O tym czy pojadę na ten rajd zdecydowałem w zasadzie godzinę przed rozpoczęciem. Dziś jakoś tak nieogranięty byłem, nie wziąłem kluczy, nie zakręciłem bidonu do końca i 1/3 zawartości mi się wylała... o 9:15 wyjazd i niemalże punktualnie jestem na rynku w Wojniczu. Na Rynku sporo rowerów, no i ludzi. Szybkie spojrzenie na ludzików, kilka znajomych twarzy. Dostałem "numerek" na rower, niby w oczy rzuca się nr 11, ale to chodzi o 11 listopada 2012. Najpierw część oficjalna, później startujemy na bombach (eskorta radiowozu :) ) Jedziemy jakoś poza główną drogą, bodaj przez Łukanowice, pewnie na mapce też źle zaznaczyłem bo nie pamiętam już jak jechaliśmy.
Szybko znajduje mnie Lechita i towarzyszy mi przed sporą część rajdu :) Dojeżdżamy do Dunajca i odbijamy w prawo. Na tej drodze zaszły dla mnie spore zmiany, kiedy jechałem tam ostatni raz nie było tam tyle żwiru. Gdy asfalt się "kończy" w sporej czyli 2-osobowej grupie odbijamy na "objazd niebieskiego szlaku" i na końcu objazdu czekamy na grupę, która dosyć długo kąpała się w błocie. Dojeżdżamy do domu weselnego w Szczepanowicach, kawałek asfaltu w prawo i podjazd w kierunku Lubinki również asfaltem. Podjazd zweryfikował zarówno rowerzystów jak i rowery bo składakiem to tam raczej było mało prawdopodobne wyjechać. Powoli przeciskam się pomiędzy ledwo jadącymi rowerami i wtedy dostrzegłem z przodu żółtą koszulkę czyli Jasia(?) Postarałem się go dogonić, udało się, pytam gdzie mu się tak spieszy :P, on że zaraz wraca w dół i jedzie drugi raz. No to ja z nim :) Wyjechaliśmy, podczas zjazdu co niektórzy się na nas nieco dziwnie patrzyli, ale cóż nie każdy jest normalny.
Podczas drugiego podjazdu ja jechałem już nieco wolniej niż za 1 razem, Jasiek jechał prawie że rekreacyjnie. Odjechałem mu i to nawet sporo, na szczycie pod sklepem, był kolejny i dosyć długi postój, bo jednak nieco się zmęczyłem, a że jeszcze męczę się z przeziębieniem to już nie jechałem 3 raz bo chciałem w przyzwoitym jeszcze tempie wrócić do domu.
Gdy grupa się zebrała to pojechaliśmy nieco wyżej asfaltem, pod pomnik, nawet nie wiem dokładnie jaki. Tam też chwila postoju, następny nieco dalej(jakieś 200m?) tyle że z widokiem na Tatry, zdjęć nie robiłem bo miałem tylko pompkę do roweru :P. Wszystkich postojów nie opisuję bo by to zajęło zbyt długo miejsca. Dalej przez Lubinkę na Rychwałd, na Krzyżówkę i już docelowo zjazd pod cmentarz w Łowczówku. Nie wiem o której dokładnie zajechaliśmy, pewnie coś przed 13 Tam dłuższy postój i docelowy cel rajdu. Nauczyłem się nawet trochę z historii przy okazji, zjadłem bigos :) i dostałem pamiątkowy medal.
Czas ruszać w drogę powrotną, pojechaliśmy na skrzyżowanie na szczycie Lubinki, odbicie na Rzuchową i zaraz skręt w las, ominięcie szlabanu, fajną szutrową trasą i jesteśmy pod kościołem w Szczepanowicach. Czekamy 4 minuty na peleton i jedziemy już pod zajazd Dunajec przez niebieski szlak, tym razem z uwzględnieniem Objazdu. Nawet chwilkę prowadziłem grupę.
Pod zajazdem część decyduje się jechać na rynek do Wojnicza, reszta rozjeżdża się każdy w swoją stronę. My wracamy przez Buczynę, W Zbylitowskiej na Mościce jedzie Lechita, ja z kolegą na Krossie odbijamy na Spacerową. Tam mijamy Pana Staszka który ciężko trenuje, i kolega na Krossie też odbija w swoją stronę. Ja natomiast wracam wzdłuż obwodnicy i minuta osiem jestem w domu, żartuję, trochę więcej mi to zajęło.
Dystans z grubsza powinien się zgadzać, Rajd bardzo udany, Podziękowania dla organizatorów i wszystkim za świetne towarzystwo. Kto nie był niech żałuje i przyjeżdża za rok.
Więcej na I Rowerowy Rajd Niepodległości Wojnicz-Łowczówek
Szybko znajduje mnie Lechita i towarzyszy mi przed sporą część rajdu :) Dojeżdżamy do Dunajca i odbijamy w prawo. Na tej drodze zaszły dla mnie spore zmiany, kiedy jechałem tam ostatni raz nie było tam tyle żwiru. Gdy asfalt się "kończy" w sporej czyli 2-osobowej grupie odbijamy na "objazd niebieskiego szlaku" i na końcu objazdu czekamy na grupę, która dosyć długo kąpała się w błocie. Dojeżdżamy do domu weselnego w Szczepanowicach, kawałek asfaltu w prawo i podjazd w kierunku Lubinki również asfaltem. Podjazd zweryfikował zarówno rowerzystów jak i rowery bo składakiem to tam raczej było mało prawdopodobne wyjechać. Powoli przeciskam się pomiędzy ledwo jadącymi rowerami i wtedy dostrzegłem z przodu żółtą koszulkę czyli Jasia(?) Postarałem się go dogonić, udało się, pytam gdzie mu się tak spieszy :P, on że zaraz wraca w dół i jedzie drugi raz. No to ja z nim :) Wyjechaliśmy, podczas zjazdu co niektórzy się na nas nieco dziwnie patrzyli, ale cóż nie każdy jest normalny.
Podczas drugiego podjazdu ja jechałem już nieco wolniej niż za 1 razem, Jasiek jechał prawie że rekreacyjnie. Odjechałem mu i to nawet sporo, na szczycie pod sklepem, był kolejny i dosyć długi postój, bo jednak nieco się zmęczyłem, a że jeszcze męczę się z przeziębieniem to już nie jechałem 3 raz bo chciałem w przyzwoitym jeszcze tempie wrócić do domu.
Gdy grupa się zebrała to pojechaliśmy nieco wyżej asfaltem, pod pomnik, nawet nie wiem dokładnie jaki. Tam też chwila postoju, następny nieco dalej(jakieś 200m?) tyle że z widokiem na Tatry, zdjęć nie robiłem bo miałem tylko pompkę do roweru :P. Wszystkich postojów nie opisuję bo by to zajęło zbyt długo miejsca. Dalej przez Lubinkę na Rychwałd, na Krzyżówkę i już docelowo zjazd pod cmentarz w Łowczówku. Nie wiem o której dokładnie zajechaliśmy, pewnie coś przed 13 Tam dłuższy postój i docelowy cel rajdu. Nauczyłem się nawet trochę z historii przy okazji, zjadłem bigos :) i dostałem pamiątkowy medal.
Czas ruszać w drogę powrotną, pojechaliśmy na skrzyżowanie na szczycie Lubinki, odbicie na Rzuchową i zaraz skręt w las, ominięcie szlabanu, fajną szutrową trasą i jesteśmy pod kościołem w Szczepanowicach. Czekamy 4 minuty na peleton i jedziemy już pod zajazd Dunajec przez niebieski szlak, tym razem z uwzględnieniem Objazdu. Nawet chwilkę prowadziłem grupę.
Pod zajazdem część decyduje się jechać na rynek do Wojnicza, reszta rozjeżdża się każdy w swoją stronę. My wracamy przez Buczynę, W Zbylitowskiej na Mościce jedzie Lechita, ja z kolegą na Krossie odbijamy na Spacerową. Tam mijamy Pana Staszka który ciężko trenuje, i kolega na Krossie też odbija w swoją stronę. Ja natomiast wracam wzdłuż obwodnicy i minuta osiem jestem w domu, żartuję, trochę więcej mi to zajęło.
Dystans z grubsza powinien się zgadzać, Rajd bardzo udany, Podziękowania dla organizatorów i wszystkim za świetne towarzystwo. Kto nie był niech żałuje i przyjeżdża za rok.
Obok cmentarza w Łowczówku© labudu
Spec szuka grzybów pod drzewem© labudu
Więcej na I Rowerowy Rajd Niepodległości Wojnicz-Łowczówek