Marta wymyśliła, żeby na tydzień wrócić do domu do Kościana. Marta pomyślała, ja zaoferowałam siebie jako towarzyszka podróży. Tomek na wieść o wizycie w Kościanie kręcił nosem. Że do Pyrów się nie jeździ, że ulicami... Ale ostatecznie wsparł nasz dwuosobowy team.
Trasa (przed Kościanem padł telefon):
Relacja będzie szybka, więcej zdjęć niż słów. Po wgraniu zdjęć na picasę jestem zdegustowana jak bardzo pogarsza się ich jakość. Wyglądają niczym foty z jakiejś starej Nokii z "pięknymi", widocznymi pikselami. Tego się nie da oglądać! Na photobikestats bawienie się w pisanie tytułu do 100 zdjęć grozi marnowaniem mojego czasu. Poza tym nie są po kolei. Poszukuję aktualnie portalu do hostingu zdjęć, który będzie godnie ukazywał uwiecznione przeze mnie chwile.
Mijamy Brzyków, pięknie przyozdobiony na gminne dożynki:
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
Przejeżdżamy przez Dolinę Baryczy:
![]()
![]()
![Dolina Baryczy]()
![]()
![]()
GPS nas nieco zwodzi pokazując przeprawę przez Barczy, której nie było. Była, ale trochę dalej.
![Przeprawa przez Barycz]()
Plączemy się zatem z przyjemnością po zarośniętych dróżkach.
![]()
![]()
Dosyć długi odcinek drogi z kostki. Zapewne wiodący do pewnego pałacu.
![]()
Obraliśmy trasę wzdłuż piątki, ale bocznymi drogami. Prawie w ogóle nie jechaliśmy z pędzącymi samochodami. Droga była bardzo przyjemna!
![]()
Miejska Górka:
![]()
Wjeżdżamy do Pudliszek...
![]()
... a tam pomidory w słońcu dojrzewające, przy drodze leżące!
![]()
![]()
Wsuwa Tomasz...
![]()
Wsuwa Marta...
![]()
A potem jadą i jęczą, że im coś ciąży na żołądku. Ja tylko spróbowałam. Nie lubię samych pomidorów, ale słodycz tych prosto z pola, czerwonych, powalała na kolana! Nigdy nie jadłam tak pysznego pomidora :)
Pałac w Rokosowie, XIX wiek:
![]()
![]()
![]()
![]()
Trochę wieprza...
![]()
![]()
Mozaikowy dom, niezłe wrażenie robił na żywo. Tylko dlaczego żyrafy a nie krowy?
![]()
I gdzie te mityczne pola pyrów?
![Cel osiągnięty!]()
Kościan już nie będzie Kościanem... Mlekovita przejęła zakład.
![]()
Posililiśmy się z Tomkiem, wzięliśmy prysznic i pojechaliśmy na Kościańską stację PKP. Na początku jak zobaczyłam cenę biletu z Kościana do Wrocławia to się przeraziłam - 40 zł normalny bilet! Jak się okazało było to połączenie przewoźnika Intercity - tego, którego rowerzyści nie lubią. Godzinę wcześniej był pociąg Przewozów Regionalnych. 23,60 zł normalny bilet. Uff... Na ten też się zebraliśmy. Nigdy więcej IC. Tylko cena biletu na rower znów powala: 7 zł za jeden. I nie ważne czy jedziesz z Krakowa do Gdańska czy z Wrocławia do Trzebnicy. Siedem to siedem.
Z Kościańskiego miasteczka do Leszna mieliśmy "przyjemność" podróżować z "gimbazą". Zasiedli w ostatnim wagonie dla podróżnych z większym bagażem ręcznym urządzając sobie before party. Rozumiem, że jak się jest młodym, to ma się w głowie próżnię, której przestrzeń wzrasta wraz proporcjonalnie do ilości kompanów. Jednakże nie sposób było się nie odezwać, gdy zaczęli palić papierosy. Nawet jak na "gimbazę" przesada. W Lesznie osiągnęliśmy w końcu spokój, połowa pociągu się wypróżniła uderzając na "balety". Zostaliśmy tylko we dwoje plus jeszcze jeden pan rowerzysta. Zrobiło się miło :)
Więcej na Po keczup i kefir przez Baryczy rewir.
Trasa (przed Kościanem padł telefon):
Relacja będzie szybka, więcej zdjęć niż słów. Po wgraniu zdjęć na picasę jestem zdegustowana jak bardzo pogarsza się ich jakość. Wyglądają niczym foty z jakiejś starej Nokii z "pięknymi", widocznymi pikselami. Tego się nie da oglądać! Na photobikestats bawienie się w pisanie tytułu do 100 zdjęć grozi marnowaniem mojego czasu. Poza tym nie są po kolei. Poszukuję aktualnie portalu do hostingu zdjęć, który będzie godnie ukazywał uwiecznione przeze mnie chwile.
Mijamy Brzyków, pięknie przyozdobiony na gminne dożynki:
Przejeżdżamy przez Dolinę Baryczy:

Dolina Baryczy© maratonka
GPS nas nieco zwodzi pokazując przeprawę przez Barczy, której nie było. Była, ale trochę dalej.

Przeprawa przez Barycz© maratonka
Plączemy się zatem z przyjemnością po zarośniętych dróżkach.
Dosyć długi odcinek drogi z kostki. Zapewne wiodący do pewnego pałacu.
Obraliśmy trasę wzdłuż piątki, ale bocznymi drogami. Prawie w ogóle nie jechaliśmy z pędzącymi samochodami. Droga była bardzo przyjemna!
Miejska Górka:
Wjeżdżamy do Pudliszek...
... a tam pomidory w słońcu dojrzewające, przy drodze leżące!
Wsuwa Tomasz...
Wsuwa Marta...
A potem jadą i jęczą, że im coś ciąży na żołądku. Ja tylko spróbowałam. Nie lubię samych pomidorów, ale słodycz tych prosto z pola, czerwonych, powalała na kolana! Nigdy nie jadłam tak pysznego pomidora :)
Pałac w Rokosowie, XIX wiek:
Trochę wieprza...
Mozaikowy dom, niezłe wrażenie robił na żywo. Tylko dlaczego żyrafy a nie krowy?
I gdzie te mityczne pola pyrów?

Cel osiągnięty!© maratonka
Kościan już nie będzie Kościanem... Mlekovita przejęła zakład.

Posililiśmy się z Tomkiem, wzięliśmy prysznic i pojechaliśmy na Kościańską stację PKP. Na początku jak zobaczyłam cenę biletu z Kościana do Wrocławia to się przeraziłam - 40 zł normalny bilet! Jak się okazało było to połączenie przewoźnika Intercity - tego, którego rowerzyści nie lubią. Godzinę wcześniej był pociąg Przewozów Regionalnych. 23,60 zł normalny bilet. Uff... Na ten też się zebraliśmy. Nigdy więcej IC. Tylko cena biletu na rower znów powala: 7 zł za jeden. I nie ważne czy jedziesz z Krakowa do Gdańska czy z Wrocławia do Trzebnicy. Siedem to siedem.
Z Kościańskiego miasteczka do Leszna mieliśmy "przyjemność" podróżować z "gimbazą". Zasiedli w ostatnim wagonie dla podróżnych z większym bagażem ręcznym urządzając sobie before party. Rozumiem, że jak się jest młodym, to ma się w głowie próżnię, której przestrzeń wzrasta wraz proporcjonalnie do ilości kompanów. Jednakże nie sposób było się nie odezwać, gdy zaczęli palić papierosy. Nawet jak na "gimbazę" przesada. W Lesznie osiągnęliśmy w końcu spokój, połowa pociągu się wypróżniła uderzając na "balety". Zostaliśmy tylko we dwoje plus jeszcze jeden pan rowerzysta. Zrobiło się miło :)
Więcej na Po keczup i kefir przez Baryczy rewir.