Nowogard - Długołęka - Krasnołęka - Redło - Godowo - Maszewo - Darż - Rożnowo - Przemocze - Sowno - Przemocze - Rożnowo - Darż - Maszewo - Godowo - Redło - Krasnołeka - Długołęka - Nowogard
Opornie szło mi wychodzenie z domu, a gdy w końcu się ruszyłem, na dworze zaczął prószyć drobny śnieg. Dziwne - w styczniu?! Po kilkunastu minutach spektakl się skończył, a dodatnia temperatura powietrza przywróciła typowy dla tegorocznej zimy, bezśnieżny krajobraz.
Być może Pani Zima po swym długim spóźnieniu wstydzi się zarzucić nas nagle masą śniegu i tak nieśmiało zapowiada swoje przybycie ? (jak słoń, który trąbę ma głównie po to, aby się gwałtownie nie zaczynał).
Z braku ciekawszego pomysłu na wycieczkę, pojechałem obejrzeć Inę, która co roku rozlewa się malowniczo na łąkach koło Sowna. Gdyby nie most, ciężko byłoby domyśleć się, gdzie ma swoje zwyczajowe koryto.
W drodze powrotnej nie wiem dlaczego, ale zaczęły opuszczać mnie siły. Coraz wolniej kręciłem od Maszewa do Krasnołęki, gdzie... nagle...
wyskoczyły do mnie dwa małe kundle. Normalna sprawa - trzeba się kawałek przebiec koło roweru i poszczekać dla zabicia wioskowej nudy. Ale te dwa barany (znaczy - psy), zaczęły wbiegać mi pod przednie koło. Próbując je jednocześnie wyminąć i odgonić, wylądowałem na asfalcie. Rozdarłem spodnie na kolanie, pozdzierałem neoprenowe ochraniacze na buty (oba! nowe!).
A psiaki wyczuwając moją wściekłość odbiegły bez słowa przeprosin. Dookoła nie było żadnego humanoida. Gdyby był jakiś w polu widzenia, w dodatku miał wątpliwy zaszczyt być właścicielem tych kundli, to bym mu dzień spier.... znaczy zepsuł dzień soczystą wiązanką. Nie piszę Homo Sapiens, bo Sapiens trzymają zwierzynę w obejściu.
Obejrzałem rower. Zdarty prawy pedał, ale to nie zmniejsza jego wartości użytkowej. Poza tym reszta wyglądała OK, więc pojechałem dalej. Jednak z przodu coś brzęczy, z tyłu ociera, więc jutro będę musiał zrobić solidny przegląd.
A już w domu okazało się, ze kolano jest zdarte, a paznokieć na paluchu prawej stopy siny. Oby nie schodził :/
P&$^@!*$e kundle latające luzem! P#*%@^!i właściciele!
Więcej na Zobaczyć Inę
Opornie szło mi wychodzenie z domu, a gdy w końcu się ruszyłem, na dworze zaczął prószyć drobny śnieg. Dziwne - w styczniu?! Po kilkunastu minutach spektakl się skończył, a dodatnia temperatura powietrza przywróciła typowy dla tegorocznej zimy, bezśnieżny krajobraz.
Być może Pani Zima po swym długim spóźnieniu wstydzi się zarzucić nas nagle masą śniegu i tak nieśmiało zapowiada swoje przybycie ? (jak słoń, który trąbę ma głównie po to, aby się gwałtownie nie zaczynał).
Z braku ciekawszego pomysłu na wycieczkę, pojechałem obejrzeć Inę, która co roku rozlewa się malowniczo na łąkach koło Sowna. Gdyby nie most, ciężko byłoby domyśleć się, gdzie ma swoje zwyczajowe koryto.
W drodze powrotnej nie wiem dlaczego, ale zaczęły opuszczać mnie siły. Coraz wolniej kręciłem od Maszewa do Krasnołęki, gdzie... nagle...
wyskoczyły do mnie dwa małe kundle. Normalna sprawa - trzeba się kawałek przebiec koło roweru i poszczekać dla zabicia wioskowej nudy. Ale te dwa barany (znaczy - psy), zaczęły wbiegać mi pod przednie koło. Próbując je jednocześnie wyminąć i odgonić, wylądowałem na asfalcie. Rozdarłem spodnie na kolanie, pozdzierałem neoprenowe ochraniacze na buty (oba! nowe!).
A psiaki wyczuwając moją wściekłość odbiegły bez słowa przeprosin. Dookoła nie było żadnego humanoida. Gdyby był jakiś w polu widzenia, w dodatku miał wątpliwy zaszczyt być właścicielem tych kundli, to bym mu dzień spier.... znaczy zepsuł dzień soczystą wiązanką. Nie piszę Homo Sapiens, bo Sapiens trzymają zwierzynę w obejściu.
Obejrzałem rower. Zdarty prawy pedał, ale to nie zmniejsza jego wartości użytkowej. Poza tym reszta wyglądała OK, więc pojechałem dalej. Jednak z przodu coś brzęczy, z tyłu ociera, więc jutro będę musiał zrobić solidny przegląd.
A już w domu okazało się, ze kolano jest zdarte, a paznokieć na paluchu prawej stopy siny. Oby nie schodził :/
P&$^@!*$e kundle latające luzem! P#*%@^!i właściciele!
Więcej na Zobaczyć Inę