Wyjazd z Tomkiem dość wcześnie rano, kierunek Bieszczady. Po niecałych 2 h jazdy autem parkujemy ok. 5 km od Leska na parkingu pod Kamieniem Leskim. Na spokojnie składamy rowery i dopakowujemy plecaki. Najpierw jedziemy pozachwycać się urokami tego Kamienia Leskiego.
![]()
Kamień Leski w niepełnej okazałości.
Początek trasy to podjazd zielonym szlakiem pod Czulnię 576 m.n.p.m. Mało błota, fajnie nam się kręci, zjazd w kierunku Myczkowców polną drogą również przyjemny.
Troszkę ass-faltu i przejazd przez San , przez rzekę San :), która w miejscu naszej przeprawy jest wyjątkowo płytka.
![]()
San za zaporą Myczkowiecką, na lini widocznych zabudowań udało nam się przejechać prawie suchą stopą.
Jeszcze kilkaset metrów i dojeżdżamy do zapory Myczkowce. Przyznam się, że wielokrotnie bywałem na zaporze solińskiej, a na myczkowieckiej byłem po raz pierwszy. Oczywiście wielkością ustępuje tej w Solinie, ale nie ma tu na szczęście kramarzy i tłumów turystów.
![]()
Widok na Jezioro Myczkowieckie.
Po przyswojeniu dawki węglowodanów i odpowiedniej ilości hydratów kontynuujemy jazdę zielonym szlakiem. W pewnym momencie zastanawiamy się czy jeszcze jesteśmy na szlaku, bo nie możemy zlokalizować oznaczeń i jest on mocno zarośnięty. Upewniamy się dzięki navi, że to właściwa droga i czeka nas karczowanie tej paryji.
![]()
Test na spostrzegawczość : Gdzie jest Tomek? Odp: na zielonym szlaku i to dosłownie.
W końcu udało nam się wydostać na jakąś polane i zabieramy się za serwis roweru Tomka. Chwilę nam zeszło, bo usterki aż dwie ( nieszczęścia chodzą parami jak to mówią), kapeć i awaria hamulca.
Dalsza jazda w kierunku nieistniejącej już wsi Bereźnica Niżna całkiem przyjemna, z małą przeprawą wodną przez potok Bereźnica, ale tym razem przechodzimy grzecznie po kamyczkach.
Z Bereźnicy do Myczkowa, dalej szlakiem pod górę na Wierchy 635 m.n.p.m., gdzie robimy kolejny postój na napełnienie żołądków.
![]()
Widoki z Wierchów.
![]()
Miejsce odpoczynku i mój poprzedni rower, zdjęcie dodaję z sentymentu, bo zamieniony na 29" geja.
Dalsza jazda szutrówkami w kierunku Polańczyka. Momentami ostro w dół, więc można się nieźle ochłodzić, bo temperatura daje w kość. Najlepsze widoczki dzisiejszego dnia mamy właśnie tutaj, nawet zatrzymujemy się kilkakrotnie, żeby podziwiać piękno Bieszczad(ów).
![]()
Taaakie widoki !!!
Jezioro Solińskie podziwiamy ze wzgórza Plisz 583 m.n.p.m., z którego zjeżdżamy już na asfalty.
![]()
Jezioro Solińskie ze wzgórza Plisz.
Ruch samochodowy z racji sezonu urlopowego i dobrej pogody bardzo duży, w dół jednak nie jesteśmy gorsi od oooo. Momentami są nawet zakusy żeby wyprzedzać :). Jedziemy przez Polańczyk, przed Soliną Tomek pokazuje mi genialny leśny singiel. Szkoda, że jest dość krótki, ale zabawa naprawdę przednia.
Mijamy Solinę i jedziemy na Orelec. Do samego końca już tylko asfaltowo góra- dół.
![]()
Solina od strony Sanu.
Czasowo krótka wyrypa, powrót nie do końca zgodnie z planem Tomka, ale tylko dlatego, że miałem jeszcze inne nie rowerowe plany na popołudnie.
Więcej na Zaporowe MTB - Myczkowce i Solina

Kamień Leski w niepełnej okazałości.
Początek trasy to podjazd zielonym szlakiem pod Czulnię 576 m.n.p.m. Mało błota, fajnie nam się kręci, zjazd w kierunku Myczkowców polną drogą również przyjemny.
Troszkę ass-faltu i przejazd przez San , przez rzekę San :), która w miejscu naszej przeprawy jest wyjątkowo płytka.

San za zaporą Myczkowiecką, na lini widocznych zabudowań udało nam się przejechać prawie suchą stopą.
Jeszcze kilkaset metrów i dojeżdżamy do zapory Myczkowce. Przyznam się, że wielokrotnie bywałem na zaporze solińskiej, a na myczkowieckiej byłem po raz pierwszy. Oczywiście wielkością ustępuje tej w Solinie, ale nie ma tu na szczęście kramarzy i tłumów turystów.

Widok na Jezioro Myczkowieckie.
Po przyswojeniu dawki węglowodanów i odpowiedniej ilości hydratów kontynuujemy jazdę zielonym szlakiem. W pewnym momencie zastanawiamy się czy jeszcze jesteśmy na szlaku, bo nie możemy zlokalizować oznaczeń i jest on mocno zarośnięty. Upewniamy się dzięki navi, że to właściwa droga i czeka nas karczowanie tej paryji.

Test na spostrzegawczość : Gdzie jest Tomek? Odp: na zielonym szlaku i to dosłownie.
W końcu udało nam się wydostać na jakąś polane i zabieramy się za serwis roweru Tomka. Chwilę nam zeszło, bo usterki aż dwie ( nieszczęścia chodzą parami jak to mówią), kapeć i awaria hamulca.
Dalsza jazda w kierunku nieistniejącej już wsi Bereźnica Niżna całkiem przyjemna, z małą przeprawą wodną przez potok Bereźnica, ale tym razem przechodzimy grzecznie po kamyczkach.
Z Bereźnicy do Myczkowa, dalej szlakiem pod górę na Wierchy 635 m.n.p.m., gdzie robimy kolejny postój na napełnienie żołądków.

Widoki z Wierchów.

Miejsce odpoczynku i mój poprzedni rower, zdjęcie dodaję z sentymentu, bo zamieniony na 29" geja.
Dalsza jazda szutrówkami w kierunku Polańczyka. Momentami ostro w dół, więc można się nieźle ochłodzić, bo temperatura daje w kość. Najlepsze widoczki dzisiejszego dnia mamy właśnie tutaj, nawet zatrzymujemy się kilkakrotnie, żeby podziwiać piękno Bieszczad(ów).

Taaakie widoki !!!
Jezioro Solińskie podziwiamy ze wzgórza Plisz 583 m.n.p.m., z którego zjeżdżamy już na asfalty.

Jezioro Solińskie ze wzgórza Plisz.
Ruch samochodowy z racji sezonu urlopowego i dobrej pogody bardzo duży, w dół jednak nie jesteśmy gorsi od oooo. Momentami są nawet zakusy żeby wyprzedzać :). Jedziemy przez Polańczyk, przed Soliną Tomek pokazuje mi genialny leśny singiel. Szkoda, że jest dość krótki, ale zabawa naprawdę przednia.
Mijamy Solinę i jedziemy na Orelec. Do samego końca już tylko asfaltowo góra- dół.

Solina od strony Sanu.
Czasowo krótka wyrypa, powrót nie do końca zgodnie z planem Tomka, ale tylko dlatego, że miałem jeszcze inne nie rowerowe plany na popołudnie.
Więcej na Zaporowe MTB - Myczkowce i Solina