Wczesnym rankiem razem z Che, niczym Hipek i Hipcia :) tyle, że nie przez miasto, lecz przez pola, lasy i wsie, uciekając przed wilkami, jednorożcami (to po szampanie) i walcząc z własnymi słabościami (kac) oraz słabościami sprzętu (cholerna manetka nie naprawiła się sama) odbyliśmy (za przeproszeniem) wycieczkę do stolicy…
…byśmy nie poznali, gdyby nie napisy ;)
Taka Che jak się raz na podjeździe zalęgnie i jeszcze, nie daj Jah, przed samym Sylwestrem, to ciężko potem jej się pozbyć dopóki są browary. A u mnie zawsze są.
Po przymusowej ośmiogodzinnej kwarantannie w miejscu tak samo przymusowego pobytu zwanym eufemistycznie pracą, ruszyłem, tym razem już sam, na miacho.
Nawet dwa razy ruszyłem, bo jak się zorientowałem, że nie wziąłem komórki to musiałem po nią wrócić i ruszyć jeszcze raz. Oczywiście nie od razu się zorientowałem, ale kto nie ma w głowie ten potem ma przebiegi.
Wymarzyło mi się zaposiąść (czas przyszły dokonany od POSIADANIA) nowe mocowanie dla mojego Garmina. Tym razem takie na rękę. Na lewą, żeby być precyzyjnym.
W tymże celu kopnąłem się do Azymutu, gdyż wieść gminna niesie, że właśnie tam mi takie coś zmajstrują.
Rzeki przepłynąłem… (Kępa Potocka),
góry pokonałem.. (Podleśna),
wielkim lasem szedłem … (jednego drzewa nawet nie zauważyłem i teraz pobolewa mnie bark),
chuja tam zdziałałem… (bo w Azymucie renamęt, remanęt, INWETARYZACJA)
Trzeba będzie powtórzyć wycieczkę.
Wnioski z dzisiejszego jeżdżenia mam następujące.
Musze coś zmienić w moim „mieszczuchu”. Jazda nim nie sprawia mi takiej przyjemności jak podstawowym rowerem, bo:
Jest zdecydowanie za ciężki (chyba zdejmę bagażnik),
- amor jest chyba cięższy nawet niż cały rower łącznie z amorem (chyba założę sztywny karbonowy widelec),
- przydałaby się tarcza przynajmniej na przód (cholernych ślepców za kierownicami jest gros),
- jakoś mi niewygodnie (potrzebuję giętej kiery i nowego siodła),
- migająca lampka oślepia mnie, zamiast innych (muszę ją stuningować kawałkiem czarnej taśmy),
- prawa manetka czasem działa, a czasem nie (poczekam, może jednak naprawi się sama),
- mam mokrą dupę (muszę przedłużyć tylny błotnik).
I tak właśnie upada mój mit o bezkosztowym złożeniu mieszczucha z resztek innych rowerów.
Więcej na Jeszcze spokojniej niż wczoraj
…byśmy nie poznali, gdyby nie napisy ;)
Taka Che jak się raz na podjeździe zalęgnie i jeszcze, nie daj Jah, przed samym Sylwestrem, to ciężko potem jej się pozbyć dopóki są browary. A u mnie zawsze są.
Po przymusowej ośmiogodzinnej kwarantannie w miejscu tak samo przymusowego pobytu zwanym eufemistycznie pracą, ruszyłem, tym razem już sam, na miacho.
Nawet dwa razy ruszyłem, bo jak się zorientowałem, że nie wziąłem komórki to musiałem po nią wrócić i ruszyć jeszcze raz. Oczywiście nie od razu się zorientowałem, ale kto nie ma w głowie ten potem ma przebiegi.
Wymarzyło mi się zaposiąść (czas przyszły dokonany od POSIADANIA) nowe mocowanie dla mojego Garmina. Tym razem takie na rękę. Na lewą, żeby być precyzyjnym.
W tymże celu kopnąłem się do Azymutu, gdyż wieść gminna niesie, że właśnie tam mi takie coś zmajstrują.
Rzeki przepłynąłem… (Kępa Potocka),
góry pokonałem.. (Podleśna),
wielkim lasem szedłem … (jednego drzewa nawet nie zauważyłem i teraz pobolewa mnie bark),
chuja tam zdziałałem… (bo w Azymucie renamęt, remanęt, INWETARYZACJA)
Trzeba będzie powtórzyć wycieczkę.
Wnioski z dzisiejszego jeżdżenia mam następujące.
Musze coś zmienić w moim „mieszczuchu”. Jazda nim nie sprawia mi takiej przyjemności jak podstawowym rowerem, bo:
Jest zdecydowanie za ciężki (chyba zdejmę bagażnik),
- amor jest chyba cięższy nawet niż cały rower łącznie z amorem (chyba założę sztywny karbonowy widelec),
- przydałaby się tarcza przynajmniej na przód (cholernych ślepców za kierownicami jest gros),
- jakoś mi niewygodnie (potrzebuję giętej kiery i nowego siodła),
- migająca lampka oślepia mnie, zamiast innych (muszę ją stuningować kawałkiem czarnej taśmy),
- prawa manetka czasem działa, a czasem nie (poczekam, może jednak naprawi się sama),
- mam mokrą dupę (muszę przedłużyć tylny błotnik).
I tak właśnie upada mój mit o bezkosztowym złożeniu mieszczucha z resztek innych rowerów.
Więcej na Jeszcze spokojniej niż wczoraj