie najsensowniejszy i w drogę. Od razu jakoś się dobrze kręciło. Z Zagórza na Józefów i dalej obok Decathlona na Będzin. Slalom przez Nerkę i pod bramę targu pod Zamkiem. Na lewy pas i podjazd na Dorotkę. Zaraz za zakrętem podpinam się za dwoma na szosach ale jakoś dziwnie jechali to redukcja i zaczęło się wyprzedzanie. Na wiadukcie nad 86 już byłem dobry kawałek przed nimi. Nawet sam podjazd jakoś tak łatwo pokonałem z prędkością nie spadającą poniżej 20 km/h wreszcie chłopaki próbują ataku, a mi w to graj na zjeździe w kierunku Wojkowic jeszcze bardziej zwiększam dystans mijając po drodze Jadzię, którą rozpędzony nie poznałem. Na podjazdach wojkowickich trochę się chłopaki poprawili i zmniejszyli dystans ale nadal za mną. I tak do samego zjazdu na Rogoźnik dojechałem jako pierwszy. Może presja szosówek albo inne wiatry spowodowały, że na 15 km średnia 26. Chwila zwolnienia tempa na klinkierze i już samemu na Dobieszowice i przecinam A1 lądując w Wymysłowie przy sklepie. Jeszcze tylko przelecieć tamę trochę wału i już w Parku. Limit jest już i sączy ciepły napój. Godzinka przerwy pod parasolami, relacja nt. wyprawy oraz co u nas się działo i się zbieramy. Żeby się droga nie pokrywała i uniknąć elementów błotka przez które ja się przebijałem jedziemy przez Wymysłów, Dobieszowice i Strzyżowice do Psar. Na dwieście metrów przed kwaterom Limita znów wpadamy na Jadzię (Jagęrybę), krótka pogawędka i każdy w swoim kierunku. Podkręcam jeszcze z Limitem wymienić sakwy w domu i lecimy na Lewiatana by uzupełnić lodówkowy przeciąg. Pod sklepem się żegnamy i odbijam Szkolną w kierunku Sarnowa i Preczowa na P4. Ledwo ruszyłem i z bramy słyszę hej. Spoglądam znów Jadzia też jedzie w moim kierunku więc kręcimy razem. Na Mariankach Jadzia odbija na Ratanice, a ja w kierunku P3 mijam tamę i przebitka przez tory. Ale dziś zakorkowane to wąskie gardło. Tylu luda przeskakującego to dawno tu nie widziałem. Na P3 pod molo i dalej na Zagórze do domu. Wrzucam cosik na ruszta i na zakończenie rowerowego dnia jeszcze zakładam sakwy i z tatą do reala również po większy zakup. A jutro z Maćkiem i Dominikiem pętla po Jurze.
Więcej na Na przeciw Limitowi.