Quantcast
Channel: bikestats.pl | Wycieczki
Viewing all 9547 articles
Browse latest View live

Międzychód

$
0
0
Zapowiadał się pogodny dzień, więc postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Już od dawna planowałem załatać kilka dziur na mapie zaliczonych gmin, dlatego dzisiaj skierowałem się na Międzychód. Wiatr miał mi pomagać.
Z miasta wyruszyłem szlakiem rowerowym R-2 wzdłuż zachodniego klina zieleni. W dziwny sposób znalazłem się na plaży Jeziora Rusałka. Musiałem przegapić jakiś skręt, chociaż nie pierwszy raz jechałem tym szlakiem. Kolejne utrudnienia były przy następnym jeziorze – Strzeszyńskim, ale tam problemem jest nieumiejętnie poprowadzony szlak rowerowy. Ciekawe, jak często zdarzają się tam wypadki.
Do Szamotuł dojechałem prostą drogą i miałem z wiatrem. Po problemach orientacyjnych podczas wyjazdu z miasta zaczęły się problemy ze zmieniającym kierunek wiatrem. Miał przez pół dnia wiać ze wschodu, potem przez kilka godzin z południa i w końcu – do nocy – z zachodu. Najwidoczniej zbyt mocno się ociągałem z wyjściem z domu, bo wiatr zaczął się zmieniać w połowie drogi do celu.
Chmury kłębiły się coraz większe, aż w Międzychodzie zasłoniły słońce. Na szczęście powrót do Poznania miałem zapewniony z wiatrem w plecy, co, sumując ze wcześniej wspomaganą jazdą, dawało nawet ładną średnią. Wjechałem na drogę krajową, która ma szerokie pobocze. Gdy mi się znudziło, to zjechałem na boczne drogi. I tak nie miałem wyjścia, bo droga od Tarnowa Podgórnego do Poznania jest męcząca. Wolałem pojechać inną trasą, chociaż też nie trafiło mi się najlepiej, przez co mocno się irytowałem na drogach dla rowerów. Poznań trzeba omijać szerokim łukiem. Szkoda, że ja tam mieszkam.

Więcej na Międzychód

Dzień 7 - Ręcznik zdrajca!

$
0
0
Pobudka o zwyczajowej porze plus dwie drzemki. Śniadanie w namiocie, pakowanie i jadę. Ręcznik się zbuntował, nie chciał schnąć w sakwach to dostał ekstra miejscówkę na bagażniku. Niestety tak mu się musiały spodobać te Alpy że dał nogę i zostałem bez ręcznika ;) Pewnie gdzieś tam leży na alpejskich trasach. Pogoda lepsza niż wczoraj, koło południa wychodzi nawet słońce.

Z porannych mgieł wyłaniał się zamek © Krasu

Na jutro planuję atak na Hochtor, dlatego dzisiaj jazda na luzie i w miarę możliwości trzeba coś więcej zjeść i odpocząć. Zjadam kebaba w przydrożnej budce. Zaopatruję też się w piwko… które niestety przebija się podczas upychania w bagażu i zalewa mi sakwę. Suszę wszystko na słońcu ale niestety i tak zalatuje ode mnie jak od jakiegoś bezdomnego piwskiem ;)
Mijam piękne alpejskie pasma górskie © Krasu

Dzisiejsza trasa prowadzi przez Bischofshofen, słynne głównie ze względu na odbywające się tutaj zimowe zawody. Dlatego obowiązkowo podjeżdżam pod skocznię. Sama skocznia to stary obiekt wkomponowany w górę. Samo miasteczko jest bardzo małe, ale centrum wygląda bardzo klimatycznie.
Do miasteczka dojeżdżam wygodną drogą rowerową © Krasu

Centrum Bischofshofen © Krasu
Pod skocznią narciarską © Krasu


Dzisiejsza trasa wiodła głównie doliną rzeki Salzach, malowniczo wijącą się wśród Alp. W mijanych miejscowościach można spotkać wiele akcentów rowerowych, w tym piwo „rowerowe”. Ciekawa też była publiczna siłownia na bulwarach. W niektórych miejscach rzeczka ta zamieniała się w iście górski potok, przełamując strome urwiska. W takich miejscach można wybrać się na spływ pontonem, co z racji na mijaną dużą ilość pontonów, jest bardzo popularne. Obok wąskiej dróżki nie zmieściła się już ani droga rowerowa ani autostrada, którą wybudowano powyżej przekopując tunele i budując piękne mosty.
Sport to zdrowie ale i browarek nie zaszkodzi © Krasu

„Wąż” na wodzie © Krasu

Mostek nad wodospadem, jadąc autostradą tak wiele widoków nas omija © Krasu

Dzielny „Krosik” na trasie © Krasu

Dojeżdżam do miejscowości Bruck an der GroBglocknerstrBe, gdzie odbijam właśnie na słynną Grossglockner High Alpine Road. Kawałek dalej w miejscowości Fusch miła niespodzianka w postaci polskiego pensjonatu. Ja jednak jadę dalej i spotyka mnie mniej miła niespodzianka w postaci ulewy. Tuż po rozpoczęciu się bardziej stromego podjazdu znajduję miejscówkę z małym daszkiem. Jest to budynek jakiegoś instytutu związanego z gospodarką wodną. Bardziej to jednak jakiś budynek techniczny na odludziu, także nie spodziewam się gości. Ulewa nie odpuszcza a j zostaję tutaj na noc. Po przeciwnej stronie doliny mam spory wodospad, jednak po takim zmęczeniu nawet on nie przeszkadza w spaniu. Dzięki zadaszeniu nie rozkładam nawet namiotu tylko śpię w śpiworze, niestety zamiast gwiaździstego nieba zostają mi tylko do podziwiania światła z miasteczka w dolinie.
Ostatnia wioska przed Grossgloknerstrasse © Krasu

Przejazd płatny – szaleńcy na rowerach mają gratis © Krasu

Znaki i widoki zachęcają do jazdy © Krasu

Sucha miejscówka na noc © Krasu

Dzień 6 - Deszcze niespokojne – szmaragdowa woda., Dzień 8 - W przygotowaniu.




Więcej na Dzień 7 - Ręcznik zdrajca!

Próba przed Poznań Bike Challenge

$
0
0
W końcu udało mi się zorganizować do pokonania trasy wyścigu, który odbędzie się 13 września. Nie czułem się jakoś mocno zmęczony po wczorajszej długiej wyprawie, więc postanowiłem pokonać w jak najkrótszym czasie dzisiejszy odcinek. Nie planowałem pokonać trasy maratonu w całości, ponieważ część dystansu prowadzi po mieście i będzie odbywać się pod prąd na zamkniętych dla ruchu ulicach jednokierunkowych.
Jako że temperatura była podobna do wczorajszej, to ociągałem się z wyjściem do godz. 15. Było wtedy nieco ponad 30°C. Ruszyłem, rozgrzewając się powoli – standardową drogą przez Stare Miasto na Maltę. Spod jeziora zacząłem swoją próbę. Najpierw dość leniwie, ponieważ zacząłem odczuwać wczorajszy wysiłek. Potem jednak przyłożyłem się do pedałowania, mimo że wiatr nie sprzyjał. Pobocza oraz drogi dla rowerów były wyjątkowo słabe, ale jezdnia wyglądała na porządną. Ciekaw jestem, jak to wydarzenie będzie wyglądać przy kilku tysiącach uczestników (planują udział 2 lub 3 tys.). Dziesiątki dróg będą zamknięte na 6 godzin w kilku gminach, czego nie mogę sobie teraz wyobrazić.
Zjechałem z drogi do Gniezna, wiatr zaczął wiać w plecy. Nawierzchnia powoli przestawała być wygodna, ale dawałem z siebie wszystko. Chmury, które od pewnego czasu otaczały mnie, zasłoniły słońce. Temperatura niewiele spadła, ale jechało się lepiej w takich warunkach. Do czasu, bo na 77 kilometrze zaczęło kropić. Zatrzymałem się pod drewnianą wiatą przystanku. Z początku padało niewinnie, nawet myślałem o kontynuowaniu jazdy, ale potem tak lunęło, że cieszyłem się z suchego kącika. Po pół godzinie niebo się przejaśniło, deszcz ustał i ruszyłem. Nie dojechałem daleko, gdy znów lunęło. Na szczęście był kolejny przystanek, na którym przeczekałem burzę do końca. Zrobiło się chłodno i temperatura spadła poniżej 20°C.
Nie wiem, jak kałuże wpłynęły na moją jazdę. Czy dodały energii, aby jak najszybciej znaleźć się w domu, czy może spowolniły mnie. Wiem tylko to, że po 100 km znalazłem się w Poznaniu i miałem średnią 25,8 km/h. Gdyby odjąć rozgrzewkę, to moje statystyki byłyby jeszcze lepsze. Po Poznaniu nie da się jeździć i średnia spadła jeszcze zanim zacząłem rozjazd. Myślę, że na mecie znajdę się w pierwszej setce. Ważne, abym nie przeciążał się. Moim limitem jest 26-28 km/h po prostej i 32 km/h z wiatrem takim jak dzisiaj. Liczę, że pogoda za miesiąc dopisze.

Więcej na Próba przed Poznań Bike Challenge

Zerzeńskie krzyże

$
0
0
Marszałkowska - pl. Konstytucji - Waryńskiego - Nowowiejska - al. Wyzwolenia - Sempołowskiej - al. Armii Ludowej - Al. Ujazdowskie - Agrykola - Szwoleżerów - 29 Listopada - Czerniakowska - Suligowskiego - Podchorążych - Sielecka - Jazgarzewska - Sobieskiego - Beethovena - Witosa - Becka - Most Siekierkowski - Wał Miedzeszyński - Ligustrowa - Bronowska - Masłowiecka - Jeziorowa - Panoramy - Wał Miedzeszyński - Cyklamenów - Heliotropów -- Heliotropów - Cyklamenów - Wał Miedzeszyński - Most Siekierkowski - Becka - Witosa - Sobieskiego - Belwederska - Spacerowa - Klonowa - Al. Ujazdowskie - al. Armii Ludowej - Sempołowskiej - al. Wyzwolenia - Nowowiejska - Waryńskiego - Pl. Konstytucji - Koszykowa - Lwowska - Poznańska - Wilcza - Emilii Plater - Koszykowa - Piękna


Obecna dzielnica Warszawy Wawer jeszcze do dzisiaj zachowała wiele z typowo wiejskiego, czy podmiejskiego krajobrazu. Jednym z jego elementów są kapliczki i krzyże przydrożne, których istnienie odnotowywałem przy okazji kolejnych przejazdów na rowerze po terenie osiedli obecnego Wawra. 1 czerwca 2014 zauważyłem zniknięcie kapliczki na rogu Masłowieckiej i Bronowskiej. Teraz zaś jest okazja aby zauważyć istnienie krzyża w odległości kilkuset metrów od tego miejsca na narożniku Masłowieckiej i Jeziorowej. Mam wrażenie, że konstrukcja jest nowa. W każdym razie przejeżdżałem w tym miejscu wiele razy od bardzo dawna a krzyż zauważyłem dopiero teraz. Jest tu trochę "ludowego" poczucia stylu i smaku polegającego na dodawaniu bez ładu i składu różnych dodatków. Tu dodatkowo pojawiła się figura jakoś średnio pasująca do krzyża. Pamiętam, że były też dość podłej jakości sztuczne kwiaty, których na zdjęciu nie widać. Niemniej to wersja bardzo oszczędna. Zdecydowanie więcej ludowego stylu można  zobaczyć w wpisie z 5 lipca 2014 roku, gdzie na jednym ze zdjęć pokazałem zbudowany społecznie pomnik mający uczcić prawdziwą lokalizację Reduty Ordona. Wydaje się, że czasem nadmiar, wbrew intencjom pomysłodawców jest szkodliwy. To jest zresztą temat na dłuższą dyskusję.

Krzyż przy Masłowieckiej
Krzyż przy Masłowieckiej © oelka


W najbliższej okolicy tego miejsca pojawiłem się również 27 kwietnia 2013 roku, pokazując ulicę Przygodną, również dochodzącą do skrzyżowania Masłowieckiej i Jeziorowej.
Przy okazji warto odnotować inny krzyż przydrożny, który niedawno zauważyłem przy Trakcie Lubelskim koło wylotu ulicy Chodzieskiej. Schowany pomiędzy drzewami nie jest zbyt widoczny z jezdni.



Warto może przypomnieć wpis z 11 kwietnia 2013 roku. Podsumowałem wówczas miejsca, gdzie znajdują się przydrożne krzyże i kapliczki.
Poniżej opisane krzyże:


Więcej na Zerzeńskie krzyże

Do sklepu w Środzie Wielkopolskiej

$
0
0
Bezpośrednio z biura wyruszyłem dzisiaj do Środy Wielkopolskiej, aby odebrać zamówienie z tamtejszego sklepu. Na niebie wisiały ciężkie chmury. Było chłodno.
Wydostanie się z miasta wyszło mi nawet łatwo. Za miastem jechałem asfaltami, ale żeby skrócić sobie drogę, to także polnymi drogami. Szkoda, że mało kto tamtędy jeździ, bo przedostanie się przez teren zajęło mi więcej czasu niż mógłbym poświęcić na jeździe dłuższą drogą po asfalcie. Na szczęście udało mi się dotrzeć do sklepu zanim został zamknięty.
Po tamtejszych drogach terenowych pozostał niesmak, dlatego zrezygnowałem z powrotu nimi. Dostanie się do Poznania już nie było takie łatwe ze względu na bezużyteczną drogę ekspresową. Trzeba było kombinować, aby się przedostać na jej drugą stronę. Widziałem dziesiątki wielkich magazynów, przejechałem nad kolejową stacją towarową Poznań Franowo, która jest podobno największa w Wielkopolsce, aż w końcu dostałem się do znanych ścieżek. Do domu dojechałem po zmroku.

Więcej na Do sklepu w Środzie Wielkopolskiej

W sercu Zielonki

$
0
0
Przyszedł długi weekend. Miałem plan, aby wykorzystać go i odwiedzić Legnicę. Niestety, deszczowa prognoza pogody zepsuła ten plan, który odłożyłem na kolejny, niestety krótszy weekend. Dzisiaj miało padać wieczorem, więc nie planowałem żadnego długiego wyjazdu. Ot pokręcić się po Zielonce i zbadać parę dróg, które na mapie zostały niedokładnie narysowane. Temperatura była idealna.
Wyruszyłem jedyną drogą terenową do Murowanej Gośliny, a stamtąd przez Boduszewo leśną drogą do Głęboczka. Dalej, w kierunku Huciska, pojechałem starym, zielonym szlakiem pieszym i następnie po starym asfalcie do serca puszczy – Zielonki. Żeby zbyt szybko nie wracać do domu, ruszyłem w kierunku Dąbrówki Kościelnej i wjechałem na drogę, której nawet nie ma na mapie. W całej puszczy (jak i przed nią) spotkałem wielu rowerzystów, ale żaden nie odpowiedział na moje pozdrowienia. Tylko wlepiają te swoje cielęce oczy we mnie jakby pierwszy raz widzieli obcego człowieka, a przecież z wyglądu nie różnię się od żadnego z tych prostaków.
W kierunku Poznania jechałem prawie prostą drogą. Jedynie do nawierzchni mógłbym mieć uwagi, bo jechało się ciężko. Zwłaszcza że na horyzoncie rozciągała się monstrualna chmura burzowa, jej czerń rozlewała się tak mocno, że nie dało się rozróżnić granicy między chmurami i ziemią. Po takim widoku zacząłem jechać ponad 30 km/h, aby dotrzeć jak najdalej zanim się rozpada. W Poznaniu spotkałem średniej wielkości kałuże, więc musiałem się spóźnić na deszcz. Póki nie padało, zrobiłem rozjazd po lesie komunalnym. Gdy wróciłem do domu, to dopiero po pół godzinie zaczęło... kropić. A tak straszyło.

Więcej na W sercu Zielonki

Portugalia 2014 - dzień 33.

$
0
0
Rano okazuje się, że rozbiliśmy się tuż koło szlaku do Santiago i co chwilę słychać przechodzących pielgrzymów. Koło 9 ruszamy w drogę i wracamy się 2 km do wioski Santillana. Wczoraj nie mieliśmy już czasu jej zobaczyć, a w dodatku byłą tam masa turystów. Rano jest puściutko i wioska robi super wrażenie. Niedaleko są też jaskinie Altamira, ale je sobie odpuszczamy. Dalej jedziemy wzdłuż oceanu z wiatrem w twarz. Oczywiście nie brakuje pagórków, znowu robimy przewyższenia tyle, ile na górskich etapach. Pogoda super do jazdy. Około 23 stopnie i słońce. Jedynym problemem jest brak sklepów i święto. Po długich poszukiwaniach udaje się nam znaleźć tylko jakiś mały sklepik. Za to więcej szczęścia mamy z noclegiem. W jednym domu nam odmówili, ale w domu obok pozwolili rozbić się na polu. Dodatkowo mamy dostęp do wody. Po chwili przychodzą do nas ludzie, którzy nam odmówili i przynoszą jedzenie :) Sumienie ich ruszyło i dostaliśmy tortille domowej roboty, jakieś rybki, colę, piwo, jogurty, chleb, owoce i ciastka. Odzyskujemy wiarę w hiszpańską gościnność. Obok stał jeszcze jeden dom i po chwili jego właściciel przyszedł do nas i zaprosił nas na poranną kawę. Widać, że sąsiedzi konkurują, który z nich będzie bardziej gościnny. Zdecydowanie odpowiada nam taka rywalizacja.

Santillana
Santillana © Majorus
Stary kościół w Santillana
Stary kościół w Santillana © Majorus
Brukowane uliczki
Brukowane uliczki © Majorus
Jaskinie odpuszczamy
Jaskinie odpuszczamy © Majorus
Cały czas nad oceanem
Cały czas nad oceanem © Majorus
Ładne wybrzeże
Ładne wybrzeże © Majorus
Fajna miejscowość nad jeziorem
Fajna miejscowość nad jeziorem © Majorus
Gór nie brakuje
Gór nie brakuje © Majorus
Temperatura nie zachęca do kąpieli
Temperatura nie zachęca do kąpieli © Majorus
Charakterystyczne budynki
Charakterystyczne budynki © Majorus
Kolacyjka
Kolacyjka © Majorus
Trzeba wiedzieć gdzie się rozbić :)
Trzeba wiedzieć gdzie się rozbić :) © Majorus
Route 2 858 121 - powered by www.bikemap.net


Więcej na Portugalia 2014 - dzień 33.

Portugalia 2014 - dzień 34.

$
0
0
Rano tuż po przebudzeniu przychodzi do nas Hiszpan, który wczoraj zapraszał nas na kawę i mówi, że możemy liczyć na duże śniadanie. Dwa razy nie trzeba było nam powtarzać. Zostawiamy namiot, żeby przesechł i szybko udajemy się do domu. Tam czeka nas prawdziwa uczta. Dostajemy tosty z szybką, całą masę różnych płatków z mlekiem, jogurty, kakao, kawę. Zdecydowanie jedno z najlepszych śniadań na wyprawie. Dodatkowo dostajemy jeszcze masę jedzenia na drogę. Dowiadujemy się jeszcze, że w Oviedo jest stołówka, w której możemy dostać obiad za symboliczne 1 Euro. Dzień zapowiada się wspaniale. Wracamy do namiotu, żeby go zwinąć, a tu nagle z drugiego domu dostajemy rogaliki i kawę :) Hiszpanie potrafią miło zaskoczyć. W efekcie ruszamy dopiero po 10. Najpierw czeka nas cała masa pagórków, żeby dojechać do Gijon. Z początku myśleliśmy nawet, żeby je ominąć, ale dobrze, że tego nie zrobiliśmy. Na początek jedziemy do Universidad Laboral. Jest to największy budynek w Hiszpanii i robi niesamowite wrażenie. Tam też robimy sobie przerwę, żeby zjeść część zapasów, które rano dostaliśmy. Potem kierujemy się do centrum. Po drodze mijamy jeszcze stadion Sportingu i już jesteśmy na głównej promenadzie nad oceanem. Miasto wygląda bardzo fajnie. Plaża tuż obok nowoczesnych budynków. Gorzej jest z wyjazdem, bo wszędzie tylko autostrady. Wreszcie trafiamy na boczną drogę i z wiatrem jedziemy do Oviedo. W mieście zaczynamy poszukiwania stołówki, ale okazuje się, że jest sobota i jest zamknięte... No cóż, musimy obejść się smakiem. Zwiedzamy stare miasto z piękną katedrą. W ogóle cała starówka wygląda pięknie. Wyjeżdżając z miasta robimy jeszcze duże zakupy i znowu czekają nas pagórki. Na koniec dnia pokonujemy jeszcze jedną przełęcz i na szczycie szukamy noclegu. Tym razem też idzie błyskawicznie i po chwili namiot stoi rozstawiony w ogrodzie. Liczymy na jakiś poczęstunek, bo w ogrodzie masa ludzi, ale niestety już skończyli grillować.
Zielono i pagórki
Zielono i pagórki © Majorus
Pierwszy widok w stronę Gijon
Pierwszy widok w stronę Gijon © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Universidad Laboral
Universidad Laboral © Majorus
Stadion Sportingu
Stadion Sportingu © MajorusPlaża w Gijon
Plaża w Gijon © Majorus
Plaża widziana z drugiej strony
Plaża widziana z drugiej strony © Majorus
Centrum miasta
Centrum miasta © Majorus
Kościół Gijon
Kościół Gijon © Majorus
Wjeżdżamy do Oviedo
Wjeżdżamy do Oviedo © Majorus
Śliczne uliczki
Śliczne uliczki © Majorus
Główna atrakcja
Główna atrakcja © Majorus
Zwiedzamy Oviedo
Zwiedzamy Oviedo © Majorus
Pomnik pisarza
Pomnik pisarza © Majorus
Oviedo
Oviedo © Majorus
W mieście stoi cała masa pomników
W mieście stoi cała masa pomników © Majorus
Wszędzie widać katedrę
Wszędzie widać katedrę © Majorus
Chwila dla sponsora
Chwila dla sponsora © Majorus
Nowa część miasta
Nowa część miasta © Majorus
Nowa częśc miasta
Nowa część miasta © Majorus
Ostatnia przełęcz
Ostatnia przełęcz © Majorus
Wino za rekordowe 75 centów
Wino za rekordowe 75 centów © Majorus
Odjechaliśmy od oceanu to zrobiła się ładna pogoda
Odjechaliśmy od oceanu to zrobiła się ładna pogoda © Majorus
Route 2 858 124 - powered by www.bikemap.net



Więcej na Portugalia 2014 - dzień 34.

Portugalia 2014 - dzień 35.

$
0
0
Rano wychodzę z namiotu i uświadamiam sobie, że coś jest nie tak. Niby bezchmurne niebo, słońce świeci, środek lata i jesteśmy w Hiszpanii, ale termometr pokazuje tylko 12 stopni! No takiej temperatury to ja się nie spodziewałem. Ubieramy się ciepło i zaczynamy szybki i bardzo zimny zjazd. Dzisiaj czeka nas ciężki dzień. W planach mamy do przejechania 3 przełęcze. Na szczęście szybko robi się ciepło i można wrócić do "letniego" stroju. Wjeżdżamy na świetną drogę wzdłuż rzeki. Asfalt idealny, ruchu praktycznie nie ma, a widoki świetne. Do miejscowości Pola de Allande czeka nas 12 km lekkiego podjazdu. Tam też czekam na Pawła i robimy przerwę na jedzenie. Dalej kolejne 12 km pod górę na przełęcz. Jedzie mi się bardzo dobrze i szybko dojeżdżam na górę. Mapa kolejny raz nas jednak oszukała i do następnej przełęczy mamy zdecydowanie dalej niż się wydawało. Najpierw jednak czeka nas długi zjazd ze świetnymi widokami. W sumie w dół mieliśmy prawie 30 km. Zjechaliśmy do jeziorka i od razu zaczął się kolejny podjazd. Trochę już nam się nie chce jechać, w dodatku żar leje się z nieba. Powoli się jednak toczymy, ale jakieś 3 km przed przełęczą postanawiamy szukać noclegu. Udaje się za pierwszym razem. Rozbijamy się na polu obok domu. Kawałek dalej mamy źródełko z górską, lodowatą wodą. Pierwszy raz w mojej karierze wyprawowej podgrzewałem wodę do kąpieli na kuchence :P Wieczorem dociera do nas, że lepiej było rozbić się gdzieś przed podjazdem. Jesteśmy na wysokości ok. 870 m n.p.m. i bardzo szybko zaczyna robić się zimno. Szybko wchodzimy do namiotu, zabierając ze sobą cieplejsze rzeczy, żeby przetrwać noc.
Niech pogoda nikogo nie zwiedzie, jest bardzo zimno
Niech pogoda nikogo nie zwiedzie, jest bardzo zimno © Majorus
Środek lata w Hiszpanii
Środek lata w Hiszpanii © Majorus
Niesamowite chatki
Niesamowite chatki © Majorus
Świetna droga
Świetna droga © Majorus
Piękne drzewo przy drodze
Piękne drzewo przy drodze © Completny
Jedziemy między skałami
Jedziemy między skałami © Majorus
Mijamy jeziorka
Mijamy jeziorka © Majorus
Przerwa na jedzenie
Przerwa na jedzenie © Majorus
Podjazd na przełęcz
Podjazd na przełęcz © Majorus
Jeszcze trochę zostało
Jeszcze trochę zostało © Majorus
Widoki wynagradzają wysiłek
Widoki wynagradzają wysiłek © Majorus
Kolejna tabliczka do kolekcji
Kolejna tabliczka do kolekcji © Majorus
Teraz 30 km w dół
Teraz 30 km w dół © Majorus
Tak można jechać!
Tak można jechać! © Majorus
W zimie musi tu być sporo śniegu
W zimie musi tu być sporo śniegu © Majorus
Wszędzie góry
Wszędzie góry © Majorus
Dojeżdżamy do tamy
Dojeżdżamy do tamy © Majorus
I znowu się wspinamy
I znowu się wspinamy © Majorus
Coraz wyżej
Coraz wyżej © Majorus
Nocleg ze świetnym widokiem
Nocleg ze świetnym widokiem © Majorus
Route 2 882 026 - powered by www.bikemap.net





Więcej na Portugalia 2014 - dzień 35.

Objezierze

$
0
0
Późnym popołudniem miało padać, dlatego nie wybrałem się daleko. Wydawało mi się, że jest chłodno, więc wziąłem bluzę, ale wyszło, że ubrałem się za ciepło. W samej podkoszulce było z kolei za zimno, dlatego nie jechałem dzisiaj zbyt szybko. Wręcz leniwie.
Ruszyłem szlakiem rowerowym do rezerwatu Gogulec, a dalej do Chludowa wzdłuż granicy poligonu. Na drodze krajowej zatrzymało mnie skrzyżowanie, które nie uznaje rowerzystów. Nie zobaczyłem na nim zielonego. W międzyczasie wpadł mi do głowy pomysł, aby pojechać aż za Oborniki, do Połajewa i Ryczywołu, ale chmury wybiły mi ten pomysł, przypominając o prognozie pogody. Pojechałem do Objezierza. Wybrałem tę wieś na mapie, ponieważ zaznaczona była jako zawierająca cenne obiekty, a jest ich tam trochę. Nie chciało mi się szukać wszystkich, dlatego zobaczyłem stary kościół św. Bartłomieja, Dom Ludowy, a także mury pałacu Węgorzewskich (jest tam teraz szkoła, więc chyba nie da się zobaczyć tego obiektu z bliska). Zaraz za wsią znajdują się stawy hodowlane.
Ciekawił mnie jeden las, który wyglądał, jakby pokrywał stożkowate wzgórze. O dziwo moja droga zaprowadziła mnie tuż obok. Zawiodłem się, ponieważ nie ma tam żadnego wzgórza. Las po prostu łagodnie przechodzi od niskich drzew do wysokich, tworząc złudzenie wzniesienia. Do Poznania wróciłem szlakiem wzdłuż zachodniego klina zieleni. Kolejny dzień padało nie tak mocno, jak się obawiałem.

Więcej na Objezierze

Pilsko

$
0
0
Pilsko i czerwonym do Hali Lipowskiej następnie niebieskim w dół:)

Więcej na Pilsko

Portugalia 2014 - dzień 36.

$
0
0
Rano kolejne zaskoczenie. Wyglądam z namiotu, a tu nic nie widać. Dookoła gęsta mgła i wszystko mokre... W dodatku zimno. Szybko się zbieramy i zaczynamy wspinaczkę na przełęcz. Okazuje się, że za nią jest kolejna, a potem jeszcze następna itd. W efekcie na 50 km zaliczamy 5 przełęczy i 1000 m przewyższenia. W dodatku pogoda cały czas fatalna. Nagle po 5 przełęczy wszystko się zmienia. Zaczynamy zjeżdżać i w momencie robi się piękna pogoda. Bezchmurne niebo i ciepło. Dziwna ta pogoda w Hiszpanii. Robimy przerwę na małym placyku, żeby coś zjeść i wysuszyć namiot. Dalej jedziemy do Lugo cały czas w dół i z wiatrem. Nie planowaliśmy zwiedzania miasta, ale zaciekawiły nas wielkie mury obronne i w efekcie wjechaliśmy też na starówkę. Po wyjeździe z miasta czekały nas jeszcze 2 większe podjazdy. Pod koniec dnia już nie za bardzo chce się nam jechać i zaczynamy szukać noclegu. Tym razem jednak nie było tak kolorowo. Bardzo długo krążyliśmy po uliczkach i zapytaliśmy całą masę ludzi. Wreszcie po długich poszukiwaniach dostajemy zgodę na rozbicie się na skrawku trawy koło płotu, mimo że gospodarz posiada olbrzymi ogród. Miejsca jest jednak zbyt mało, a w dodatku tak twardo, że nawet nie da się wbić śledzi. Idę spróbować jeszcze szczęścia w domu obok i wreszcie się udaje. Możemy się rozbić w ogródku koło jakiejś szopy, która osłoni nas od wiatru. Dodatkowo mamy jeszcze dostęp do kranu z wodą. Wieczorem znowu zaczyna się robić chłodno.

Wszędzie mgła
Wszędzie mgła © Majorus
Zabytkowy kościół
Zabytkowy kościół © Majorus
Pierwsza przełęcz
Pierwsza przełęcz © Majorus
Nie za wiele widać
Nie za wiele widać © Majorus
Kolejna przełęcz
Kolejna przełęcz © Majorus
Jest ok!
Jest ok! © Majorus
Widoczność się poprawia
Widoczność się poprawia © Majorus
Dużo jeszcze tego?
Dużo jeszcze tego? © Majorus
Ostatnia przełęcz na dziś
Ostatnia przełęcz na dziś © Majorus
Suszenie namiotu
Suszenie namiotu © Majorus
Mury w Lugo
Mury w Lugo © Majorus
Katedra w Lugo
Katedra w Lugo © Majorus
Deptak na szczycie murów
Deptak na szczycie murów © Majorus
Wieczorny towarzysz
Wieczorny towarzysz © Majorus
Nocleg w ogrodzie
Nocleg w ogrodzie © Majorus

Route 2 882 045 - powered by www.bikemap.net




Więcej na Portugalia 2014 - dzień 36.

Portugalia 2014 - dzień 37.

$
0
0
Kolejny chłodny poranek. Tym razem na termometrze 14 stopni. Przez pierwsze 30 km mamy po drodze sporo pagórków, do których już się przyzwyczailiśmy przez całą Hiszpanię. Potem czeka nas zjazd do Ourense. Szybko przejeżdżamy przez miasto oglądając tylko imponujący most i zatrzymując się pod marketem na zakupy. Tam też zagaduje mnie jakiś dziadek i przez chwilę opowiadam mu o naszej wyprawie. Za miastem znowu czekają nas podjazdy. Pogoda idealna do jazdy, zrobiło się ciepło, słońce świeciło, a wiatr już od kilku dobrych dni wieje nam w plecy. Wspinamy się na kolejną przełęcz i potem czeka nas fajny zjazd do jeziorka. Tam też odbijamy z głównej drogi, bo do Portugalii planujemy wjechać mało uczęszczaną drogą. Noclegu szukamy w ostatniej hiszpańskiej wiosce. Na zakończenie naszej przygody z Hiszpanią udaje się znaleźć nocleg za pierwszym razem. Jak się okazuje gospodarze pochodzą z Barcelony. Rozbijamy się w ogrodzie, chociaż ciężko to nazwać ogrodem. Wszędzie masa pyłu i wysuszonej trawy, ponieważ dom jest ciągle w budowie. Mamy za to dostęp do wody i prądu, a dodatkowo dostajemy dobre wino domowej roboty. Ostatni nocleg w Hiszpanii zdecydowanie zaliczamy do udanych. Z miłym gospodarzem udało mi się później spotkać podczas grudniowego wyjazdu do Barcelony.

Widok na Ourense
Widok na Ourense © Majorus
Charakterystyczny most
Charakterystyczny most © Majorus
Tak blisko
Tak blisko © Majorus
Przyzwyczajeni do przełęczy
Przyzwyczajeni do przełęczy © Majorus
Ostatnie chwile w Hiszpanii
Ostatnie chwile w Hiszpanii © Majorus
Puste drogi
Puste drogi © Majorus
Przed domem
Przed domem © Majorus
Dużo pyłu, ale przynajmniej szybko znalezione
Dużo pyłu, ale przynajmniej szybko znalezione © Majorus
Wieczorne winko
Wieczorne winko © Majorus
Route 2 882 048 - powered by www.bikemap.net



Więcej na Portugalia 2014 - dzień 37.

Nowiny z Nowiniarskiej

$
0
0
Marszałkowska - pl. Konstytucji - Waryńskiego - Nowowiejska - Krzywickiego - Filtrowa - pl. Narutowicza - Słupecka - Sękocińska - Szczęśliwicka - Kopińska - Aleje Jerozolimskie - al. Prymasa Tysiąclecia - Górczewska - Sokołowska - Grenady - Syreny - Żytnia - Nowolipie - al. Jana Pawła II - Dzielna - Karmelicka - Anielewicza - Świętojerska - Ciasna - Franciszkańska - Bonifraterska - Międzyparkowa - Słonimskiego - Most Gdański - Starzyńskiego - Darwina - Starzyńskiego - 11 Listopada - Odrowąża - Cm. Bródzieński - Odrowąża - 11 Listopada - Namysłowska - Brechta - Dąbrowszczaków - Inżynierska - Wileńska - Szwedzka - Kosmowskiej - Grodzieńska - Białostocka - Nieporęcka - Ząbkowska - Markowska - Kijowska - Skaryszewska - Bliska - Żupnicza - Chodakowska - Mińska - Stanisławowska - Terespolska - Mińska - Podskarbińska - Międzyborska - Stanisława Augusta - Kinowa - al. Stanów Zjednoczonych - Kanał Wystawowy - Zwyciezców - Wał Miedzeszyński - Most Siekierkowski - Becka - Witosa - Beethovena - Sobieskiego - Czarnomorska - Sikorskiego - al. Wilanowska - al. KEN - Domaniewska - Wielicka - Krasickiego - Kazimierzowska - Narbutta - Wiśniowa - Batorego - Pole Mokotowskie - Batorego - Waryńskiego - Skolimowska - Chocimska - Klonowa - Belwederska - Al. Ujazdowskie - al. Armii Ludowej - Sempołowskiej - al. Wyzwolenia - Nowowiejska - Waryńskiego - Pl. Konstytucji - Koszykowa - Lwowska - Poznańska - Wilcza - Emilii Plater - Koszykowa - Piękna


Ktoś kiedyś napisał, że przedwojenna Warszawa nie miała wielkich osi widokowych, za to urokiem tego miasta było zaskakiwanie widokiem, gdy wychodziło się zza narożnika. Takie wrażenie można odczuć czasem nawet w obecnych czasach, w  niektórych miejscach. 29 października 2011 roku prezentowałem tu widok ze zbiegu ulic Elektoralnej i Chłodnej na wieżę zegarową jaką zbudowano przy Pałacu Jabłonowskich podczas jego odbudowy po pożarze w 1863 roku. Dzisiaj widok ze skrzyżowania Franciszkańskiej i Nowiniarskiej na kościół Pijarów przy ulicy Długiej 13. Mam wrażenie, że to widok z ulicy Franciszkańskiej na który nikt specjalnie nie zwraca uwagi. A szkoda.

Potrolejbusowa Nowowiniarska
Potrolejbusowa Nowiniarska © oelka

Nowiniarska jest jak na teren Nowego Miasta ulicą stosunkowo młodą. W XVIII wieku był to zaułek ulicy Świętojerskiej po jej północnej stronie. W 1810 roku została przebita do Franciszkańskiej. W 1825 roku przy jej wlocie we Franciszkańską powstał niewielki, trójkątny plac. Później bo w 1884 roku powstała południowa część ulicy pomiędzy Świętojerską i Długą. Nazwa Nowiniarskiej miała się wiązać z nowiniarzami, którzy zbierali informacje na ulicach, ale też je rozpuszczali. Współcześnie to nic innego jak dziennikarze. Zresztą w okolicy mieściła się redakcja "Gazety Warszawskiej" tak więc nazwa ulicy miała zapewne i w tym fakcie jakieś oparcie. Ulicę Dziennikarską Warszawa posiada na Żoliborzu, na osiedlu zbudowanym przed wojną przez spółdzielnię założoną przez dziennikarzy, czy też jak ktoś woli nowiniarzy.
Wróćmy jednak do Nowego Miasta i Nowiniarskiej. W okresie międzywojennym była to ulica gdzie królowali kuśnierze i specjaliści od szycia futer. Nie jedna dama miała w swojej szafie wyroby ze sklepów przy Nowiniarskiej.
Pierwsze zniszczenia w czasie II wojny światowej nastąpiły już w roku 1939. Wówczas zniszczona została kamienica Doby Nowińskiej zbudowana w roku 1896. Resztę zabudowy mniej czy bardziej wypaloną w 1944 roku rozebrano po zakończeniu wojny. Przy okazji porządkowania po wojnie placu Krasińskich zniknęła zupełnie część Nowowiniarskiej, położona pomiędzy Długą i Świętojerską. Być może  ta likwidacja odcinka Nowiniarskiej miała związek z planami odbudowy i przebudowy placu Krasińskich z początku lat 50. XX wieku, to jednak temat na inną trasę i inny związany z nią wpis.
Obecnie jest to zaplecze gmachu Sądu Najwyższego zbudowanego w 1999 roku. Niestety z tego miejsca u zbiegu Świętojerskiej i Nowiniarskiej cały czar widoku na kościół Pijarów pryska, gdyż z tego miejsca przysłaniają go różne elementy gmachu sądowego i Pomnika Powstania Warszawskiego.


Północna część Nowiniarskiej przetrwała do dnia dzisiejszego. W latach 50. ruszyła odbudowa Nowego Miasta. Nowe Miasto znalazło się na mojej trasie 29 listopada 2013 roku. Wówczas zawitałem na ulicę Freta i Rynek Nowego Miasta. Najbliższe okolice ulic Freta i Nowomiejskiej zostały bądź odbudowane, bądź wystylizowane na teren zabytkowy, jak to zrobiono z północną pierzeją Rynku Nowego Miasta. Wśród wypalonych kamienic przy Świętojerskiej, Franciszkańskiej czy Nowiniarskiej były budynki warte odbudowy. Jednak do tego nie doszło Józef Sigalin w swoich wspomnieniach pisał o niechęci inwestora - Zakładu Osiedli Robotniczych do budynków zabytkowych, których odbudowa była bardziej praco- i czasochłonna, a ZOR był rozliczany z ilości oddanych izb mieszkalnych. W efekcie okolice najbliższe ulicy Nowiniarskiej zostały zabudowane typowymi blokami z lat 50. jakie można spotkać na Pradze II (przy Namysłowskiej, we wpisie z 15 września 2012 roku), Saskiej Kępie I (wpis z 19 sierpnia 2012 roku) czy na Muranowie (podobny blok przy Dzielnej 4 prezentowałem 4 sierpnia 2012). Takie też budynki zajęły miejsce przy wschodniej pierzei Nowiniarskiej. Po zachodniej stronie ulicy długo nie powstawało nic konkretnego. Zachodnia pierzeja Nowiniarskiej zabudowy doczekała się dopiero w latach 70. XX wieku.


Są ulice, które swoje powstanie zawdzięczają parcelacji dużych działek, aby łatwiej było sprzedać teren pod zabudowę. Są też takie, które powstają, bo takie są potrzeby komunikacyjne. Nowiniarska w jakimś stopniu należy do tych drugich. Do czasu jej przebicia w początkach XIX wieku brak było na długim odcinku połączenia między Świętojerską i Franciszkańską. Jeszcze bardziej widać to w części południowej ulicy. Nowiniarska przebita od Świętojerskiej do Długiej została w 1884 roku wraz Miodową, którą nieco wcześniej, bo w 1881 roku przebito pomiędzy Senatorską i Krakowskim Przedmieściem stała się ważnym połączeniem drogowym dla Muranowa i Nowego Miasta. Warto pamiętać, że do roku 1938 Bonifraterska zaczynała się od Franciszkańskiej. Naturalny ciąg ulic Freta i Nowomiejskiej jaki łączył tereny Żoliborza i Marymontu z Nowym Miastem i całym Śródmieściem został przerwany przez budowę Cytadeli. W latach 30. zdecydowano się na budowę wiaduktu nad stacją Warszawa Gdańska aby połączyć Żoliborz ze Śródmieściem. Wówczas stosunkowo najłatwiejszym połączeniem (na pewno bardziej przejezdnym niż ulica Nalewki) było skierowanie ruchu z wiaduktu w Bonifraterską. Brakowało jednak jej połączenia z Miodową. Takie połączenie powstało w 1938 roku, kosztem wyburzenia pasa zabudowy pomiędzy Franciszkańską i Świętojerską oraz przebicia przejazdu pod oficyną pałacu Krasińskich. Od tego momentu Nowiniarska straciła na znaczeniu komunikacyjnym.
Kursujące od 1881 roku tramwaje konne w najbliższej okolicy korzystały od placu Zamkowego z ulic: Podwale, Kilińskiego, Długiej i placu Krasińskich, skąd przesmykiem przy oficynie pałacu Krasińskich przedostawały się na Świętojerską i dalej podążały do Nalewek. Tramwaje elektryczne w 1908 roku natomiast poprowadzono od Miodowej Nowiniarską do Franciszkańskiej. Nowiniarską kursowały przez 30 lat, do 28 listopada 1938 roku. Wówczas to otwarto bezpośredni przejazd z Miodowej przez plac Krasińskich w Bonifraterską. Natomiast tory na Nowowiniarskiej stały się najpierw ślepym odcinkiem, a potem częścią pętli tramwajowej w różnych układach, które można przeanalizować na schematach nieodżałowanego Leszka Pohorylesa dostępnych na Trasbusie (numery 21a - 21d). Wraz z wycofaniem linii 17 i likwidacją szerokotorowej trasy tramwajowej na Bonifraterskiej, co nastąpiło 15 listopada 1947 roku Nowiniarska straciła ostatecznie szansę kontakt z siecią tramwajową. Trudno bowiem w tej chwili określić, czy w ogóle po wojnie była przywrócona do ruchu. Możliwe, że nie.
Gdy linia 17 opuściła ciąg od Muranowskiej przez Bonifraterską, Miodową i Krakowskie Przedmieście do Królewskiej, w jej miejsce wprowadzono trolejbusy, które uruchomiono na tym ciągu 20 grudnia 1947 roku. Na tej trasie zbudowano dwie pętlę na końcu przy samym Dworcu Gdańskim, przeniesioną na powojenny odcinek Bonifraterskiej w 1958 roku, podczas budowy Trasy Starzyńskiego wraz z Mostem Gdańskim. O pętli przy Dworcu Gdańskim pisałem na blogu 29 października 2011. Istniała też pętla "Miodowa" zlokalizowana w połowie trasy na Krakowskim Przedmieściu koło pomnika Adama Mickiewicza. Ta pętla funkcjonowała do roku 1964. Wówczas zbudowano nową pętlę w postaci kryterium ulicznego od Bonifraterskiej Świętojerską, Nowiniarską, gdzie tuż przed wlotem we Franciszkańską zlokalizowano przystanek i Franciszkańską do Bonifraterskiej. Z tego powodu powróćmy jeszcze raz do miejsca z pierwszego zdjęcia. Widać tam miejsce, gdzie zlokalizowany był przystanek.



Schemat i opis pętli można znaleźć na stronach Trasubusa. Linia 56 była pierwszą linią, jaka dotarła do nowej w roku 1964 pętli. Spotkaliśmy się z nią 9 lipca 2014 roku, gdy opisałem pętlę linii trolejbusowej 56 przy Krasickiego, która nazywała się "Kazimierzowska". 12 kwietnia1970 roku dołączyły linie 53 i 53 bis, ze względu na remont skrzyżowania Bonifraterskiej z Muranowską. 1 sierpnia 1970 roku zlikwidowano trasę w al. Niepodległości od Kazimierzowskiej i na Świętokrzyskiej. W związku z tym zniknęła linia 56, zastąpiona przez autobusy linii 171, które również kończyły na krańcu "Franciszkańska". 1 czerwca 1971 po zakończeniu przebudowy skrzyżowania Bonifraterskiej z Muranowską linia 171 pojechała do pętli "Dworzec Gdański". Natomiast w przypadku trolejbusów remont skrzyżowania okazał się pretekstem do likwidacji odcinka trasy trolejbusowej od Franciszkańskiej do Dworca Gdańskiego. Resztę trasy od Franciszkańskiej do Pięknej zlikwidowano 11 czerwca 1972 roku. Wprowadzona za trolejbusy linii 53 i 53 bis linia 179 pojechała do Dworca Gdańskiego. W 1976 roku wycofano z Rynku Nowego Miasta linię 125. Nowa pętla była kryterium ulicznym gdzie autobus krążył od Bonifraterskiej ulicami Franciszkańską, Zakroczymską, Konwiktorską, gdzie był przystanek końcowy, do Bonifraterskiej. W ten sposób w bezpośrednim sąsiedztwie Nowiniarskiej kursowały autobusy do roku 1984. Wówczas wycofano linię 125 z Franciszkańskiej i Zakroczymskiej. W latach 80. XX wieku na linii 125 kursowały Ikarusy 280. Pokonanie wąskich ulic a szczególnie zakrętu z Franciszkańskiej w Zakroczymską do łatwych  nie należało.
Obecnie Nowiniarska i Franciszkańska są sennymi ulicami osiedlowymi zastawionymi parkującymi samochodami. Trudno sobie nawet wyobrazić autobus, czy trolejbus w tym miejscu. Jeszcze trudniej tramwaj lub sklep z futrami oblegany przez klientów.


Więcej na Nowiny z Nowiniarskiej

Tylko do Biedruska

$
0
0
Pogoda wygląda, jakby pojawiła się nagła jesień. Od kilku dni jest 11–12°C rano, gdy jadę do pracy. Po pracy dzisiaj także nie było zbyt ciepło, ale pomyślałem, aby się odrobinę rozruszać.
Wybrałem się terenami szlakiem rowerowym w stronę Biedruska. Planowałem pokręcić się po Zielonce, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego, bo jakoś nie czułem się na siłach. Chyba się przeziębiłem. Przejechałem przez Biedrusko i wróciłem do Poznania drogami asfaltowymi.
Dętka, którą niedawno kupiłem w Martes Sport nie trzyma powietrza. Co kilka dni muszę ją dopompować. W dodatku zauważyłem jakieś paskudne defekty na oponie. Przecież nie miała ona częstej styczności z ciężkim terenem, więc jakim cudem po czterech miesiącach wygląda jak po ponad roku użytkowania? Opony Schwalbe są słabe. Wrócę do Meridy. Jeździłem na oponach tej firmy przez ponad 12 tys. km, a mogłem i dłużej (na majówkę wolałem wybrać się na oponach z bieżnikiem). W ogóle zastanawiam się, czy jest jeszcze sens inwestowania w ten rower. Z drugiej strony nie mam pojęcia jaki rower mógłbym wybrać. Myślę o MTB, ale szkoda takiego roweru, bo nie mógłbym go w pełni wykorzystać. Jeszcze nie wiem dokąd wyjadę, gdy skończę z Poznaniem. Marzą mi się góry.

Więcej na Tylko do Biedruska

Jedziemy na wojnę

$
0
0
Zaproponowałem Ani i Feniksowi wyjazd na wojnę "Cihelna 2014". Powrót zaplanowałem przez Masyw śnieżnika, niestety deszcz pokrzyżował nam plany. Kilka zdjęć z tej nastrojowej wycieczki.
Nowiutki rower Ani, który nigdy nie zaznał błotnej kąpieli.



W końcu po długiej tułaczce docieramy na miejsce.



Pora ruszać dalej, w związku z niepewną pogodą Feniks modyfikuje moją trasę i jedziemy terenem do klasztoru nad Kralikami.



Co działo się potem pozostanie słodką tajemnicą naszej trójki ;)





Więcej na Jedziemy na wojnę

Mroczna polana

$
0
0
Śliwki, Droga Stanisława, kanie, Mroczna Polana, niesamowite ognisko, kozy, nocny powrót do domu :)






Więcej na Mroczna polana

Pociągiem przez Krzyż

$
0
0
Brzydka pogoda nie ustępuje. Dzisiaj wyjątkowo miało nie padać, dlatego postanowiłem wybrać się gdzieś dalej. Gmin w zasięgu ręki jest coraz mniej, dlatego postanowiłem pojechać pociągiem. Ze względu na zachodni wiatr, za cel obrałem Wolsztyn. Niestety, ale z powodu jakiegoś remontu dojazd zajmuje teraz ok. trzech godzin i trzeba się raz przesiąść. Wybrałem więc inny cel – Krzyż Wielkopolski.
Zaplanowałem zaliczyć dzisiaj kilka nowych gmin. Z Krzyża pojechałem lasami do Drezdenka. Przejechałem po moście Baileya na Drawie w Łokaczu Wielkim, jechałem drogami przez wielkie bory, które przypomniały mi lasy lubińskie. Myślę, że to nie była moja ostatnia wizyta w tych rejonach.
Gdy jechałem do Wielenia, martwił mnie boczny wiatr. Specjalnie wybrałem zachód, aby mieć lekką jazdę, a tutaj taka podłość. Przynajmniej chroniły mnie lasy, a właściwie puszcza, najbardziej pociągająca ze wszystkich atrakcji na dzisiaj – Puszcza Notecka. Przeolbrzymi kompleks leśny, drugi taki w Polsce (zaraz po Borach Dolnośląskich). Chciałbym go przemierzyć wzdłuż i wszerz, ale jest on tak daleko, że mogę sobie pozwolić na wycieczki najwyżej 2 razy w tygodniu, a jeszcze trzeba pogodzić chęć zdobywania gmin, to już całkiem brakuje nóg.
W Rosku za Wieleniem znalazłem czynny sklep i gdy się zatrzymałem, zobaczyłem wielką, czarną chmurę sunącą się od zachodu. Sklepikarz powiedział, że zaraz będzie padać, a ja jednak ufałem prognozie meteo.pl. Żeby zaliczyć kolejną gminę, skręciłem w stronę Puszczy Noteckiej. Równymi asfaltami oraz wygodnymi leśnymi drogami dojechałem do Lubasza. Za tą wsią zobaczyłem znak stromego zjazdu. Wcale stromy nie był, bo gdy zaczęło padać, to musiałem mocno pedałować, aby nabrać sensownej prędkości. W Czarnkowie, po kilku minutach jazdy w deszczu, znalazłem przystanek z wiatą i odczekałem na nim pół godziny, aż przestanie lać.
Jak zawsze, jazda po kałużach nie jest najwygodniejsza. Zwłaszcza gdy trzeba jechać pół metra od krawężnika, aby jazda była bezpieczna (kałuże mogą być groźniejsze od kierowców aut). Wiatr na szczęście zmalał, a kałuże znikły, więc najwidoczniej na południu nie padało. Niestety przegapiłem mój skręt, a chciałem pojechać drogami terenowymi obok Biedruska. Dojeżdżając do Obornik już nie chciało mi się wydłużać drogi, zwłaszcza że zapadał zmrok.
Postanowiłem wrócić do Poznania drogą krajową, bo ma ona w miarę szerokie pobocze. W Obornikach udało mi się znaleźć właściwą ulicę, ale musiałem zmierzyć się z kretyńskimi drogami dla rowerów, bo ktoś wymyślił sobie, aby postawić kilka znaków zakazu wjazdu rowerem. W Suchym Lesie skręciłem na boczne ulice, oczywiście bez czekania na światłach, które nie widzą rowerzystów. Na ostatnich metrach terenu znalazła się przeszkoda – ogrodzony teren budowy, który ostatnim razem pokonałem po prostu przejeżdżając przezeń. Dzisiaj ktoś się tam kręcił i słychać było dźwięk agregatów, więc ominąłem ogrodzenie.
Aaa, mam nowy telefon. Od teraz moje zdjęcia będą ciut lepszej jakości. Jest to Pentagram Monster P430-1 z olbrzymią baterią, dzięki czemu nie będę się tak bardzo martwił o prąd w trakcie dłuższych wypraw. Nie wiem jeszcze jakiej jakości jest zamontowany moduł GPS, ale telefonu będę używał głównie do robienia zdjęć. Postarałem się o nowy sprzęt, bo poprzedni nie trzymał się najlepiej.


Więcej na Pociągiem przez Krzyż

Sierpień 2014

Po Poznaniu, część 15

$
0
0
Coś ta pogoda ostatnio nie dopisuje. Gdy wracałem dzisiaj z pracy, niebo wyglądało jakby lada chwila miało lunąć. Ponieważ nic nie spadło, to wyszedłem tuż przed zmrokiem przejechać się szlakiem rowerowym wzdłuż zachodniego klina zieleni. A ponieważ było mi mało, to zacząłem jechać w stronę Malty. Zawróciłem, gdyż zaczęło kropić, a w połowie drogi do domu – padać. Przeczekałem to w jednym z tych niebezpiecznych tuneli na drodze dla pieszych i rowerów, którą jechałem.
W poniedziałek dałem rower do serwisu, aby w końcu zrobili mi gwinty w bagażniku, bo jakby tak w trasie z sakwami coś się stało, nie byłoby to ciekawe urozmaicenie wycieczki. Jeden gwint był całkiem zerwany, a drugi tylko do połowy. Wymienili tylko jeden z nich, bo mechanik powiedział, żeby zostało tak, jak jest. Poprosiłem też, aby zajrzeli do napędu, aby dojść do tego, co powoduje to stukanie. Dokręcił tylko piastę w tylnym kole, co uznał za powód stukania. Dowiedziałem się też tego, co już wiedziałem – mam zajechany napęd, a przedni amortyzator jest do wyrzucenia. Powiedział też, żebym zajeździł ten rower i komuś go opchnął. Sam się zastanawiam nad kupnem nowego, najchętniej MTB, bo chciałbym spróbować czegoś nowego. Z drugiej strony szkoda mi porzucać rower trekingowy, ponieważ bardzo lubię długie wyprawy. Przyszły sezon zapowiada się kosztownie.


Więcej na Po Poznaniu, część 15
Viewing all 9547 articles
Browse latest View live