Ledwo wlazłem na rower po ostatniej wyprawie. Zrobiłem ledwo 2 km i dostałem wiadomość z miejskiego klubu o wypadzie do Krzyni (~~25+km). Nie byłem przekonany, ale powiedzieli, że tempo lajtowe to ok - szybko do domu, przebrałem spodnie, woda w bidon i ruszyłem. Cała trasa przebiegała w terenie, a nawet przeciskaliśmy się przez stada kóz - normalnie jak w górach. To ich lajtowe tempo przerastało mnie i tego się bałem po ostatnim. Trasa obfita w podjazdy i ponad połowa drogi to piachy = masakra na moich oponach. Jakoś dojechałem, potem rundka po lesie i na grilla.
Więcej na Rozjechanie zakwasów
Więcej na Rozjechanie zakwasów