Dziś po pracy pojechałem się poszwędać po lesie- tak totalnie.
Do tego stopnia, że w wielu miejscach nie jechałem żadnymi drogami ani nawet ścieżkami, ale ciąłem centralnie przez środek lasu.
W lesie (jeszcze po jesiennych wiatrach) leży mnóstwo wiatrołomów. Na żółtym szlaku, którym też kawałkami jechałem to wręcz plaga- co kawałek szlak przegrodzony leżącym w poprzek drzewem.
Na efekty takich jazd przez środek lasu nie trzeba było długo czekać: pozrywałem wszystkie mocowania błotników- przedniego i tylnego, prawie zerwałem szprychę jak mi solidny patyk wlazł w szprychy i zatrzymał mnie w miejscu- na szczęście jechałem wolno, prawie urwałem tylną przerzutkę- jak solidny kij zawinął się w łańcuch i wkleszczył w przerzutkę- na szczęście udało się w porę wyhamować.
Pokonałem przy okazji kilka solidnych podjazdów, pod kilka nie dałem rady podjechać i musiałem wpychać rower, kilka razy musiałem pchać rower po płaskim bo nie dało się jechać- ogólnie dość hardkorowo :-) Trasy nie opisuję bo kluczyłem, kręciłem się w kółko: jeździłem trochę żółtym szlakiem, trochę czarnym, byłem na Wzniesieniu Marii, jechałem Marnymi Mostami.
Zamieszczam kilka zdjęć. Niestety miałem tylko komórkę, więc są marnej jakości- niestety.
A suche fakty:
Rano: ciepło, prawie +8 stopni, zimowe spodnie schowałem, wyciągnąłem letnie krótkie gatki i dołożyłem nogawki- było optymalnie. Kurtka najcieńsza z tych jakie mam.
Powrót: nie wiem jaka temperatura, ale ciepło. Krótkie gatki z nogawkami. Na początku jechałem w kurtce, ale w lesie schowałem ją do plecaka bo było za ciepło i dalej do końca na krótkim rękawku.
Więcej na dpd-leśne szwędanie
Do tego stopnia, że w wielu miejscach nie jechałem żadnymi drogami ani nawet ścieżkami, ale ciąłem centralnie przez środek lasu.
W lesie (jeszcze po jesiennych wiatrach) leży mnóstwo wiatrołomów. Na żółtym szlaku, którym też kawałkami jechałem to wręcz plaga- co kawałek szlak przegrodzony leżącym w poprzek drzewem.
Na efekty takich jazd przez środek lasu nie trzeba było długo czekać: pozrywałem wszystkie mocowania błotników- przedniego i tylnego, prawie zerwałem szprychę jak mi solidny patyk wlazł w szprychy i zatrzymał mnie w miejscu- na szczęście jechałem wolno, prawie urwałem tylną przerzutkę- jak solidny kij zawinął się w łańcuch i wkleszczył w przerzutkę- na szczęście udało się w porę wyhamować.
Pokonałem przy okazji kilka solidnych podjazdów, pod kilka nie dałem rady podjechać i musiałem wpychać rower, kilka razy musiałem pchać rower po płaskim bo nie dało się jechać- ogólnie dość hardkorowo :-) Trasy nie opisuję bo kluczyłem, kręciłem się w kółko: jeździłem trochę żółtym szlakiem, trochę czarnym, byłem na Wzniesieniu Marii, jechałem Marnymi Mostami.
Zamieszczam kilka zdjęć. Niestety miałem tylko komórkę, więc są marnej jakości- niestety.
Bagienko na wysokości Owczarni w Gdańsku-TPK© marchos
Huba buba- las na wysokości Owczarni© marchos
Wyrżnęli las :-(© marchos
Częsty widok- wiatrołomy- przeważnie jednak leżące© marchos
Wzniesienie Marii- tablica informacyjna© marchos
Wzniesienie Marii- druga tablica- w towarzystwie© marchos
Wzniesienie Marii- widok spod tablicy- w DÓÓÓÓŁ- choć zdjęcie nie oddaje© marchos
Wzniesienie Marii- samo w sobie© marchos
A suche fakty:
Rano: ciepło, prawie +8 stopni, zimowe spodnie schowałem, wyciągnąłem letnie krótkie gatki i dołożyłem nogawki- było optymalnie. Kurtka najcieńsza z tych jakie mam.
Powrót: nie wiem jaka temperatura, ale ciepło. Krótkie gatki z nogawkami. Na początku jechałem w kurtce, ale w lesie schowałem ją do plecaka bo było za ciepło i dalej do końca na krótkim rękawku.
Więcej na dpd-leśne szwędanie