Każdy chyba facet ma w życiu taki okres, że jest zafascynowany motoryzacją. Ja też byłem - w końcu każdy czasem błądzi :)
I jak już wsiadłem za kierownicę blaszaka, to lubiłem zaszaleć. Czułem, że wszystko za kółkiem umiem (choć z dzisiejszej perspektywy oceniam, że g.... umiałem) i że nic mi się nie stanie i nikomu krzywdy nie zrobię. No i miałem dużo szczęścia, bo faktycznie nie zrobiłem. Kiedyś jeden facet w Warszawie miał mniej szczęścia, stracił kontrolę nad pojazdem i zabił 5 osób na przystanku autobusowym. Ja byłem szczęściarzem, bo jadąc 132 km/h w miejscu, gdzie obowiązywało 80, nie wjechałem w żaden przystanek, zostałem jedynie zatrzymany przez policję.
Co mi zrobiła policja? Nic złego. Pogadaliśmy sobie przyjaźnie, 10 punktów karnych oczywiście zainkasowałem, a do tego mandacik. Ale niewielki, potraktowali mnie ulgowo, bodajże 350 zł mi dali wedle swego uznania (wtedy były jakieś widełki zdaje się), bo w końcu młody byłem, więc co będą młodego krzywdzić. Luzik jednym słowem. Prawa jazdy nikt mi nie zabrał, przed sąd nie trafiłem. Polskie prawo potraktowało mój przypadek ulgowo. Choć byłem potencjalnym mordercą.
A gdybym tak został zatrzymany, jadąc po jednym piwie rowerem?
Resztę sobie sami dopowiedzcie. Polskie prawo należy dokładnie zmielić, a następnie wyrzucić do kosza.
Ot co.
A tak poza tym wczoraj zrobiłem standardowy dystans. Ale że nic ciekawego się nie działo, musiałem sobie poględzić.
Więcej na Meandry polskiego prawa drogowego
I jak już wsiadłem za kierownicę blaszaka, to lubiłem zaszaleć. Czułem, że wszystko za kółkiem umiem (choć z dzisiejszej perspektywy oceniam, że g.... umiałem) i że nic mi się nie stanie i nikomu krzywdy nie zrobię. No i miałem dużo szczęścia, bo faktycznie nie zrobiłem. Kiedyś jeden facet w Warszawie miał mniej szczęścia, stracił kontrolę nad pojazdem i zabił 5 osób na przystanku autobusowym. Ja byłem szczęściarzem, bo jadąc 132 km/h w miejscu, gdzie obowiązywało 80, nie wjechałem w żaden przystanek, zostałem jedynie zatrzymany przez policję.
Co mi zrobiła policja? Nic złego. Pogadaliśmy sobie przyjaźnie, 10 punktów karnych oczywiście zainkasowałem, a do tego mandacik. Ale niewielki, potraktowali mnie ulgowo, bodajże 350 zł mi dali wedle swego uznania (wtedy były jakieś widełki zdaje się), bo w końcu młody byłem, więc co będą młodego krzywdzić. Luzik jednym słowem. Prawa jazdy nikt mi nie zabrał, przed sąd nie trafiłem. Polskie prawo potraktowało mój przypadek ulgowo. Choć byłem potencjalnym mordercą.
A gdybym tak został zatrzymany, jadąc po jednym piwie rowerem?
Resztę sobie sami dopowiedzcie. Polskie prawo należy dokładnie zmielić, a następnie wyrzucić do kosza.
Ot co.
A tak poza tym wczoraj zrobiłem standardowy dystans. Ale że nic ciekawego się nie działo, musiałem sobie poględzić.
Więcej na Meandry polskiego prawa drogowego