Miało być co najmniej zadowalająco, a wyszło jak wyszło... Ahh ten listopad... Wczoraj wróciłem po 18-tej z roboty, drogi przesychały, myślałem se "żeby jutro te drogi wyschły i żeby nie padało, to się zrobi ze 200km". Zobaczyłem pogodę - aż do niedzieli brak opadów i słaby wiatr! I zaraz pojawiły się myśli "kurde a może by tak wyjechać jeszcze dziś i odwalić jakiegoś totalnego, listopadowego hardcora?? 400km?? Taaaak!" Do tego też zainspirował mnie wpis K4r3l'a, że przy dobrej pogodzie trzeba korzystać na MAXA! :) Kurde ale emocje, ale adrenalina! Od razu się ubrałem i pojechałem na zakupy - po baterie i jakieś jedzonko. Potem jeszcze o 22-ej poszliśmy z kumplami do piekarni po kołoczki i w ogóle pogadać. Ale mi odwalało przez pół drogi :D Same "pozytywne" niecenzurowane wypowiedzi dotyczące tego, że mam w planach 400km! Takiej motywacji nie miałem nawet przed tripem do stolicy, a może nawet i w życiu; normalnie poziom adrenaliny i wszystkiego innego 200000% :D Jest to nawet nagrane na dyktafon, ale lepiej tego tu nie będę umieszczał hehe.
Wróciłem do domu i się zaczęło..
Pakowanko© gustav
Kasza, kanapki, mocna kawa na kolację; w drogę tradycyjnie krojony chleb, banany + kołoczyk, czekolada i 2,5l węgli :> Trochę mi to zajęło, jak zwykle przed dalszym tripem, wyjechałem parę minut po 0:00. Ten trip miał też na celu przetestowanie nowych ochraniaczy na buty - BBB Hardwear (niby odpowiednie w temperaturach -15 do +5st.)
Wstępne plany - w nocy pojeździć gdzieś blisko, w okolicach miast Żory - Mikołów - Gliwice, a z rana pojechać np. w góry.
Przed Sośnicą© gustav
W Gliwicach postanowiłem... pojechać do Opola przez Strzelce Opolskie. W sumie nigdy nie jechałem 88-ką, to można było zaryzykować. I tak kręciłem sobie spokojnym tempem, aż na owej drodze pojawił się znak, bardzo nieodpowiedni dla roweru...
Nie dzisiaj© gustav
No nic, musiałem wracać. Postanowiłem jechać do Mikołowa i wiślanką do gór. Trochę o pogodzie: temperatura stała na poziomie 5 stopni; prawie ciągła, ale na szczęście lekka mżawka na odcinku Żory - znak "autostrada" - Mikołów; miejscami mglisto. Ochraniacze do tej pory - elegancko :) (miałem ubraną tylko jedną parę skarpetek).
Na drogach wszędzie mokro niestety :/ Przez to rower ubrudzony i ja z tyłu też...
Niestety, w okolicach Skoczowa, gdzieś po ok. 180km już miałem stopy bardzo schłodzone i musiałem zrobić przystanek, żeby coś z tym zrobić. Ogólnie skarpety trochę były mokrawe (oddychalność tych ochraniaczy to raczej nie atut), więc założyłem zapasowe, trochę grubsze.
Mogło być gorzej© gustav
Wiślanka© gustav
W obecnej chwili brak jakiś tam kryzysów, jedynie byłem zdenerwowany tym, że owe ochraniacze w temperaturze 5 stopni przepuszczały zimno (no chyba, że nie wiem czegoś na temat ich użytkowania albo że warunki były wilgotne).
Dojechałem do Ustronia, kupiłem banany, wodę. I postanowiłem wracać. Chciałem jechać na Salmopol, ale nie z "odmrożonymi" stopami... A na szczycie pewnie jeszcze zimniej.
W Ustroniu© gustav
W Ustroniu 2© gustav
Na granicy Skoczowa wymuszony przystanek - 1. raz, po przejechaniu ok. 8700km tym rowerem - złapałem gumę. Opony (przynajmniej ta tylna) są już w stanie co najmniej nieodpowiednim. Wtedy już było jasne, że owe 400km, na które miałem jeszcze parę godzin temu cholerną ochotę, po prostu przepadło :/ Gdzie ja miałbym jeździć, żeby dokręcić ze 130km bez asekuracyjnej dętki na zmianę? A jeździć po Rybniku tyle było by bezsensowne...
Kiedyś musiało to się stać© gustav
Czas na nowe opony© gustav
Dojechałem do Rybnika, już byłem totalnie wykończony (od Ustronia jechałem na 4 bananach, kawałku chleba, czekoladzie i wodzie), miałem wszystkiego dość, a jeszcze pojawiała się chwilowo mżawka i zimny wiatr... temperatura ok. 7 stopni i co ciekawe - nie było mi zimno w stopy hmm
Wróciłem do domu o 13-ej, a już ze pół godziny później spałem, aż do 21-ej.
Prawdopodobnie to była ostatnia szansa na dłuższy trip w tym roku; prawdopodobnie Speed'em już nie pojeżdżę, bo śnieg na dniach ma się pojawić (a to oznacza początek jego zimowania aż do wiosny) a i trzeba nowe opony zakupić...
Więcej na Po robocie, wręcz tragicznie...