Na śniadanko wczorajsze grzyby. Robię wpis, znaczy się żyjemy. Smoków i jedorożców nie widzieliśmy. Ale humory dopisywały.
Nad ranem przymroziło i na wyjeździe poowijaliśmy się dość szczelnie ale jak to w czasie jazdy, robi się ciepło i przez początek trasy stopniowe zrzucanie kolejnych warstw. Początek asfaltem. Edycie coś dzwoni przy przedniej tarczy hamulca. Wbijamy w teren i zatrzymujemy się zrobić ogląd o co biega. Okazuje się, że sprężynka odbijająca klocki hamulcowe jest pogięta i nie działa. Hamulec generalnie trzyma tylko trze. Edyta zostawia nas i zaczyna powrót na kwaterę. Dzień nie zaczął się za dobrze. Ola i ja jedziemy dalej. Terenem. Jest ciekawie. Brodów nie za wiele ale za to błotka trochę. Wjazdy i zjazdy. Po drodze telefony komórkowe dostają czkawki. Raz gubią i znajdują zasięg. SMS-ami i rozmowami nawiązujemy łączność z Edytą. Przeprowadziła konsultacje z zaufanym serwisantem i wychodzi na to, że z tym defektem hamulca może spokojnie jechać tyle, że tarcza będzie nieco tarła i hałasowała. Umawiamy się w Wysowej a tymczasem przedzieramy się z Olą dalej. Wypych (kolejny) i zjazd. Po drodze spotykamy jednego brata w nałogu. Do Wysowej zjazd terenowo-asfaltowy (dla konia 1 godzina).
Edyta znów jest z nami i jedziemy dalej.
Na granicy robimy sesję zdjęciową i tak przez chwilę rozważamy utworzenie filii zagranicznej Cyklozy i Ghostbikres (CykloGhost). Jednak na razie pomysł zostaje odłożony "na zaś". Żółtym szlakiem pniemy się pod górę metodą wypychowo-wjazdową. Zaczyna mi latać łańcuch po ząbkach jak depnę mocniej :-/ Zaczyna się jazda na młynkach. Przebijamy się terenem do cywilizacji. Po drodze fotografując pasące się luzem koniki. Edyta zachwala nam stadninę koni huculskich i tam też się udajemy w celu naładowania akumulatorów. Wciągamy solidny obiadek z deserem i już o szarówce zaczynamy powrót na kwaterę. Oczywiście dalej focąc co tylko znajdzie się w zasięgu wzroku oraz siebie nawzajem w czasie jazdy.
Gdzieś po drodze dziewczyny zauważają, że mi tylne koło jakoś dziwnie lata (chyba nawet już dnia poprzedniego to spostrzeżenie poczyniły). Okazało się, że znowu poszła szprycha. Straty rosną. Rowerek ewidentnie domaga się przeglądu. I jeszcze do kompletu tylny hamulec też coś nie teges. Trzeba klamką popracować zanim zacznie hamować.
Zimy początek.
W terenie.
Coraz cieplej.
Ola walczy z podjazdem. Na foto nie widać jak to wygląda w rzeczywistości.
A stąd już tylko zjazd :-)
Taki, o! Ten zjad.
Wysowa. Jesteśmy w komplecie.
Tu narodziła się idea CYKLOGHOSTA.
Wypych. Neverending story.
Dziewczyny pastwią się fotograficznie nad konikami.
CPN-y jeszcze istnieją :-)
Na kwaterę ściągamy już w ciemnościach.
Link do galerii z wszystkimi zdjęciami z wyjazdu.
Więcej na Beskid Niski - Dzień 3
Nad ranem przymroziło i na wyjeździe poowijaliśmy się dość szczelnie ale jak to w czasie jazdy, robi się ciepło i przez początek trasy stopniowe zrzucanie kolejnych warstw. Początek asfaltem. Edycie coś dzwoni przy przedniej tarczy hamulca. Wbijamy w teren i zatrzymujemy się zrobić ogląd o co biega. Okazuje się, że sprężynka odbijająca klocki hamulcowe jest pogięta i nie działa. Hamulec generalnie trzyma tylko trze. Edyta zostawia nas i zaczyna powrót na kwaterę. Dzień nie zaczął się za dobrze. Ola i ja jedziemy dalej. Terenem. Jest ciekawie. Brodów nie za wiele ale za to błotka trochę. Wjazdy i zjazdy. Po drodze telefony komórkowe dostają czkawki. Raz gubią i znajdują zasięg. SMS-ami i rozmowami nawiązujemy łączność z Edytą. Przeprowadziła konsultacje z zaufanym serwisantem i wychodzi na to, że z tym defektem hamulca może spokojnie jechać tyle, że tarcza będzie nieco tarła i hałasowała. Umawiamy się w Wysowej a tymczasem przedzieramy się z Olą dalej. Wypych (kolejny) i zjazd. Po drodze spotykamy jednego brata w nałogu. Do Wysowej zjazd terenowo-asfaltowy (dla konia 1 godzina).
Edyta znów jest z nami i jedziemy dalej.
Na granicy robimy sesję zdjęciową i tak przez chwilę rozważamy utworzenie filii zagranicznej Cyklozy i Ghostbikres (CykloGhost). Jednak na razie pomysł zostaje odłożony "na zaś". Żółtym szlakiem pniemy się pod górę metodą wypychowo-wjazdową. Zaczyna mi latać łańcuch po ząbkach jak depnę mocniej :-/ Zaczyna się jazda na młynkach. Przebijamy się terenem do cywilizacji. Po drodze fotografując pasące się luzem koniki. Edyta zachwala nam stadninę koni huculskich i tam też się udajemy w celu naładowania akumulatorów. Wciągamy solidny obiadek z deserem i już o szarówce zaczynamy powrót na kwaterę. Oczywiście dalej focąc co tylko znajdzie się w zasięgu wzroku oraz siebie nawzajem w czasie jazdy.
Gdzieś po drodze dziewczyny zauważają, że mi tylne koło jakoś dziwnie lata (chyba nawet już dnia poprzedniego to spostrzeżenie poczyniły). Okazało się, że znowu poszła szprycha. Straty rosną. Rowerek ewidentnie domaga się przeglądu. I jeszcze do kompletu tylny hamulec też coś nie teges. Trzeba klamką popracować zanim zacznie hamować.
Zimy początek.
W terenie.
Coraz cieplej.
Ola walczy z podjazdem. Na foto nie widać jak to wygląda w rzeczywistości.
A stąd już tylko zjazd :-)
Taki, o! Ten zjad.
Wysowa. Jesteśmy w komplecie.
Tu narodziła się idea CYKLOGHOSTA.
Wypych. Neverending story.
Dziewczyny pastwią się fotograficznie nad konikami.
CPN-y jeszcze istnieją :-)
Na kwaterę ściągamy już w ciemnościach.
Link do galerii z wszystkimi zdjęciami z wyjazdu.
Więcej na Beskid Niski - Dzień 3