Po opadach deszczu w ostatnich dniach (przestał padać dopiero w godzinach porannych), zdecydowaliśmy się że dzisiaj wybieramy trasę w 99% asfaltową. Wody spadło na ziemię tyle, że wszystkie rowy i rzeki wypełniły się po brzegi, a mazowieckie pola zmieniły się w pola ryżowe.
Pierwszy odcinek był z silnym wiatrem bocznych i przednio-bocznym i było dosyć chłodno. Pierwszy nieco dłuższy postój pod sklepem w Czerwonej Niwie, w którym czasem spotykam się z huannem. Sobota popołudniu, mieliśmy nadzieję że mają jeszcze ze dwie drożdżówki... mieli ich całe mnóstwo - z serem, jabłkiem, marmoladą, marmoladą i budyniem, marmoladą i serem, a także pączki z marmoladą, serem, ajerkoniakiem i jeszcze z czymś. Kupiliśmy więc po jednym pączku (na miejscu) i jednej drożdżówce (na drogę). Polecamy ten sklep każdemu rowerzyście w trasie :-)
Kolejny postój to kościół w Kurdwanowie, wielki głaz, który stał od dawna obok i zastanawiałem się jaki pomnik z tego zrobią, był już opatrzony tabliczkami i okazało się że jest to pomnik remontu. Popędziłem przez boisko (obecnie do piłki wodnej) do wierzb nad rzeką Suchą... Sucha wylała i wierzby były w wodzie z wyjątkiem tej keszowej. Zrobiłem generalny serwis, ale gdy wróciłem pod kościół lavinka szczękała zębami i smarkała (nosem).
Podjechaliśmy jeszcze na stary cmentarz, gdzie chciałem reaktywować skrzynkę... były logi nieznalezieni ze zdjęciami dziupli, więc przygotowałem nowy pojemnik. Kontrolnie przegrzebałem próchno w dziupli i... jest! Skrzynka wcale nie zginęła, tylko się dobrze zakamuflowała. Pojechaliśmy dalej nad Bzurę, a w międzyczasie słońce zaczęło się przebijać przez chmury i zrobiło się wyraźnie cieplej. Po drodze mały postój przy cmentarzu z I wojny.
Kozłów Biskupi, zjechaliśmy nad Bzurę, wydeptaliśmy sobie polankę piknikową w pokrzywach (dobrze że temperatura dziś na długie spodnie), poszedłem reaktywować skrzynkę pod mostem, a lavinka znalazła szczątki dzika (gatunek zidentyfikowaliśmy po sierści i raciczkach).
A kawałek dalej natrafiliśmy na taki sprzęt!
Jedziemy do Złotej piękną aleją wierzb rosochatych... a na miejscu kolejny cmentarz wojenny i moja skrzynka. Okazało się, że znalazł ją ktoś niewtajemniczony, ale skrzynkę zgodnie z instrukcjami na pudełku zostawił.
Pod Kozłowem Szlacheckim odkryliśmy przy drodze tajemniczy krzyż... kurczę, wygląda jak niektóre z tych umieszczanych na cmentarzach z pierwszej wojny! Może tu też był jakiś cmentarz, lub mogiła?
Kozłów Szlachecki, kolejny most na Bzurze... miałem informacje że mojej skrzynki może już nie być i faktycznie, skrzynka zniknęła z całym mostem! W tym miejscu jest już nowy most o innej konstrukcji, ale obadałem miejsce i da się zasadzić nową skrzynkę, ale to już następnym razem.
Jedziemy dalej, aż tu nagle... hej, poznaję te krzaki, tu jest kolejny cmentarz wojenny i moja skrzynka, no to szybki serwis i w drogę. Jeszcze tradycyjny postój w Miedniewicach (łódź dożynkowa zniknęła, ale skrzynka jest na miejscu). Jako że lavinka stwierdziła, że warto dobić do 80km, z Wiskitek pojechaliśmy nieco naokoło, a że przejeżdżaliśmy koło domu Werrony, to wpadliśmy z szybką wizytą (Werrona była dziś rowerowo na eSeŁce i szukając naszych skrzynek dojechała do Tarczyna).
Więcej na Mazowsze jak pola ryżowe
Pierwszy odcinek był z silnym wiatrem bocznych i przednio-bocznym i było dosyć chłodno. Pierwszy nieco dłuższy postój pod sklepem w Czerwonej Niwie, w którym czasem spotykam się z huannem. Sobota popołudniu, mieliśmy nadzieję że mają jeszcze ze dwie drożdżówki... mieli ich całe mnóstwo - z serem, jabłkiem, marmoladą, marmoladą i budyniem, marmoladą i serem, a także pączki z marmoladą, serem, ajerkoniakiem i jeszcze z czymś. Kupiliśmy więc po jednym pączku (na miejscu) i jednej drożdżówce (na drogę). Polecamy ten sklep każdemu rowerzyście w trasie :-)
Kolejny postój to kościół w Kurdwanowie, wielki głaz, który stał od dawna obok i zastanawiałem się jaki pomnik z tego zrobią, był już opatrzony tabliczkami i okazało się że jest to pomnik remontu. Popędziłem przez boisko (obecnie do piłki wodnej) do wierzb nad rzeką Suchą... Sucha wylała i wierzby były w wodzie z wyjątkiem tej keszowej. Zrobiłem generalny serwis, ale gdy wróciłem pod kościół lavinka szczękała zębami i smarkała (nosem).
Podjechaliśmy jeszcze na stary cmentarz, gdzie chciałem reaktywować skrzynkę... były logi nieznalezieni ze zdjęciami dziupli, więc przygotowałem nowy pojemnik. Kontrolnie przegrzebałem próchno w dziupli i... jest! Skrzynka wcale nie zginęła, tylko się dobrze zakamuflowała. Pojechaliśmy dalej nad Bzurę, a w międzyczasie słońce zaczęło się przebijać przez chmury i zrobiło się wyraźnie cieplej. Po drodze mały postój przy cmentarzu z I wojny.
Kozłów Biskupi, zjechaliśmy nad Bzurę, wydeptaliśmy sobie polankę piknikową w pokrzywach (dobrze że temperatura dziś na długie spodnie), poszedłem reaktywować skrzynkę pod mostem, a lavinka znalazła szczątki dzika (gatunek zidentyfikowaliśmy po sierści i raciczkach).
A kawałek dalej natrafiliśmy na taki sprzęt!
Jedziemy do Złotej piękną aleją wierzb rosochatych... a na miejscu kolejny cmentarz wojenny i moja skrzynka. Okazało się, że znalazł ją ktoś niewtajemniczony, ale skrzynkę zgodnie z instrukcjami na pudełku zostawił.
Pod Kozłowem Szlacheckim odkryliśmy przy drodze tajemniczy krzyż... kurczę, wygląda jak niektóre z tych umieszczanych na cmentarzach z pierwszej wojny! Może tu też był jakiś cmentarz, lub mogiła?
Kozłów Szlachecki, kolejny most na Bzurze... miałem informacje że mojej skrzynki może już nie być i faktycznie, skrzynka zniknęła z całym mostem! W tym miejscu jest już nowy most o innej konstrukcji, ale obadałem miejsce i da się zasadzić nową skrzynkę, ale to już następnym razem.
Jedziemy dalej, aż tu nagle... hej, poznaję te krzaki, tu jest kolejny cmentarz wojenny i moja skrzynka, no to szybki serwis i w drogę. Jeszcze tradycyjny postój w Miedniewicach (łódź dożynkowa zniknęła, ale skrzynka jest na miejscu). Jako że lavinka stwierdziła, że warto dobić do 80km, z Wiskitek pojechaliśmy nieco naokoło, a że przejeżdżaliśmy koło domu Werrony, to wpadliśmy z szybką wizytą (Werrona była dziś rowerowo na eSeŁce i szukając naszych skrzynek dojechała do Tarczyna).
Więcej na Mazowsze jak pola ryżowe