W założeniach wycieczka zniczowa pod Rokiciny i do Rudy na zebranie, ale wyszła wycieczka śladami przeszłości i mrokiem teraźniejszości.
Od M. na cmentarz przy Z., tam zakup zniczy, postawienie jednego i do Woli Ł., by postawić drugiego. Na tym etapie generalnie z wiatrem, próbowanie nowej "drogi" rowerowej z kostki za Andrespolem (fatalna), skrótowanie polami i lasem za Borową (błoto i paskudne kamyczki) - na koniec gonitwa dwóch kundli za rowerem :/
Z Woli Ł. w zapadających ciemnościachna zachód, czyli pod wiatr (niezbyt silny) via Dalków, Wolę K. do Modlicy - tu zaczęły się (już po ciemku) spore kłopoty z pokonaniem budowy A1 i SKtórejśtam - błoto po pachi, pędzące ciężarówki chlapiące tymże błotem, wreszcie omal czołowe zderzenie z debilem wyprzedzającym w błocie... Na koniec atrakcji na tym etapie jazda kolejną nową kostkówką ze Rzgowa do granic Rudy, która, niedokończona, urwała się nagle 20 cm przepaścią... W ostatniej chwili zeskoczyłem rowerowo na jezdnię, dobrze, że nic akurat nie jechało!
W Rudzie oprócz zebrania także wątpliwa przyjemność przypadkowego spotkania z osobą, której nie zamierzałem więcej spotykać - co za dzień, doprawdy :/
Z Rudy już bez wiatru stałą trasą do M. - brak wiatru spowodował powstanie wyjątkowo gęstej mgły, co sprawiło, że mimo momentami jazdy ok. 10 km/h trzy razy wypadłem poza szosę, nie widząc prawie własnego przedniego koła. Auta mijające w takim momencie przyprawiały o niejakie palpitacje.
Wrócilem wypompowany jak po nie wiem jakim dystansie, ale tym razem to nerwy, a nie brak formy.
Sakwy ubabrane, w odsłuchu - szum myśli wszelakich i (czasem) Jose Gonzales.
Więcej na Przeszłość mroczna jak teraźniejszość, a koniec zawsze bliski
Od M. na cmentarz przy Z., tam zakup zniczy, postawienie jednego i do Woli Ł., by postawić drugiego. Na tym etapie generalnie z wiatrem, próbowanie nowej "drogi" rowerowej z kostki za Andrespolem (fatalna), skrótowanie polami i lasem za Borową (błoto i paskudne kamyczki) - na koniec gonitwa dwóch kundli za rowerem :/
Z Woli Ł. w zapadających ciemnościachna zachód, czyli pod wiatr (niezbyt silny) via Dalków, Wolę K. do Modlicy - tu zaczęły się (już po ciemku) spore kłopoty z pokonaniem budowy A1 i SKtórejśtam - błoto po pachi, pędzące ciężarówki chlapiące tymże błotem, wreszcie omal czołowe zderzenie z debilem wyprzedzającym w błocie... Na koniec atrakcji na tym etapie jazda kolejną nową kostkówką ze Rzgowa do granic Rudy, która, niedokończona, urwała się nagle 20 cm przepaścią... W ostatniej chwili zeskoczyłem rowerowo na jezdnię, dobrze, że nic akurat nie jechało!
W Rudzie oprócz zebrania także wątpliwa przyjemność przypadkowego spotkania z osobą, której nie zamierzałem więcej spotykać - co za dzień, doprawdy :/
Z Rudy już bez wiatru stałą trasą do M. - brak wiatru spowodował powstanie wyjątkowo gęstej mgły, co sprawiło, że mimo momentami jazdy ok. 10 km/h trzy razy wypadłem poza szosę, nie widząc prawie własnego przedniego koła. Auta mijające w takim momencie przyprawiały o niejakie palpitacje.
Wrócilem wypompowany jak po nie wiem jakim dystansie, ale tym razem to nerwy, a nie brak formy.
Sakwy ubabrane, w odsłuchu - szum myśli wszelakich i (czasem) Jose Gonzales.
Więcej na Przeszłość mroczna jak teraźniejszość, a koniec zawsze bliski