Po ostrym poniedziałku, luźniejszy wtorek, więc mogłem sobie pozwolić na dojazd. Z powrotem przyjemnie z wiatrem, choć napęd piszczy i nie pracuje tak jak powinien. Rano pod wiatr i w tym stanie napędu, nie była to lekka jazda. Powyższe, to tak z kronikarskiego obowiązku. Teraz konkrety:
Rano spiesząc się ominąłem Stare Włochy i pojechałem Kleszczową. Stan tej drogi jest tak fatalny - nawierzchnia z koleinami i z dziurami, chodnik w opłakanym stanie, po drugiej stronie dzikie ścieżki, brak chodnika, błoto, syf, bród, smród. Czy to jedna z częściej uczęszczanych ulic ładnego przedmieścia stolicy, czy ulica w mieście w Mozambiku czy Republice Mołdowy? Ja się pytam - czy nikogo to nie razi?? Puszczają kasę na wielkie estakady 100 m dalej a chodnika im się nie chce zrobić. To nie Polska, to pieprzone wschodnie dziadostwo. Zostawiłem za sobą Kleszczową i rozterki z tym związane. Kontynuacja wątku jednak nastąpiła:
Na ulicy Emili Plater zachowało się grafiti "Polska żyje!" z czasów okupacji. Piękna pamiątka naszej niezłomności i waleczności. To grafiti to nie bochomazy jak się często dziś zdarza ale idea i symbol. Ów anonimowy twórca street artu ryzykował zzsyłkę do obozu lub zastrzelenie na miejscu, tak samo jak mieszkańcy kamienicy. Chylę przed nim czoła i uwarzam go za bohatera. Władze również pochyliły czoło i ów napis "zakonserwowały" tandetną płytą z pleksy przywierconą w miejscu napisu - ok, lepsze to niż nic. Szkoda, że współcześni głupcy okleili zaraz pleksę wlepkami czy reklamami. Władzy to już nie interesowało - miała pewnie większe problemy, media również - np. psie odchody na chodnikach - bo przecież to takie życiowe tu i teraz. Wszak napis istniał dalej schowany na lepsze czasy lepszej, odpowiedzialnej władzy.
Wpis Oelki z blogu Morsa dał mi do myślenia, by zwracać uwagę na szczegóły, bo Warszawa się zmienia - wielkie zmiany dozowane sczegółem i detalem. Jadąc tam spojrzałem na ten napis, by pomyśleć o Bohaterach i oddać im cześć. Opanował mnie wielki smutek, gdy moim oczom ukazał się taki widok:
" title="Zdewastowana pamiątka" width="450" height="600" />
Urwali tablicę, grafiti już nieistniejące, niezakonserwowane, aż dziwne, że było kilkadziesiąt lat, a teraz raptem niemalże zniknęło. Podejrzewanie kogoś o zamazanie nie przechodzi mi przez gardło.
Oto dzisiejsza Polska. Po chwili, ukazał mi się rząd samochodów zaparkowanych na całej szerokości solidnej DDR koło Politechniki. Na Noakowskiego ruch był, więc nie miałem jak przejechać. Nie byłem zły, byłem wk***ny (tą Kleszczową, zniszczoną pamiątką a teraz tymi samochodami), wtargnąłem na ulicę, facet zatrąbił, ja rzuciłem w niego k***wy. Tandeta rodzi tandete, chamstwo chamstwo. Biedny, nieszczęśliwy kraj.
Więcej na Polska (nie)żyje!
Rano spiesząc się ominąłem Stare Włochy i pojechałem Kleszczową. Stan tej drogi jest tak fatalny - nawierzchnia z koleinami i z dziurami, chodnik w opłakanym stanie, po drugiej stronie dzikie ścieżki, brak chodnika, błoto, syf, bród, smród. Czy to jedna z częściej uczęszczanych ulic ładnego przedmieścia stolicy, czy ulica w mieście w Mozambiku czy Republice Mołdowy? Ja się pytam - czy nikogo to nie razi?? Puszczają kasę na wielkie estakady 100 m dalej a chodnika im się nie chce zrobić. To nie Polska, to pieprzone wschodnie dziadostwo. Zostawiłem za sobą Kleszczową i rozterki z tym związane. Kontynuacja wątku jednak nastąpiła:
Na ulicy Emili Plater zachowało się grafiti "Polska żyje!" z czasów okupacji. Piękna pamiątka naszej niezłomności i waleczności. To grafiti to nie bochomazy jak się często dziś zdarza ale idea i symbol. Ów anonimowy twórca street artu ryzykował zzsyłkę do obozu lub zastrzelenie na miejscu, tak samo jak mieszkańcy kamienicy. Chylę przed nim czoła i uwarzam go za bohatera. Władze również pochyliły czoło i ów napis "zakonserwowały" tandetną płytą z pleksy przywierconą w miejscu napisu - ok, lepsze to niż nic. Szkoda, że współcześni głupcy okleili zaraz pleksę wlepkami czy reklamami. Władzy to już nie interesowało - miała pewnie większe problemy, media również - np. psie odchody na chodnikach - bo przecież to takie życiowe tu i teraz. Wszak napis istniał dalej schowany na lepsze czasy lepszej, odpowiedzialnej władzy.
Wpis Oelki z blogu Morsa dał mi do myślenia, by zwracać uwagę na szczegóły, bo Warszawa się zmienia - wielkie zmiany dozowane sczegółem i detalem. Jadąc tam spojrzałem na ten napis, by pomyśleć o Bohaterach i oddać im cześć. Opanował mnie wielki smutek, gdy moim oczom ukazał się taki widok:
" title="Zdewastowana pamiątka" width="450" height="600" />
Zdewastowana pamiątka© wzap
Urwali tablicę, grafiti już nieistniejące, niezakonserwowane, aż dziwne, że było kilkadziesiąt lat, a teraz raptem niemalże zniknęło. Podejrzewanie kogoś o zamazanie nie przechodzi mi przez gardło.
Oto dzisiejsza Polska. Po chwili, ukazał mi się rząd samochodów zaparkowanych na całej szerokości solidnej DDR koło Politechniki. Na Noakowskiego ruch był, więc nie miałem jak przejechać. Nie byłem zły, byłem wk***ny (tą Kleszczową, zniszczoną pamiątką a teraz tymi samochodami), wtargnąłem na ulicę, facet zatrąbił, ja rzuciłem w niego k***wy. Tandeta rodzi tandete, chamstwo chamstwo. Biedny, nieszczęśliwy kraj.
Więcej na Polska (nie)żyje!