Kolejny dzień leje się skwar z nieba, większość narzeka, a ja to lubię! ;)
Chłopakom z ekipy dzisiaj nie pasował trening, więc postanowiłem ruszyć z Głębokiego. Nawet był to dobry pomysł, biorąc pod uwagę, że dwa moje następne wyścigi to start wspólny. Trzeba się trochę objechać w grupie.
Wychodzę z domu, przed klatką wsiadam na rower, a tu zonk... guma z tyłu. No to sobie pojechałem... jednak szybka zmiana i mocniejsze tempo, i udało się zdążyć na ustawkę w ostatniej chwili. Widmo samotnej jazdy mnie zmotywowało. Ostatnio jakoś mi się nie chce jeździć samemu.
Peleton dzisiaj spory, na początku dość leniwy. Pierwsze 40 km to była sielanka z tętnem regeneracyjnym. Później wyszedłem na zmianę, gdzie dobrze przepaliłem nóżkę. Dotarliśmy do Pasewalk, za którym szyk zmienił się w wężyka, i gdzie zwykle zaczynają się zaciągi. Trochę źle się ustawiłem, bo byłem na tyłach. Jednak dość dobrze wyczułem moment, bo kiedy poszedł zaciąg ja akurat byłem w trakcie przeciskania się do przodu. Grupa najmocniejszych oderwała się, ja ją doszedłem i... poprawiłem ;D Ze mną oderwał się młodszy kolega, z silną jak koń nogą. Pociągnął ostro, ja chwilę jeszcze przytrzymałem i w końcu puściłem. Zostawiliśmy grupę gdzieś 100 m w tyle ;)))
Nie spodziewałem się, że dzisiaj noga tak będzie kręcić, po wczorajszym treningu podjazdów.
Teraz dopiero się przekonałem, że jest progres, skoro w zimę odpadałem przy pierwszym lepszym pociągnięciu, a dzisiaj utrzymywałem się do końca w czubie ;)
Dalej polecieliśmy grupką 8-9 osób "gąsiennicą" lub w podwójnym wachlarzu jak kto woli, w tempie cały czas pod 50 km/h.
Dostałem kilka dobrych rad, jak jeździć w takim szyku. Cały czas jednak byłem mega czujny. Kraksa przed weselem oznaczałaby dożywotni ban na rower od przyszłej żony ;D
Podsumowując, wyszedł kolejny świetny trening. Jestem zadowolony z postępów. Ciekawe co by było, gdyby nie kontuzja na początku wiosny ;)
Więcej na Ciężki trening z mastersami.
Chłopakom z ekipy dzisiaj nie pasował trening, więc postanowiłem ruszyć z Głębokiego. Nawet był to dobry pomysł, biorąc pod uwagę, że dwa moje następne wyścigi to start wspólny. Trzeba się trochę objechać w grupie.
Wychodzę z domu, przed klatką wsiadam na rower, a tu zonk... guma z tyłu. No to sobie pojechałem... jednak szybka zmiana i mocniejsze tempo, i udało się zdążyć na ustawkę w ostatniej chwili. Widmo samotnej jazdy mnie zmotywowało. Ostatnio jakoś mi się nie chce jeździć samemu.
Peleton dzisiaj spory, na początku dość leniwy. Pierwsze 40 km to była sielanka z tętnem regeneracyjnym. Później wyszedłem na zmianę, gdzie dobrze przepaliłem nóżkę. Dotarliśmy do Pasewalk, za którym szyk zmienił się w wężyka, i gdzie zwykle zaczynają się zaciągi. Trochę źle się ustawiłem, bo byłem na tyłach. Jednak dość dobrze wyczułem moment, bo kiedy poszedł zaciąg ja akurat byłem w trakcie przeciskania się do przodu. Grupa najmocniejszych oderwała się, ja ją doszedłem i... poprawiłem ;D Ze mną oderwał się młodszy kolega, z silną jak koń nogą. Pociągnął ostro, ja chwilę jeszcze przytrzymałem i w końcu puściłem. Zostawiliśmy grupę gdzieś 100 m w tyle ;)))
Nie spodziewałem się, że dzisiaj noga tak będzie kręcić, po wczorajszym treningu podjazdów.
Teraz dopiero się przekonałem, że jest progres, skoro w zimę odpadałem przy pierwszym lepszym pociągnięciu, a dzisiaj utrzymywałem się do końca w czubie ;)
Dalej polecieliśmy grupką 8-9 osób "gąsiennicą" lub w podwójnym wachlarzu jak kto woli, w tempie cały czas pod 50 km/h.
Dostałem kilka dobrych rad, jak jeździć w takim szyku. Cały czas jednak byłem mega czujny. Kraksa przed weselem oznaczałaby dożywotni ban na rower od przyszłej żony ;D
Podsumowując, wyszedł kolejny świetny trening. Jestem zadowolony z postępów. Ciekawe co by było, gdyby nie kontuzja na początku wiosny ;)
Więcej na Ciężki trening z mastersami.