Pierwotnym planem na dzisiaj miała być Ziemia Święta (czyli popularnie – Sierpc) i powrót stamtąd pociągiem Kolei Mazowieckich. Z założenia jednak dopuszczaliśmy wszystkie inne warianty na zasadzie, że „się pojeździ to się zobaczy”
Czyli tak jak ja lubię najbardziej. Dni są teraz długie, można improwizować, zwiedzać, kontemplować, na wszystko wystarczy czasu.
No może rano mi nie starczyło trochę czasu i na spotkanie z Jankiem w Truskawiu przybyłem spóźniony :) Sorry.
Z rzeczonego Truskawia przelatujemy z Jankiem przez cały Kampinos omijając jednak górki w Górkach, ale nie omijając samych Górek.
Czy to jest zrozumiałe? :)
Dla słabszych jednak wyjaśnię, że chodzi o to, że zamiast zaliczyć zajebisty, mega interwałowy singiel na wydmach w miejscowości Górki, ominęliśmy je asfaltem, ale zaliczyliśmy sklep i browarek :)
I w ogóle nie jest nam z tego powodu ani głupio, ani przykro.
Ostatecznie dotarliśmy nad Bzurę.
A nad Bzurą fajnie jest, można flaszkę obalić..
można opier...
…a nie sorry znowu. Ta piosenka dotyczyła warszawskiej Woli i jest nieadekwatna.
Bzury nie udało nam się przekroczyć tam gdzie to pierwotnie planowaliśmy, bo most okazał się w remoncie i pilnowany. W tym momencie wiemy już, że do Sierpca na pociąg nie zdążymy i wiemy, że jesteśmy głodni, więc czas na obiad. Ponieważ najbliższą miejscówką z szansą na knajpę jest Wyszogród wracamy kawałek wzdłuż rzeki (w sumie nadkładamy ponad 10km) i przekraczamy ją pierwszą napotkaną „kładką”.
Wisłę przekraczamy mostem, ale trzymając się chodnika. Plan na dzisiaj zakłada unikanie asfaltów jak tylko się da, dlatego natychmiast po przekroczeniu mostu zjeżdżamy w dół nad Wisłę.
I to jak zjeżdżamy!
Schody za mostem w Wyszogrodzie zamierzam w tym roku jeszcze powtórzyć, bo fun jest niesamowity :)
W Wyszogrodzie stał kiedyś najdłuższy drewniany most w Europie. Niestety zamiast wyłożyć kasę i zrobić z tego atrakcję turystyczną jakiś debil podjął taką, a nie inną decyzję.
Obecnie nie można wejść już nawet na główkę mostu, ze względu na jej stan techniczny :/
Znajdujemy knajpkę i zasiadamy do konsumpcji. No i obowiązkowe zdjęcie z piwem, bo się rozpisałem i ktoś czytający może się już zacząć obawiać czy wszystko z nami w porządku.
Wyszogród jest punktem zwrotnym naszej dzisiejszej wycieczki, ale wracać będziemy się starali także z pominięciem asfaltów. Nie jest to proste, bo pomiędzy Wyszogrodem, a Czerwińskiem według mapy wszystkie drogi się urywają. Mamy jednak nadmiar czasu, więc podejmujemy wyzwanie Actimela i ruszamy kiedy droga się kończy jedziemy dalej ścieżką wydeptaną przez pieszych.
I mamy sukces :)
Przy kolejnej urwanej drodze już tyle szczęścia nie mieliśmy i trzeba było jednak na chwile wyjechać na asfalt. Na szczęście dostępny był kanałek utwardzonego żwirem pobocza, bo jeżdżenie rowerem po drodze nr 62 pozostawiam tylko samobójcom.
A więc 5 kilo poboczem i wracamy zjeżdżamy w dół do Czerwińska. Samo miasteczko robi raczej smętne wrażenie.
Ale w zabytkowej katedrze można znaleźć bardzo cenne informacje :)
Opuszczamy miasteczko i wracamy nad rzekę. Zaletą tej okolicy jest to, że drogi i się położone są tu nad samą Wisłą co daje duże możliwości rekreacyjno-kontemplującą-gastronomiczne :)
A od tego zdjęcia normalnie nadal czuje zapach od samego tylko patrzenia
Aż gryzło w oczy :)
Przez Zakroczym, Modlin i Nowy Dwór wróciliśmy do Europy i ponownie wróciliśmy do Kampinosu.
Wycieczkę skończyliśmy w Truskawiu, co dowodzi, że ziemia jest okrągła, a nas było dwóch.
Niestety znowu zlazło mi powoli schodzić powietrze z tylnego koła. Co za cholera siedzi w tej oponie?
Więcej na Ode wsi dode wsi
Czyli tak jak ja lubię najbardziej. Dni są teraz długie, można improwizować, zwiedzać, kontemplować, na wszystko wystarczy czasu.
No może rano mi nie starczyło trochę czasu i na spotkanie z Jankiem w Truskawiu przybyłem spóźniony :) Sorry.
Z rzeczonego Truskawia przelatujemy z Jankiem przez cały Kampinos omijając jednak górki w Górkach, ale nie omijając samych Górek.
Czy to jest zrozumiałe? :)
Dla słabszych jednak wyjaśnię, że chodzi o to, że zamiast zaliczyć zajebisty, mega interwałowy singiel na wydmach w miejscowości Górki, ominęliśmy je asfaltem, ale zaliczyliśmy sklep i browarek :)
I w ogóle nie jest nam z tego powodu ani głupio, ani przykro.
Ostatecznie dotarliśmy nad Bzurę.
A nad Bzurą fajnie jest, można flaszkę obalić..
można opier...
…a nie sorry znowu. Ta piosenka dotyczyła warszawskiej Woli i jest nieadekwatna.
To niebieskie to właśnie Bzura. To w zielonym. Bo to niebieskie nad zielonym to niebo, ewentualnie wiadro widziane przez dziurę w durszlaku.© Niewe
Jaaaaaaneeeeeek!!!© Niewe
Taki mały performers. Nadgryzam, oceniam, Janek próbuje obalić, przechodzę do następnego.© Niewe
Bzury nie udało nam się przekroczyć tam gdzie to pierwotnie planowaliśmy, bo most okazał się w remoncie i pilnowany. W tym momencie wiemy już, że do Sierpca na pociąg nie zdążymy i wiemy, że jesteśmy głodni, więc czas na obiad. Ponieważ najbliższą miejscówką z szansą na knajpę jest Wyszogród wracamy kawałek wzdłuż rzeki (w sumie nadkładamy ponad 10km) i przekraczamy ją pierwszą napotkaną „kładką”.
Wisłę przekraczamy mostem, ale trzymając się chodnika. Plan na dzisiaj zakłada unikanie asfaltów jak tylko się da, dlatego natychmiast po przekroczeniu mostu zjeżdżamy w dół nad Wisłę.
I to jak zjeżdżamy!
Schody za mostem w Wyszogrodzie zamierzam w tym roku jeszcze powtórzyć, bo fun jest niesamowity :)
"Deptak" na Wisłą© Niewe
W Wyszogrodzie stał kiedyś najdłuższy drewniany most w Europie. Niestety zamiast wyłożyć kasę i zrobić z tego atrakcję turystyczną jakiś debil podjął taką, a nie inną decyzję.
Tyle zostało z mostu.© Niewe
Obecnie nie można wejść już nawet na główkę mostu, ze względu na jej stan techniczny :/
Znajdujemy knajpkę i zasiadamy do konsumpcji. No i obowiązkowe zdjęcie z piwem, bo się rozpisałem i ktoś czytający może się już zacząć obawiać czy wszystko z nami w porządku.
Jak stwierdził Janek, do kompletu brakuje tylko Che.© Niewe
Wyszogród jest punktem zwrotnym naszej dzisiejszej wycieczki, ale wracać będziemy się starali także z pominięciem asfaltów. Nie jest to proste, bo pomiędzy Wyszogrodem, a Czerwińskiem według mapy wszystkie drogi się urywają. Mamy jednak nadmiar czasu, więc podejmujemy wyzwanie Actimela i ruszamy kiedy droga się kończy jedziemy dalej ścieżką wydeptaną przez pieszych.
I mamy sukces :)
Tej kładki i ścieżki nie ma na żadnej mapie© Niewe
Przy kolejnej urwanej drodze już tyle szczęścia nie mieliśmy i trzeba było jednak na chwile wyjechać na asfalt. Na szczęście dostępny był kanałek utwardzonego żwirem pobocza, bo jeżdżenie rowerem po drodze nr 62 pozostawiam tylko samobójcom.
A więc 5 kilo poboczem i wracamy zjeżdżamy w dół do Czerwińska. Samo miasteczko robi raczej smętne wrażenie.
Choć mazowieckie klimaty coś w sobie mają© Niewe
Ale w zabytkowej katedrze można znaleźć bardzo cenne informacje :)
Jak ktoś się do tej pory nie bał motyli to niech to przemyśli© Niewe
Opuszczamy miasteczko i wracamy nad rzekę. Zaletą tej okolicy jest to, że drogi i się położone są tu nad samą Wisłą co daje duże możliwości rekreacyjno-kontemplującą-gastronomiczne :)
Można sobie jachać nad samą rzeką i podziwiać© Niewe
Można coś oszamać z widokiem na Wisłę© Niewe
Można se też nad Wisła zwyczajnie posiedzieć© Niewe
A nawet zobaczyć dom Barbie :)© Niewe
A od tego zdjęcia normalnie nadal czuje zapach od samego tylko patrzenia
Pole szczypioru albo cebuli dymki© Niewe
Aż gryzło w oczy :)
Przez Zakroczym, Modlin i Nowy Dwór wróciliśmy do Europy i ponownie wróciliśmy do Kampinosu.
Wycieczkę skończyliśmy w Truskawiu, co dowodzi, że ziemia jest okrągła, a nas było dwóch.
Niestety znowu zlazło mi powoli schodzić powietrze z tylnego koła. Co za cholera siedzi w tej oponie?
Więcej na Ode wsi dode wsi