Pada śnieg, trochę zimo, trochę ślisko, ale postanowienie przejechania wreszcie paru km bez wątków pobocznych/rozpraszających, jazdę 'rozwadniających' było silniejsze. Niestety (w sumie to może i stety - są dwie strony medalu tej sytuacji) równie silne okazało się prawo serii (fot. poniżej...).
Kaptur, duże (zaparowane) okulary, śnieg sprawiły, że widoczność była tak słaba (no może nie smoleńska, ale słaba), że w zasadzie nic nie miało prawa mnie rozproszyć. Prawda ta sprawdziła się na skrzyżowaniu, na którym to prawie potrącił mnie samochód - bo po co czekać na zielone, jak się pas marnuje (to o samochodziarzach, gdy ja tak robię to robię to z głową bo ryzykuję swoim życiem, a nie dysponuję czyimś). Jakoś go tam jednak zauważyłam, przyhamowałam i przeżyłam. Z powrotem historia oczywiście się powtórzyła, ale kierowca z przyczepką był chociaż miły pomachać i sprawdzić, czy rozumiem intencję zajechania mi drogi. Oczywiście - nauczona doświadczeniem - rozumiałam, przepuściłam. Na rolkach zdarzało mi się w tym miejscu gorsze sytuacje, bo wyglądając na pieszego, kierowcy nie spodziewają się posuwistego ruchu naprzód, a ja z drugiej strony słabo hamuję (zwłaszcza na skrzyżowaniowej koleinie)... Bywało, więc, że już łapka lądowała na masce - zabawny odruch stopowania nadjeżdżającego auta, jeśli się nie jest supermanem...
Dojechałam cała i zdrowa do Palmirskiej Drogi. Po drodze na zielonym spotkałam nawet bajkera. Szosa biała, śliska, śnieg pada - więc pełny focus na drogę przede/pode mną. Plany na szybki Cmentarz Palmirski - bo w śniegu go dawno nie wiedziałam, a mauzoleum to już chyba w ogóle. Czasu do zachodu słońca akurat na szybkie tam i z powrotem. No, ale bądź tu człowieku mądry jak widzisz takie coś:
Niby argument z wczoraj, że kiedy mi się trafi znowu taka sytuacja jakoś stracił na sile, ale i tak - piękne zjawisko. Spójrz w te oczka i odjedź. Nie można, wręcz mam obowiązek postania, sygnalizując swoją obecnością - przejeżdżającym tędy autom, żeby zwolnili.
Także niemoc przejechania 20 km bez zatrzymania trwa. A łosie te same co wczoraj, w miejscu +- 0,5 km tym samym co wczoraj, w liczbie tej samej co wczoraj. Moi profesorowie od logistyki byliby zachwyceni. A ja się zastanawiam, czy w Kampinosie trwa jakaś tajna akcja: łosia rejonizacja... Statystyki dzisiejszego łosiobrania: 13 i 14 łoś (a jednocześnie 11 i 12), licząc od grudnia. Zmarzłam od stania w miejscu i już cmentarz sobie odpuściłam, może jutro coś z tego wyjdzie. Cóż mi pozostaje jeszcze napisać - no chyba, że jutro zamieszczę stosowny filmik z łosiobrania, bo znowu jest - nawet widać przejeżdżające koło łosia auta. Łoś, za którymś razem jednak trochę odbiegł, więc zupełnie pozbawiony instynktu samozachowawczego nie jest.
Więcej na KPN Palmiry
Kampinoski łoś© anchor
Kaptur, duże (zaparowane) okulary, śnieg sprawiły, że widoczność była tak słaba (no może nie smoleńska, ale słaba), że w zasadzie nic nie miało prawa mnie rozproszyć. Prawda ta sprawdziła się na skrzyżowaniu, na którym to prawie potrącił mnie samochód - bo po co czekać na zielone, jak się pas marnuje (to o samochodziarzach, gdy ja tak robię to robię to z głową bo ryzykuję swoim życiem, a nie dysponuję czyimś). Jakoś go tam jednak zauważyłam, przyhamowałam i przeżyłam. Z powrotem historia oczywiście się powtórzyła, ale kierowca z przyczepką był chociaż miły pomachać i sprawdzić, czy rozumiem intencję zajechania mi drogi. Oczywiście - nauczona doświadczeniem - rozumiałam, przepuściłam. Na rolkach zdarzało mi się w tym miejscu gorsze sytuacje, bo wyglądając na pieszego, kierowcy nie spodziewają się posuwistego ruchu naprzód, a ja z drugiej strony słabo hamuję (zwłaszcza na skrzyżowaniowej koleinie)... Bywało, więc, że już łapka lądowała na masce - zabawny odruch stopowania nadjeżdżającego auta, jeśli się nie jest supermanem...
Droga Palmirska (zwana też drogą śmierci, KPN)© anchor
Dojechałam cała i zdrowa do Palmirskiej Drogi. Po drodze na zielonym spotkałam nawet bajkera. Szosa biała, śliska, śnieg pada - więc pełny focus na drogę przede/pode mną. Plany na szybki Cmentarz Palmirski - bo w śniegu go dawno nie wiedziałam, a mauzoleum to już chyba w ogóle. Czasu do zachodu słońca akurat na szybkie tam i z powrotem. No, ale bądź tu człowieku mądry jak widzisz takie coś:
Kampinoski łoś przy Drodze Palmirskiej (Palmiry, KPN)© anchor
Niby argument z wczoraj, że kiedy mi się trafi znowu taka sytuacja jakoś stracił na sile, ale i tak - piękne zjawisko. Spójrz w te oczka i odjedź. Nie można, wręcz mam obowiązek postania, sygnalizując swoją obecnością - przejeżdżającym tędy autom, żeby zwolnili.
Kampinoski łoś© anchor
Kampinoski łoś© anchor
Kampinoski łoś w pełnej krasie© anchor
Kampinoski łoś w pozie siusiającej - zuchwałość do kwadratu© anchor
Także niemoc przejechania 20 km bez zatrzymania trwa. A łosie te same co wczoraj, w miejscu +- 0,5 km tym samym co wczoraj, w liczbie tej samej co wczoraj. Moi profesorowie od logistyki byliby zachwyceni. A ja się zastanawiam, czy w Kampinosie trwa jakaś tajna akcja: łosia rejonizacja... Statystyki dzisiejszego łosiobrania: 13 i 14 łoś (a jednocześnie 11 i 12), licząc od grudnia. Zmarzłam od stania w miejscu i już cmentarz sobie odpuściłam, może jutro coś z tego wyjdzie. Cóż mi pozostaje jeszcze napisać - no chyba, że jutro zamieszczę stosowny filmik z łosiobrania, bo znowu jest - nawet widać przejeżdżające koło łosia auta. Łoś, za którymś razem jednak trochę odbiegł, więc zupełnie pozbawiony instynktu samozachowawczego nie jest.
Więcej na KPN Palmiry