Dokładnie w rocznicę ubiegłorocznego spotkania i w tym roku Misiacz zarządził spotkanie na działce.
Zjechało się wiele osób lubiących jeździć rowerami.
Co prawda z opóźnieniem , ale ja też dojechałem.
Niestety nie wszystkim dane było uczestniczyć w imprezie bo informacje wysłane drogą internetową do wielu osób nie dotarły . ( gdyby nie wczorajsze spotkanie z Misiaczem w "Starej Komendzie" - też bym nie wiedział).
Ale to już siła wyższa albo ........ robota tajnych agencji.
Jako że dojechałem , to upamiętniłem to spotkanie kilkoma fotkami.
Zresztą nie tylko ja.
Z czasem zrobiło się chłodno.
Misiacz , na wszelki wypadek , zgromadził zestaw śpiworów.
Jedni grzali się pod śpiworami a inni przy grillu .
W związku z niską temperaturą i oziębieniem nastrojów Monter ( widoczny na drugim planie) postanowił pojechać do domu po siekierę aby móc narąbać drewna na ognisko.
I zapłonęło ognisko.
Wreszcie można było się napić piwa aby schłodzić żar buchający z ogniska.( wcześniej zimne piwo powodowało drętwienie zębów).
Monter ( no nie tylko on ) wytrwale , z narażeniem życia i portek ( trzeba było przełazić przez płot) regularnie dostarczał paliwa do ogniska.
Wszyscy z podziwem patrzyli na jego wyczyny.
A ci co nie patrzyli , w kółko gadali na temat dwóch kółek.
A ogień wciąż płonął.
Stół w pełni zastawiony.
A z grilla wciąż donoszono następne porcje smakołyków.
Było wesoło i rozmowy powoli zaczęły schodzić na wspomnienia i plany wycieczek rowerowych.
No poza tym kącikiem. Tu gadano o górach zdobywanych pieszo albo na deskach.
Słoneczko zaszło i zrobiło się nastrojowo.
No cóż czas wracać do domu.
Zimno , ciemno i kawałek drogi do domu.
Wreszcie w domku.
Jeszcze rzut oka na księżyc na tle jodły
I czas pójść spać.
Dziękuję organizatorom i ich gościom za mile spędzony czas i ............ do łóżka jutro też trzeba wcześnie wstać.
Więcej na Gril u "Misiacza" czyli cykliczne spotkanie rowerzystów.
Zjechało się wiele osób lubiących jeździć rowerami.
Co prawda z opóźnieniem , ale ja też dojechałem.
Niestety nie wszystkim dane było uczestniczyć w imprezie bo informacje wysłane drogą internetową do wielu osób nie dotarły . ( gdyby nie wczorajsze spotkanie z Misiaczem w "Starej Komendzie" - też bym nie wiedział).
Ale to już siła wyższa albo ........ robota tajnych agencji.
Jako że dojechałem , to upamiętniłem to spotkanie kilkoma fotkami.
Zresztą nie tylko ja.
Z czasem zrobiło się chłodno.
Misiacz , na wszelki wypadek , zgromadził zestaw śpiworów.
Jedni grzali się pod śpiworami a inni przy grillu .
W związku z niską temperaturą i oziębieniem nastrojów Monter ( widoczny na drugim planie) postanowił pojechać do domu po siekierę aby móc narąbać drewna na ognisko.
I zapłonęło ognisko.
Wreszcie można było się napić piwa aby schłodzić żar buchający z ogniska.( wcześniej zimne piwo powodowało drętwienie zębów).
Monter ( no nie tylko on ) wytrwale , z narażeniem życia i portek ( trzeba było przełazić przez płot) regularnie dostarczał paliwa do ogniska.
Wszyscy z podziwem patrzyli na jego wyczyny.
A ci co nie patrzyli , w kółko gadali na temat dwóch kółek.
A ogień wciąż płonął.
Stół w pełni zastawiony.
A z grilla wciąż donoszono następne porcje smakołyków.
Było wesoło i rozmowy powoli zaczęły schodzić na wspomnienia i plany wycieczek rowerowych.
No poza tym kącikiem. Tu gadano o górach zdobywanych pieszo albo na deskach.
Słoneczko zaszło i zrobiło się nastrojowo.
No cóż czas wracać do domu.
Zimno , ciemno i kawałek drogi do domu.
Wreszcie w domku.
Jeszcze rzut oka na księżyc na tle jodły
I czas pójść spać.
Dziękuję organizatorom i ich gościom za mile spędzony czas i ............ do łóżka jutro też trzeba wcześnie wstać.
Więcej na Gril u "Misiacza" czyli cykliczne spotkanie rowerzystów.